czwartek, 31 stycznia 2013

Kuchenny niezbędnik w "zdrowej kuchni"

Dziś post o "lekkiej" tematyce. Piszę go, ponieważ ostatnio poczyniłam niewielkie zakupy w Ikei i nie wyobrażam sobie jak bez tych rzeczy mogłam do tej pory funkcjonować ;)





Spryskiwacze nie zostały zakupione do kuchni :D
Będą one służyły moim roślinkom i czasami przydają się w czasie, kiedy moje koty mają "spięcie" :D

A teraz po kolei.
Plastikowe pojemniki z zakrywkami:


Posiadam już w domu takie komplety pojemników o różnej wielkości, ale poszukiwałam czegoś "na równe porcje". Mniejsze kosztowały 5,99 zł za 3 sztuki, a większe 9,99zł ;)
Można w nich podgrzewać posiłki w mikrofali i moim zdaniem są idealne na "porcje na raz". Uważam, że każdy, kto planuje rozsądnie się odżywiać powinien zaopatrzyć się w pojemniki do przechowywania żywności ;). Te dodatkowo można mrozić i myć w zmywarce :)

Akcesoria kuchenne:




W końcu zakupiłam "trzepaczkę". Trzepaczka była w komplecie z tym czymś drugim do mieszania sosu w czasie zagęszczania za oszałamiającą cenę 3,79 zł (albo 3,99 zł).
Testowałam ją już wielokrotnie i nie wiem jak mogłam bez niej żyć. Przygotowanie składników na omlet to 30 sek :D, a kiedyś wyciągałam mikser :D.
Polecam każdemu zakup trzepaczki :)
Jak widzicie zakupiłam jeszcze łopatkę (łopatek nigdy za wiele), zaparzacze do ziółek :D oraz pędzelki, żeby czasami coś posmarować rozkłóconym jajem przed pieczeniem :)
Wszystko można myć w zmywarce (nie jestem pewna czy zaparzacze też można). A ceny tych produktów to jakaś "groszowa" sprawa:
zaparzacz 2,50 zł/sztuka
łopatka ok 2 zł/sztuka
pędzelki 13 zł/komplet (czyli te dwa, które tu widzicie).

Nie mam aktualnego zdjęcia blendera, ale pisałam o nim tu.
Nie wiem jak mogłam bez blendera żyć :). Poszerzyły się moje możliwości "posiłkowe".
Muszę jeszcze tylko zaopatrzyć się w takie nieduże formy do zapiekania na jedną osobę (czasami łatwiej zważyć posiłek przed upieczeniem, niż po...). Mając takie formy szykowałabym dwie oddzielne porcje ;) i wówczas mogłyby się czymś różnić :)

A na koniec pokaże Wam moją mieszankę ziółek:



Smaczne nie są, ale mają mi pomóc, a czego się nie robi dla zdrowia :)

Możecie również zauważyć łapkę (rączkę) Ryszarda :D. W tej mieszance znajduje się bowiem zioło, które kochają koty :D
Jeszcze przez ponad godzinę Ryszard nie chciał odczepić się od ziołowego miksu :D. Ale mocne wietrzenie pokoju pomogło pozbyć się zapachu ziółek a z puszki żadna woń się nie wydobywa :D

Kicia

środa, 30 stycznia 2013

Kicia gotuje: gołąbki

Ostatnio częściej gotuję inne rzeczy niż zwykle (czyli inne niż ryż i kurczak, oraz kurczak z ryżem i jeszcze brokuły i kurczak :D).
I tak wczoraj zrobiłam gołąbki :) - obawiałam się, że wyjdą (delikatnie mówiąc) "średnie", a wyszły na prawdę smaczne (tak mówił mój partner - oszzz jaka dumna jestem :D).

Czas na recepturę:
Gołąbki:
Składniki:
- 500g mięsa mielonego z szynki wieprzowej (ja kupuję w Biedronce)
- 100g ryżu czyli torebka ryżu białego
- jaja
- przyprawy według uznania (u mnie: 2 ząbki czosnku, pieprz, sól, papryka słodka, papryka ostra)
- kapusta włoska.

Przygotowanie:
Z kapusty wycinamy głąb. W wielkim garnku, który pomieści główkę kapusty zagotowujemy lekko osoloną wodę. Kiedy już doprowadzimy ją do wrzenia ostrożnie wkładamy główkę kapusty (kapusta powinna być przykryta wodą), przykrywamy i na "małym ogniu" gotujemy ok 15 minut do momentu aż liście staną się plastyczne (czas jest orientacyjny, wszystko zależy od zwartości i wielkości kapusty).
W czasie kiedy kapusta się "zaparza" przygotowujemy nadzienie.
Ugotowany wcześniej według przepisu i ostudzony ryż łączymy z mięsem. Wbijamy jajo (albo dwa według uznania; ja do swoich gołąbków wbiłam 2 jaja). Przyprawiamy całość nasza ulubioną i pasującą mieszanką. Ja używam soli, pieprzu, czosnku świeżego, papryki słodkiej i ostrej, gałki muszkatołowej oraz mieszanki ziół (majeranek, cząber itd ;)). Wszystko dokładnie mieszamy.
Teraz już zostało nam tylko wyjęcie zaparzonej kapusty z garnka (to trudna operacja jak dla mnie :D) i utworzenie gołąbków.

Teraz w garnku na dno kładziemy liście kapusty, tak by dno się przykryło (to zabezpiecza przed przypaleniem ;)) i układamy nasze gołąbki. Całość zalewamy bulionem (może być z kostki, jeśli to Wam nie przeszkadza) i gotujemy pod przykryciem na małym ogniu ok 1 godziny.

Gołąbki trzeba "podglądać" bowiem czas gotowania zależy od warstwy kapusty, wielkości gołąbków itd :)

Niestety nie zrobiłam zdjęć w czasie przygotowywania, ale mogę pokazać Wam efekt finalny.



Jak widać liście mojej kapusty były wielkie, stąd też gołąbki wydają się dość spore. Liście są jasne, bo pochodzą z wnętrza kapusty, całość nie zmieściła mi się go garnka ;) i zewnętrzne liście musiałam odciąć przed gotowaniem.
Oczywiście gotowe gołąbki można polać ketchupem, albo zrobić sos pomidorowy.

A teraz bardzo ważna część całego przepisu, czyli wartości odżywcze:



Wyszło mi 13 gołąbków, a więc 1 sztuka to:
Kalorie:
132
Rozkład B/T/W:
8/ 8,4/ 6

Do bilansu nie wlicza się warzyw i owoców poza korzeniowymi (jak marchew) i kilkoma innymi ;) dlatego w rozpisce pojawiły się 1 g porcje kapusty i czosnku (nie da się tam wpisać 0, a warto zapisać wszystkie składniki dania)

Smacznego!!

Oczywiście gołąbki są bezglutenowe (no chyba, że dołożycie bułkę, albo jakąś przyprawę z glutenem)

Kicia

wtorek, 29 stycznia 2013

Kicia gotuje: bezglutenowy omlet

Dziś zapraszam na smaczny i bezglutenowy omlet :)

Składniki:
- 2 jaja
- 50 g mąki kukurydzianej (ok 4 łyżek stołowych)
- 2 łyżki stołowe mleka ryżowego
- odrobina sody oczyszczonej (dołożyłam "na czubku" łyżeczki)
- szczypta soli
- olej kokosowy do smażenia
- dodatki według uznania

Wszystkie składniki mieszamy (ja nie dokładam dodatków do "masy", bo wolę położyć sobie nieprzetworzone owoce na wierzch), podgrzewamy olej i wylewamy na patelnię. Następnie na niewielkim ogniu i pod przykryciem czekamy aż wierzch naszego posiłku delikatnie się zestali. Kolejny krokiem jest przerzucenie omleta na drugą stronę. Chwilę smażenia już bez przykrywania i gotowe :)







Na koniec położyłam na omlecie pokrojoną pomarańczę :)

Było bardzo dobre. Myślę, że z dżemikiem byłoby cudowne, ale ograniczam "słodkości"

Kaloryczność:
416 kcal
Rozkład B/T/W:
20/12/57

Moim zdaniem idealny posiłek po treningowy :)

Smacznego!!!

Kicia

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Jak zacząć ćwiczyć?

Dziś pragnę przedstawić Wam mój punkt widzenia związany z początkiem ćwiczeń. Jak się zmotywować i nie zniechęcić od razu i jak wytrwać w swoich postanowieniach dotyczących aktywności fizycznej.

Ostatnio natrafiłam na program w TV, w którym uczestnik poddaje się swojemu trenerowi i w efekcie ma schudnąć. Odnalazłam tytuł tego programu: "Ekstremalny kurs piękna". Oglądając go doznałam "szoku". Trener "katuje" swoich podopiecznych, zmusza ich do morderczych treningów (w odcinku, który widziałam uczestniczka wymiotowała... po wysiłku), pilnuje diety ("ryba, sałata, woda" - tak czasami wygląda tam dieta...). Efekty są, ale czy w ten sposób ten trener zmieni ich życie? Czy nie stanie się tak, że sport (ogólnie wysiłek fizyczny) tym biedakom chcącym schudnąć będzie kojarzył się tylko z potem, łzami i wymiocinami? I czy kiedy kamery znikną z ich życia ci ludzie nie zaczną na nowo jeść i tyć? Czy będą dalej ćwiczyć?
A swoją drogą uważam, że część z tych "ćwiczeń", które prezentuje prowadzący jest wręcz niebezpieczna dla zdrowia tych "chcących schudnąć". Bo pamiętać musimy, że ktoś z 20-30 kg nadwagi nie powinien biegać, ale może maszerować. A jeśli nie wiecie to bieg od marszu różni się wystąpieniem fazy lotu. W biegu jest taki moment, gdzie obie nogi oderwane są od podłoża, a więc "upadamy" z pewnej wysokości bardzo obciążając kolana. W marszu tej fazy nie ma i zawsze jedna ze stóp ma kontakt z podłożem!

Oto moje rady dotyczące początkujących sportowców :)
1. Nie porywaj się z motyką na Słońce (i tu pewnie dostanę od Was zje.. opierdziel :D, ale zaraz wszystko stanie się jasne)
Właśnie mijają 4 lata od kiedy "zasiadłeś" na kanapie. Twoją główną aktywnością była zmiana kanałów oraz sięganie po jedzenie (mogło być zdrowe - w tym momencie nie ma to tak wielkiego znaczenia). Twój brzuch urósł, ciało straciło jędrność i teraz chcesz to zmienić - chcesz zbudować piękną sylwetkę. To wspaniale! Siadasz więc przed komputerem i natrafiasz na "forum", gdzie piszą "biegaj godzinę dziennie to schudniesz, biegaj przed śniadaniem - schudniesz, skacz na skakance przez 20 minut - schudniesz, zrób 1000 przysiadów - schudniesz"...
Niektórzy w takiej sytuacji wychodzą przed dom i biegną... powiedzmy, że kanapowcowi jakimś cudem uda się biec bez przerwy przez 30 minut... Wróci do domu, upadnie na kanapę i co zrobi jutro? 
Pewnie będzie miał takie zakwasy, że w pracy weźmie "dzień na żądanie" i nie będzie wiedział jak podnieść się z łóżka by iść do toalety. I myślicie, że w takiej sytuacji jutro znowu pobiegnie?

Ja przechodziłam przez różne warianty "początkowe". 
Jak dziś pamiętam, kiedy pierwszy raz wyszłam na marszobiegi z moim partnerem... system 2 minuty biegu i 4 minuty marszu. Całość powtórz 5 razy...
Byłam gruba (nadal jestem, ale wiele się od tamtego czasu zmieniło), bez kondycji i bez wiary w siebie. Nie dałam rady ukończyć całego treningu - mało tego: nie byłam w stanie biec przez 2 minuty!!!. Potem wychodziłam z domu na marszobiegi ze łzami w oczach. A teraz już wiem, że na początku źle podchodziłam do sprawy.
Chcesz zacząć uprawiać jakiś sport (np. lubisz jazdę na rowerze) zaczynaj pomału! Oceń swoje możliwości i na początku KONIECZNIE rób tylko tyle ile czujesz, że jesteś w stanie zrobić!
To bardzo ważne, by w pierwszej fazie (ja nazywam ją "zaznajamianiem") nie zniechęcić się. Jesteś w stanie przebiec 100 m zrób to, a potem maszeruj tak, by w efekcie uzyskać 30 minut aktywności. Masz w domu rower stacjonarny i znowu chcesz z niego korzystać? Zacznij z małym oporem od 10 - 15 minut i pomału zwiększaj czas treningu i opór. 
Jeśli przez dłuższy okres nie byłeś aktywny fizycznie i tak będziesz miał zakwasy, ale w ten sposób dasz sobie czas, by przyzwyczaić się do aktywności i nie zniechęcisz się po jednym treningu.

2. Wybierz aktywność, która do Ciebie przemawia

Jeśli jesteś miłośnikiem tenisa i stać Cię, by wykupić lekcje, opłacić kort to zacznij od tenisa. Jeśli zawsze chciałeś, drogi Czytelniku, jeździć na rolkach to kup sobie rolki i wyjdź z domu. Jeśli Twoją pasją jest zwiedzanie to połącz ją z jazdą na rowerze: będziesz mógł zwiedzać okoliczne tereny i zabytki, a przy okazji popracujesz nad swoją kondycją. Jeśli lubisz oglądać piękne kobiece ciało to włącz ZWOW i ćwicz razem z nią ;) - rozumiecie o co mi chodzi?
Bo jeśli ktoś będzie Was zmuszał do biegania, a Wy tego nie znosicie to prędzej czy później zaprzestaniecie, a przecież nie o to chodzi.

3. Jaki sprzęt kupić na początek, bo jak mam zacząć ćwiczyć bez sprzętu? 

Jaki sprzęt na początek? Moim zdaniem żaden :)
Jeśli jesteś kanapowcem, który męczy się wchodząc na 2 piętro to wystarczy Ci Twoje własne ciało :)
Obciążenie jakie nosisz codziennie jest wystarczającym sprzętem ;)
Jeśli już miałabym doradzać "sprzęt dla początkujących" to zaproponowałabym zakup maty do ćwiczeń oraz adidasów (osobiście nie wyobrażam sobie treningu siłowego, czy jakiegokolwiek bez obuwia). Jeśli nie planujesz podskoków tylko będziesz stawiał na "statyczne" ćwiczenia to trampki wystarczą. Chodzi o to, żeby nogi się nie rozjeżdżały podczas treningu.
A co z obciążeniami? No przecież jak mam robić trening siłowy bez obciążeń?
Na początek wystarczą butelki z wodą: najpierw pół litrowe, a potem większe. Oczywiście nie dasz rady wykonać nimi wszystkich ćwiczeń, ale "zestaw początkowy" jak najbardziej tak. A z czasem, kiedy już się rozćwiczysz, a Twoje ciało będzie gotowe na więcej zainwestuj w hantle i obciążenia. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem są hantle z możliwością zmiany obciążenia. Bo ćwicząc regularnie szybko zauważysz progres i dokupowanie kolejnej pary hantli jest nieekonomiczne i niestety każda kolejna para na podłodze to mniej miejsca do ćwiczeń.

4. Ćwicz, gdzie chcesz :)

Ja preferuję treningi w domu. Wówczas nie czuję się skrępowana i nie myślę o tym, że "fałdkę" mi widać. Jeśli Ty, czujesz się dobrze ze swoim ciałem, nie masz oporu przed ćwiczeniem wśród innych ludzi i stać Cie na to, to udaj się na siłownię. Tam znajdziesz potrzebny sprzęt i fachową pomoc trenerów.
Jeśli natomiast nie masz pieniędzy/ masz zbyt daleko do klubu/ wstydzisz się to spokojnie możesz ćwiczyć w domu i jedyne czego potrzebujesz to 2x2 m powierzchni :) W treningu w warunkach domowych możesz wykorzystać krzesło, stół, kanapę, fotele - właściwie każdy domowy sprzęt :)

5. Stawiaj sobie realne, ale ambitne cele.

Kiedy już się trochę zaznajomisz z aktywnością, zakwasy nie będą Cię zabijały to zacznij stawiać sobie REALNE cele, np. biegniesz przez 2 minuty a 28 minut maszerujesz (marsz, a nie spacer!) i nie sprawia Ci to już problemu to teraz dołóż kolejne 2 minuty biegu w połowie marszu. Teraz zapewne dasz radę i nie zniechęcisz się.W ten sposób ciało zacznie się rozwijać, kondycja wzrastać a Ty będziesz czuł się szczęśliwy i pełen energii i chęci do kolejnych wyzwań.

6. Jedź rozsądnie i regularnie

Ciężko jest wymagać, by jeść co 3 godziny. Bo będąc w pracy 8 godzin musiałbyś mieć 2 przerwy, a kto nam je da? :) Dlatego staraj się jeść w miarę regularnie. I zwracaj też uwagę na to, co jesz: sięgaj po produkty nieprzetworzone i sezonowe. Jeśli jest to możliwe przyrządzaj posiłki w domu - wtedy masz pewność jakie produkty zostały w nich wykorzystane. No i nie popadaj w paranoję. Jeśli zjesz batona to świat się nie zawali, ale pamiętaj, że nie może to się stać rutyną!

7. Wyeliminuj słodycze

Według mnie słodycze uzależniają. I nie chodzi tu tylko o ciasteczka, cukiereczki i batoniki, ale o czipsy, słodzone napoje i cukier w kawie i herbacie.
Pamiętam jak mi było ciężko, kiedy postanowiłam ze wszystkiego zrezygnować. Uczucia jakie mi towarzyszyły to irytacja, złość, prawie depresja, nienawiść do słodyczożerców, smutek itd :D - teraz jak o tym myślę to śmiać mi się chce, ale tak było. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że trudniej było mi się odzwyczaić od słodyczy niż rzucić palenie (a byłam nałogowym palaczem. Przez 7 lat nie rozstawałam się z papierosami i zapalniczką i mając do wyboru: papierosy czy jedzenie chyba wtedy wybrałabym papierosy). 
Ale mam też dobrą nowinę: na początku jest ciężko, ale z czasem słodycze mogą przestać istnieć. Stają się obojętne, a kiedy na urodzinach u cioci sięgniecie po kawałek tortu wyda się Wam niesamowicie słodki i w tej słodkości aż niesmaczny :D.

8. Na początku wykonuj ćwiczenia dla początkujących

Nie ma się czego wstydzić. Kiedy idziesz na siłownię i ktoś Ci każe robić pompki klasyczne uświadom go, że dopiero zaczynasz i bez względu na płeć rób pompki na kolanach. Jeśli robisz wykroki utrzymuj prawidłową postawę i pamiętaj, że nie musisz schodzić bardzo nisko. To samo tyczy się przysiadów: lepiej z prawidłową postawą wykonać 5 niepełnych, niż opuszczać tyłek do samej podłogi i bardzo szybko złapać kontuzję.

9. Nie bój się treningu siłowego!

Trening siłowy nie gryzie, a jedynie pomoże Ci bez względu na to, jaką dyscyplinę sportu chcesz uprawiać :) I pamiętaj, że nie da się zbudować takiej masy jak Koksu czy Pudzian (za starych, dobrych czasów) w rok. Żeby tak wyglądać trzeba naprawdę się postarać, pilnować co i ile się je, ćwiczyć regularnie itd.

10. Eksperymentuj!

Jeśli już się rozćwiczysz to spróbuj czegoś nowego. Grasz w tenisa zawsze z tym samym partnerem? To może zamień go na kogoś innego, albo zagraj debla. Biegasz ciągle tą samą trasą - zmień ją! :)
Nigdy nie grałeś w siatkówkę - spróbuj!
Takie zmiany sprawiają, że poznajemy nowe dyscypliny, nasze ciała inaczej pracują, a my coraz więcej umiemy :)

Oto mój punkt widzenia i mój sposób na to, by nie znudzić się sportem :)
Swoją drogą już nie mogę się doczekać lepszej pogody i moich treningów biegowych w lesie (no dobra... nie oszukujmy się: tempo mojego biegania jest pewnie jak marsz niejednego z Was, moi drodzy Czytelnicy, ale i tak jestem dumna z tego, że w ogóle biegam ;))


Kicia

środa, 16 stycznia 2013

Powrót do aktywności po kontuzji: suplementacja


UWAGA!!! Wszystkie zamieszczone poniżej informacje pochodzą z ogólnodostępnych źródeł oraz przedstawiają mój punkt widzenia odnośnie suplementacji i odżywiania. Nie jestem lekarzem ani dietetykiem z wykształcenia i ten post nie zastąpi żadnej profesjonalnej konsultacji :)

A teraz zapraszam do czytania ;)
W TV aż roi się od reklam promujących preparaty "wspomagające stawy", poprawiające ich sprawność itd.
Najczęściej zawierają one glukozaminę lub kolagen.
Przyjrzyjmy się tym specyfikom i zastanówmy chwilę zanim je kupimy.
Glukozamina (łac. Glucosaminum) – organiczny związek chemiczny pochodzenia naturalnego. Przypuszczano, że przyczynia się ona do odbudowy chrząstki stawowej i może wywierać wpływ na zmniejszanie odczuwania bólu oraz sprawniejsze funkcjonowanie stawów. Preparaty siarczanu glukozaminy wykorzystywane są przy wspomaganiu leczenia choroby zwyrodnieniowej stawów. W roku 2001 opublikowano badanie wskazujące, że lecznicze działanie glukozaminy nie jest pewne. Metaanaliza opublikowana w 2010 roku stwierdza, że w porównaniu z placebo, glukozamina, a także chondroityna i ich połączenie nie zmniejszają bólu stawów i nie mają wpływu na zwężenie szpary stawowej. We wnioskach z badania zaleca się odstąpienie od refundacji leczenia glukozoaminą i zaprzestanie przepisywania tego związku przez lekarzy. (źródło:wiki)
Jak więc się okazało, glukozamina to placebo. Nie działa na stawy (chociaż natknęłam się na artykuł, który informował o tym, że na odsetek pacjentów jednak działa - niestety nie mogę go odnaleźć...Ale nawet jeśli tak jest to jakie jest prawdopodobieństwo, że to właśnie Ty jesteś tym odsetkiem?)
Znalazłam jeszcze dwa ciekawe artykuły

Pod nimi możecie poczytać opinie użytkowników i ich doświadczenia z glukozaminą.
W Polsce jest masa produktów z glukozaminą:
  • Stawomax
  • Flexodon
  • Artresan
  • Artreum
  • Glukozamina
  • Glucosamine
  • Bio-Glukozamina
  • ArthroStop
  • ArthroStop Plus 
a ich ceny zaczynają się od ok. 20 zł. Zastanówmy się lepiej czy warto wydać te 20 zł (mówię o najtańszych preparatach) na tabletki o działaniu niepotwierdzonym, czy też zakupić golonkę wieprzową i zrobić galaretkę (tzw. "zimne nóżki" - też tak u Was się to nazywa?)  A dlaczego golonka i galaretka o tym później ;)

Najciekawsze jest to, że kiedy 2 lata temu miałam skręconą nogę to po zdjęciu gipsu lekarz zalecił mi zakup ArthroStopu właśnie "na regenerację chrząstki stawowej"... Jak to możliwe, że lekarz, który ma leczyć i pomagać zaleca "placebo"? W tym roku lekarz nie zalecił mi nic :D, ale ta wizyta była wyjątkowa :D

Kolagen – główne białko tkanki łącznej. Ma ono bardzo wysoką odporność na rozciąganie i stanowi główny składnik ścięgien. Jest odpowiedzialny za elastyczność skóry. Ubytek kolagenu ze skóry powoduje powstawanie zmarszczek, w trakcie jej starzenia. Kolagen wypełnia także rogówkę oka, gdzie występuje w formie krystalicznej. Kolagen jest powszechnie stosowany w kosmetykach, zwłaszcza w kremach i maściach przeciwzmarszczkowych. Stosuje się go też jako wypełniacz w chirurgii kosmetycznej – np. do wypełniania ust. (źródło: wiki)

Ciężko jest znaleźć porządny artykuł o właściwościach kolagenu i jego wpływie na stawy (nie miałam tez czasu szukać mocno, więc jeśli możecie jakiś link podesłać to chętnie poczytam). W Sieci aż roi się od stron "promujących" konkretny preparat, a niewiele jest stron opisujących działanie kolagenu i wpływ na stawy.
Jednak łatwo znaleźć informację o tym, że najlepiej przyswajalny jest kolagen płynny i że wykazano jego pozytywne działanie na stawy.

Dodatkowo kolagen w pożywieniu praktycznie nie występuje. W związku z tym na czas rekonwalescencji postanowiłam zaopatrzyć się w preparat z kolagenem właśnie, by przyspieszyć regenerację stawu.
Mój wybór padł na "DuoForte". 60-cio dniowa kuracja kosztowała mnie 89,90 zł - nie jest to mały wydatek. Zakupiłam go, ponieważ zawiera aż 5 g kolagenu w porcji. A tak oto prezentuje się ten produkt:














DuoForte jest o smaku pomarańczowym (nie wiem czy są inne wersje smakowe) i przypomina trochę Vibovit :D

Jestem bardzo ciekawa, czy ten produkt wpłynie na kondycję moich stawów. Zapobiegawczo zużyje całe opakowanie ;)- jak zaleca producent.

Na naszym rynku preparatów z kolagenem również jest wiele:
  • Olimp Flexagen 
  • Orton Flex 
  • 4 Flex 
i wiele innych a ich ceny zaczynają się w granicach 40 zł.


A teraz w końcu wytłumaczę o co chodziło mi z golonką i zimnymi nóżkami. W ich produkcji wykorzystuje się żelatynę, a ta jest wspaniałym produktem wspomagającym nasze stawy. Żelatyna bogatym źródłem glicyny, proliny, hydroksyproliny, a także kwasu glutaminowego i argininy. Z tego względu zalicza się ją do substancji chroniących stawy. Aminokwasy wchodzące w skład żelatyny są prekursorami kolagenu budującego nasze stawy. Badania potwierdzają pozytywny wpływ stosowania preparatów żelatynowych między innymi na mobilność stawów. 
Informacje pochodzą z tego tekstu, ale o żelatynie możecie poczytać na wielu portalach.
Ja również mam zamiar "suplementować" się żelatyną. Galaretka z golonką albo z kurczakiem MNIAM :) 

I na sam koniec napiszę jeszcze, że oprócz suplementów i odpowiednich posiłków smaruję nogę Voltarenem:

A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na regenerację stawów?

Pozdrawiam
Kicia

P.S. Oczywiście nie nakłaniam nikogo do zażywania suplementów (a zwłaszcza "odchudzających" preparatów). Zakup tego produktu był moją subiektywną decyzją i mam nadzieję, że wpłynie on pozytywnie na moje stawy ;)

wtorek, 15 stycznia 2013

Mam już ROK!!!


Dokładnie rok temu pojawił się pierwszy wpis na moim blogu :) Miałam wtedy nadzieję, że w ciągu 365 dni uda mi się zgubić kilka kilogramów, poprawić sprawność i wydolność, ujędrnić ciało :)
Niestety nie wiedziałam wówczas, że w moim przypadku nie wystarczy odpowiednio zbilansowana dieta i ćwiczenia. (I tu proszę Was wszystkich, by nie oceniać pochopnie grubasów, bo nie każdy grubas objada się całymi dniami przed telewizorem...) Potrzebne są mi również leki. Jednak z odpowiednimi lekami trzeba "trafić", a moja zeszłoroczna przygoda z pewnym lekarzem i jego "przepisywaniem leków hurtem" (czyli wszystkim to samo itd.) dodała mi kilka kilogramów i kilka cm... Na szczęście dzięki ćwiczeniom i diecie nie stałam się wielkim hipciem. Jak później się okazało leki, które przyjmowałam przez ok 4-5 miesięcy nawet z chudzinki potrafią zrobić pulpecika... A według lekarza miały mi pomóc w utracie wagi... Tak właśnie działa Służba Zdrowia. Nie chcę tutaj uogólniać, ale większość lekarzy z którymi miałam styczność traktowała mnie jak żarłoka, nie zwracała uwagi na to, co mówię. Chyba tylko prywatne wizyty szybciej przyniosły by informacje o źródle problemu, ale kogo stać na to, by za każdą wizytę płacić minimum 100 zł, do tego koszty badań (które również tanie nie są) oraz zakup leków.
Ale nie będę smęcić :), bo dziś znowu zmieniam leki. Tym razem lekarz podszedł do sprawy poważnie. Musiałam zrobić badania (kilka "państwowo", ale oczywiście za część musiałam zapłacić) i od dziś waga ma zacząć spadać. Oczywiście pod warunkiem, że będę się zdrowo odżywiała i ćwiczyła, bo każdy wie, że samo z siebie nic się nie zrobi :)
Już nie mogę się doczekać kiedy znowu zacznę treningi i kiedy pojawią się pierwsze efekty.

Ale żeby nie było tak smutno to muszę Wam powiedzieć, że znacząco wzrosła moja siła. Wyraźnie poprawiła się kondycja i wydolność (chociaż pewnie przez kontuzję w ostatnim czasie odnotowałam spadki ;))
Rok temu nie byłam w stanie biegać przez 30 minut bez przerwy, a w ciągu sezonu biegowego to mi się udało.
Rok temu nie byłam w stanie zrobić wykroków z 10 kg dodatkowym obciążeniem (wykroki same w sobie były niezłym wyzwaniem), a tuż przed kontuzją robiłam spokojnie 4 serie po 10 powtórzeń z ekstra 10 kg :D
Rok temu nie byłam w stanie zrobić 1 pompki klasycznej (no może jedną z wielkim bólem bym trzasnęła), a pod koniec roku w serii robiłam 6-7 powtórzeń. Może nie schodziłam klatką do podłogi, ale gdzieś trzeba zacząć - inaczej progresu nie będzie. 

I dodatkowym bonusem było "zbite" ciało. Wiadomo, że cellulit jest, ale ciało samo w sobie stało się jędrne, a nie galaretowate.

I mimo, iż ubytku wagi nie było to nie uważam, że straciłam rok. Wręcz przeciwnie: bardzo dużo zyskałam i nie zamierzam przerywać treningów już nigdy :). Wiele się nauczyłam i to również jest bardzo ważne :)   
   
Mam nadzieję, że ten dzień 15 stycznia 2013 to będzie przełom :). Pełna nadziei, energii oraz zapału patrzę w przyszłość i wierzę w to, że tym razem mi się uda i tego właśnie sobie życzę: by w przyszłym roku w dniu urodzin bloga pojawił się post przedstawiający moją przemianę :)  Życzę sobie wytrwałości w dążeniu do celu i tego, bym zmotywowała jak najwięcej ludzi :)

A teraz kilka informacji statystycznych i innych:
- pierwszy post: 15.01.2012
- pierwszy komentarz: Mary
- pierwszy obserwator: Mary
- liczba obserwatorów dziś: 107 (bardzo WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ)
- liczba opublikowanych postów: 160
- liczba opublikowanych komentarzy: 1495
- liczba wyświetleń strony: 37 541
I na sam koniec pragnę podziękować WSZYSTKIM moim czytelnikom (zarówno tym stałym, jak i "wpadającym" na chwilę). Dzięki Wam wierzę, że to co robię może motywować. Dzięki Wam mogę poszerzać swoją wiedzę i wymieniać poglądy :)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Powrót do aktywności po kontuzji: rehabilitacja

Wracam :) Po kontuzji, pełna entuzjazmu i zapału, ale również z poukładanym planem na najbliższy czas.

Na początku chciałabym przedstawić kilka faktów:
1. Moja kontuzja: skręcenie stawu skokowo-goleniowego II stopnia
2. Unieruchomienie: 3 tygodnie w bucie gipsowym
3. Rehabilitacja (nie wiem, czy uda mi się gdzieś zapisać): laser i masaże
4. Na najbliższe 3 tygodnie zaplanowaną mam rehabilitację w domu, której celem jest uruchomienie stawu skokowego i przywrócenie mu dawnej sprawności :)


Kilka dodatkowych obserwacji:
1. Unieruchomienie stawu na 3 tygodnie spowodowało spadek w obwodzie łydki o 2,5 - 3 cm. Sama stopa również stała się szczuplejsza (skutek "zaniku mięśni")
2. Włosy (pod gipsem urosły :D, ale nie o nich pisać będę). Włosy na głowie wyraźnie się poprawiły. Gips utrudnia kąpiele - wejście pod prysznic z przyczyn wiadomych jest prawie niemożliwe. Trzeba kombinować :). I właśnie przez to kombinowanie zaczęłam rzadziej myć włosy. Na początku okresu "zagipsowania" włosy myłam co drugi dzień (przetłuszczały się strasznie - w końcu przez długi czas czyszczone były codziennie), a z czasem mogłam pozwolić sobie na mycie włosów raz na trzy dni. 
Teraz nie muszę używać odżywki, żeby rozczesać włosy. Są miękkie, względnie gładkie i nie przetłuszczają się.
Jestem więc żywym przykładem na to, że codzienne mycie włosów bardzo je przesusza i niszczy :)

UWAGA!!! NIE JESTEM LEKARZEM I WSZYSTKIE PONIŻSZE INFORMACJE POCHODZĄ Z OGÓLNODOSTĘPNYCH ŹRÓDEŁ. TEN POST NIE ZASTĄPI KONSULTACJI LEKARSKIEJ.

A teraz właściwa część informacji: Powrót do aktywności po uruchomieniu stawu skokowego.
Jeśli nigdy nie zdarzyło Wam się unieruchomienie stawu to informuję, że po zdjęciu gipsu nawet najmniejszy ruch sprawia ból. Staw jest sztywny, zakres ruchu znikomy.
Ważne więc jest, by w pierwszym okresie podjąć kinezyterapię - czyli w skrócie gimnastykę leczniczą. Nie wystarczy zwykłe "rozchodzenie" nogi. Ćwiczenia są bardzo ważne.
Ważne jest to, by w poprawny sposób, bez szaleństw i brawury za pomocą ćwiczeń uaktywnić staw i przywrócić go do sprawności.
Niestety lekarze nie kierują na taką formę rehabilitacji (już dwa razy miałam skręconą kostkę i ani razu zalecona przez lekarza rehabilitacja nie miała nic wspólnego z ćwiczeniami). Podstawą rehabilitacji w moim przypadku były "prądy" - jak u mnie potoczenie mawiają, czyli rehabilitacja za pomocą pola magnetycznego, ultradźwięków itd. (działanie przeciwbólowe) oraz krioterapia (też raczej działanie przeciwbólowe) - miejscowo na staw skokowy.
Teraz zostałam skierowana na masaż i laser, jednak nie wiem czy pójdę na taką rehabilitację, bowiem terminy są bardzo odległe, a zapisanie się na rehabilitację na kwiecień chyba już nie ma sensu :)

W chwili obecnej najważniejszym aspektem jest uruchomienie stawu, wzmocnienie więzadeł oraz mięśni, by wkrótce móc powrócić do treningów.

Na początku wykonujemy serię ćwiczeń mających na celu zwiększenie zakresu ruchu.
- zginanie podeszwowe czyli "prostowanie stopy". W pozycji siedzenia z prostym kolanem staramy się położyć stopę na podłodze: palce obciągnięte. Ruch wykonujemy do momentu, kiedy czujemy ból. Trzymamy tak chwilę i wracamy do pozycji wyjściowej. Oczywiście każdy z nas ma inny próg bólu, więc nie ma sensu pisać tu: przy pierwszej próbie odchylenie powinno wynosić 5 stopni od pionu ;)
- zginanie grzbietowe: pozycja jak wyżej - siedzimy z prostymi kolanami i w tym przypadku przyciągamy palce stopy w kierunku "do siebie". Reszta jak wyżej.
- zginanie boczne stopy: ćwiczenie wykonujemy jak wyżej, z tą różnica, że ruch odbywa się na boki.
Wyżej wymienione ćwiczenia mogą być wykonywane w wersji czynnej lub biernej.
Czynna wersja tych ćwiczeń polega na poruszaniu stopy w stawie siłą własnych mięśni, natomiast bierna polega na poruszaniu stopą za pomocą np. dłoni, taśmy lub inna osoba za pomocą swoich rąk porusza naszą stopą.
Kolejnymi ćwiczeniami są rozciąganie łydki (musimy pamiętać o tym,  że mogą wystąpić przykurcze mięśni i ścięgien). Następnie dodaje się wspięcia na palce oraz wchodzenie na stopnień (wzmacnianie mięśni), a ostatnim etapem są ćwiczenia równoważne jak "jaskółka".

Należy pamiętać o tym, że rodzaj i intensywność ćwiczeń należy dobierać indywidualnie do możliwości pacjenta. Nie jest bowiem tak, że po urazie w tydzień po zdjęciu usztywnienia pacjent uzyska pełną sprawność stawu. Niekiedy z pozoru niewielki uraz może sprawić kontuzjowanemu poważne problemu z dojściem do sprawności.
Bo oprócz czysto fizycznego aspektu jest również psychiczna strona. I tak np. w poszkodowanym może narastać lęk przed odnowieniem urazu. Taki człowiek będzie bał się np. stanąć bez kul lub (w przypadku kobiety) założyć buty z wysokimi obcasami :)

W całej rehabilitacji najważniejszy jest rozsądek. Nie można w pierwszej fazie po unieruchomieniu za bardzo obciążać nogi. Na noc najlepiej zabezpieczać ją stabilizatorem przed "niekontrolowanym" ruchem, który może sprawić ból, np. podczas przekręcania się z "boku na bok" ;)

Jeśli chcecie zapoznać się z pełniejszym opisem rehabilitacji po skręceniu stawu skokowego to odsyłam do świetnego artykułu: pod tym adresem. Znajdziecie tam opis ćwiczeń wraz z ilustracjami.

I na koniec pragnę zachęcić wszystkich do ćwiczenia i prowadzenia zdrowego trybu życia. Jeśli nie wiesz, czy dasz radę ćwiczyć, bo np. uważasz że jesteś zbyt gruby to teraz podnieś rękawicę i przez następne 3 tygodnie pomału i systematycznie wprawiaj swoje ciało w ruch jak ja wprawiać w ruch będę swój staw skokowy.
Poszukaj w Internecie ćwiczeń ogólnorozwojowych, zacznij robić skłony, przysiady (nawet jeśli będziesz w stanie zrobić tylko 1 powtórzenie), a na koniec dnia przed snem delikatne rozciąganie.
Nie wszystko na raz. Na początek trochę ruchu, żeby przypomnieć ciału, że potrafi i może :) a potem zaczniesz wdrażać w życie inne zasady i zanim się obejrzysz zaczniesz gubić centymetry, a Twoja sylwetka nabierze atletycznego wyglądu.
Jeśli będziesz szukał inspiracji i pomocy to pamiętaj, że u mnie ją znajdziesz.
Przez kolejne 3 tygodnie będę wprowadzała Cię w świat "zdrowego lajfstajlu" :)

Nie ma na co czekać. Do dzieła! A od 3 lutego razem zaczniemy treningi siłowe :)
Podejmij więc wyzwanie i zacznij żyć zdrowo razem ze mną!!!

POWODZENIA :)




środa, 9 stycznia 2013

Liebster Award

Zasady
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie nominujesz 11 osób ( informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował


Nominowała mnie Ania, za co dziękuję i bez zbędnego wstępu zabieram się za odpowiadanie:

1. Jak długo blogujesz?
Musiałam to sprawdzić bo dokładnie nie pamiętałam, kiedy pojawił się mój pierwszy post.
Było to 15 stycznia 2011, więc za kilka dni minie rok (jak to szybko zleciało)

2. Co daje ci blogowanie?
Ciekawe pytanie. Zastanawiałam się kilka minut zanim napisałam odpowiedź. 
Blogowanie daje mi satysfakcję, mobilizację i pozwala mi poszerzyć swoją wiedzę.
Czuję satysfakcję, kiedy pojawia się ktoś nowy i napisze, że podoba mu się mój blog. Czuję satysfakcję, kiedy za moim pośrednictwem ktoś odkryje sport i przekona się do niego.
Motywacją są dla mnie moim Czytelnicy, kiedy dopingują i karcą za lenistwo :)
I oczywiście dzięki Czytelnikom właśnie mam możliwość poszerzenia mojej wiedzy, bo w komentarzach można znaleźć cenne wskazówki i podpowiedzi oraz dowiedzieć się o rzeczach, o których nie miało się pojęcia :)

3. Jakie jest twoje największe marzenie?
Ciężko powiedzieć, bowiem moje marzenia są raczej przyziemne i równie mocno pragnę, by każde z nich się spełniło.

4. Gdyby jutro był koniec świata to co byś zrobiła?
Spędziłabym cały dzień w gronie osób, które kocham :)

5. Co zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę? Możesz wymienić dwie rzeczy.
Wydaje mi się, że chodzi o rzeczy materialne. Bo oczywiście nie chciałabym w samotności na takiej wyspie przebywać więc powinnam wymienić mojego partnera, ale chyba nie w tym rzecz :)
Dwie rzeczy na bezludną wyspę? Scyzoryk Victorinox oraz krzesiwo :)

6. Jaka jest Twoja największa pasja?
Od ok 3 - 4 lat moją największą pasją jest trening siłowy i bieganie :). Oczywiście inne dziedziny sportu również lubię i czasami nawet zdarza mi się pływać itd, ale pasja to więcej niż "lubię" :).

7. Często ćwiczysz?
Kiedy byłam sprawna ćwiczyłam średnio 5 razy w tygodniu, chociaż zdarzały się  okresy, w których normą był 6-cio dniowy tydzień treningowy :)

8. Jakie jest Twoje ulubione danie?
Przepadam wręcz za pizzą, kurczakiem z warzywami i ryżem mojego autorstwa oraz spagetti :)
No i lubię jajecznicę na wędzące :)

9. Jaki masz cel w życiu?
Dożyć emerytury :D - żarcik taki. Jest kilka rzeczy, które chciałabym osiągnąć, ale te cele zmieniają się. Moim celem jest to, by być dobrym człowiekiem, a reszta sama się ułoży:)

10. Ulubiony dzień tygodnia?
Nie mam "ulubionego dnia", bo wszystko zależy od sytuacji. Ulubiony dzień - to wolny dzień bez pracy, zakupów itd. Tylko taki na leniuchowanie i spontaniczne akcje :D. Jedno jest niezmienne - nie przepadam za poniedziałkiem, bo zaczyna się "tygodniowa rutyna". :)

11. Czego się boisz?
Boję się tego, że mogłabym zostać sama. Sama w odniesieniu do rodziny, znajomych, przyjaciół, partnera. Chodzi mi o taką całkowitą samotność.
A z rzeczy przyziemnych boję się dużych psów (zwłaszcza, gdy biegam, a przede mną idzie "PAN" i jego "WIELKI PIES" bez smyczy, który dodatkowo wydaje się być agresywnym...) 

Podobają Wam się moje odpowiedzi? A te tagi to przypominają mi czasu mojej podstawówki i "Złote myśli"... :D

A teraz moje pytania ( Proszę o wybór opcji i krótkie uzasadnienie)
1. Lato czy Zima, a może pory przejściowe Wiosna i Jesień?
2. Kawa czy herbata?
3. Trening w domu czy w klubie fitness?
4. Aeroby czy trening siłowy?
5. Trening w adidasach czy na boso?
6. Dresy czy dżinsy?
7. Szpilki czy adidasy?
8. Książka czy film?
9. Kartka Świąteczna Pocztą Polską czy mailem?
10.Kalendarz książkowy czy elektroniczny?
11.  Coca - cola czy Sprite? :D

Kogo nominuję? Oto lista osób, których odpowiedzi chciałabym poznać:
1. Mary
2. Andy
3. I'm not perfect
4. Katja Martita
5. eM
6. Niebiesko-szara
7. Odchudzantus
8. Magdalena
9. Kama
10. Tygrysek
11. Wianka zmienia
  
Ciekawa jestem Waszych odpowiedzi :)

P.S. Mam tylko nadzieję, że dobrze mi się linki podkleiły :D

wtorek, 8 stycznia 2013

Chcę to mieć!!!


Z tym programem na pewno by mi się udało schudnąć :), a nawet jeśli bym nie schudła to siła poszłaby w górę :D
Niestety sprzedaż odbywa się tylko na terenie Kanady i oczywiście USA...

A Wy chcielibyście mieć w swojej kolekcji płyty Zuzki? Moim zdaniem byłby super dodatkiem do jakiejś gazety :)

Kicia

P.S. Musiałam napisać o ZCUT. Do regularnego blogowania wrócę w przyszłym tygodniu... mam nadzieję :)
Trzymajcie się cieplutko, bo podobno zima wraca :)


środa, 2 stycznia 2013

Przerwa

Ze smutkiem zawiadamiam, że do dnia 15 stycznia nastąpi przerwa w blogowaniu...


Ale po 15 stycznia obiecuję zamieszczanie regularnych wpisów. Mam nadzieję, że nie opuścicie mnie i będziecie nadal odwiedzać mojego bloga po tej przerwie.

Do zobaczenia!


wtorek, 1 stycznia 2013

01.01.2013

Zaczynamy!

 

Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku. Przede wszystkim zdrowia i wytrwałości w realizacji postanowień Noworocznych!

 

Nowy Rok - nowe postanowienia, a może te same co zawsze? Nie ma to większego znaczenia, bo najważniejsze jest by te postanowienia w końcu zacząć realizować.

Jeśli chcesz schudnąć i poprawić swoją kondycję, albo chcesz zrobić tylko jedną z tych dwóch rzeczy to mam nadzieję, że mój blog Ci w tym pomoże.

Mimo, że prowadzę go już jakiś czas to w tym roku mam zamiar usystematyzować pewne zagadnienia w taki sposób, by blog sam w sobie stał się przejrzysty i przyjazny dla czytelnika.

Mam nadzieję, że uda mi się krok po kroku wprowadzić Was wszystkich w świat "zdrowego życia" i zarazić miłością do niego. Ale pamiętajcie, że to "zdrowe życie" to będzie mój punkt widzenia i moje zdanie. Bo dla jednych "zdrowe życie" to tylko unikanie alkoholu, a dla innych to wszystko, co "na życie" się składa: jedzenie, sport, relaks itd innymi słowy sposób postrzegania świata :)

Jeśli chcesz towarzyszyć mi podczas moich zmagań w dążeniu do zdrowia, lepszej sylwetki i super kondycji to zachęcam do regularnych odwiedzin :) Może dzięki moim wpisom sam pokochasz aktywność i zdrowe jedzenie :)



W pierwszym poście w 2013 roku poruszę dwie kwestie: postanowienie "W tym roku schudnę" oraz środki odchudzające (bardzo ogólnie).

"W tym roku schudnę" - takie postanowienie Noworoczne pada z ust blisko 85% społeczeństwa. Jednak jeśli sami nie jesteście przekonani do zmiany trybu życia nie ma sensu takiego postanowienia składać. Bo tak naprawdę wszystko siedzi w naszej głowie. I wszystko zależy od siły woli i przede wszystkim NASZEGO PODEJŚCIA I NASTAWIENIA. Bo gwarancją utraty wagi, a potem utrzymania jej na zadowalającym poziomie jest tylko i wyłącznie zmiana dotychczasowych przyzwyczajeń: odpowiednio zbilansowana dieta i aktywność fizyczna.
Z własnego doświadczenia wiem, że składanie takich "noworocznych obietnic" tylko dlatego, że inni tego od nas oczekują nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. Dopóki czujecie się dobrze ze sobą, nie macie znaczącej nadwagi i nic Wam nie dolega zacznijcie się zwyczajnie ruszać, a bardzo szybko zauważycie jak Wasze ciało się zmienia. Bo ruch i zdrową dietę polecam każdemu bez względu na wagę :) I żadne postanowienie Noworoczne nie jest tu potrzebne.
Ale gdy macie nadwagę lub jesteście blisko przekroczenia tej granicy, lub przeszkadza Wam tusza albo macie jakieś problemy ze zdrowiem zastanówcie się i w zgodzie ze sobą podejmijcie decyzję. I nie musi być to od raz "odchudzam się, będę ćwiczyć codziennie itd". Możecie zaczynać małymi krokami: nie sięgnę po czekoladę albo zacznę gotować w domu obiady :). Bo do odchudzania trzeba podchodzić z głową. Jeśli wiesz, że nie wytrzymasz bez czekolady dłużej niż tydzień to postanów, że w ciągu tygodnia zjesz nie więcej niż ... (np 10 kostek) czekolady. Bo lepiej jest dawkować sobie przyjemności niż później objadać się nimi w niekontrolowany sposób.
Pamiętaj, że odchudzanie to nie tylko czas, w którym "gubisz" wagę (czy centymetry). Bo jak osiągniesz swój ideał nadal musisz zdrowo się odżywiać i ćwiczyć, by nie zaprzepaścić tego co do tej pory udało Ci się osiągnąć.
Mnie moja waga zaczęła przeszkadzać jakieś 3 - 4 lata temu. I nie był to Nowy Rok, tylko moment, w którym zobaczyłam się na zdjęciach w bikini... Wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo jestem gruba i wówczas podjęłam decyzję o odchudzaniu. Przez ten czas miałam wzloty i upadki, ale się nie poddałam.
Niedawno okazało się, że nadmiar moich kilogramów to problem medyczny. Od połowy stycznia zmieni się rodzaj przyjmowanych przeze mnie leków i wówczas może nastąpi przełom. Bo jak do tej pory odchudzanie pod okiem dietetyka, zbilansowana dieta i intensywne ćwiczenia nie przyniosły efektów.
Dlatego ten Rok będzie przełomowy: w końcu trafiłam na lekarza, któremu na mnie zależy (w sensie zależy na moim zdrowiu :D) i mam nadzieję, że ten rodzaj leczenia, który mi zaproponował w połączeniu z dotychczasowymi treningami oraz zdrowym jedzeniem w końcu przyniesie efekt :)
To wszystko sprawiło, że czuję się znowu jak te kilka lat temu kiedy pełna zapału zabrałam się za odchudzanie pierwszy raz... z tą różnicą, że teraz czuję, że sukces jest blisko :)
Więc jeśli szukasz motywacji to popatrz na mnie: nie poddałam się mimo braku efektów. Na początku myślałam, że źle dobieram ćwiczenia czy też źle komponuję posiłki. Dojście do tego, że brak efektów jest problemem medycznym zajęło lekarzowi 1,5 roku. Dojście do tego, jakie leki powinnam przyjmować kolejny rok... Teraz już musi się udać :)

A teraz te cudowne "środki odchudzające". Postanowiłam coś o nich napisać, ponieważ od samego rana właściwie w każdym bloku reklamowym pojawiają się jakieś "wspomagacze". Oczywiście jest to idealny moment, bo przecież "taki ogrom społeczeństwa właśnie zaczyna się odchudzać".
Co nie co o takich produktach wiem, ponieważ sama po nie sięgałam (oczywiście od razu napiszę, że byłam głupia), więc mogę coś Wam podpowiedzieć.
Po pierwsze: jeśli nie masz żadnych problemów zdrowotnych żadne wspomagacze nie są Tobie potrzebne! Wystarczą Tobie: zbilansowana dieta i aktywność fizyczna, tak by pojawił się ujemny bilans kaloryczny (czyli w ogólnym rozrachunku więcej kalorii spaliliśmy niż pobraliśmy). Na początku wystarczy, by bilans był na poziomie -500 kcal. Jednak należy pamiętać, że dieta w której przyjmujemy 1500 kcal/dobę jest najniższym poziomem bezpiecznego odchudzania. Często diety poniżej 1500 kcal/dobę zalicza się już do głodówek. Wówczas może i tracimy na wadze, jednak spowalniamy również nasz metabolizm i w efekcie "jo-jo" jest tylko kwestią czasu, ponieważ organizm "przestawia się" w tryb oszczędny i w momencie, gdy wracamy do normalnego jedzenia każda nadprogramowa kaloria zamienia się w tłuszcz, bo nasze ciało "pamięta" o ciężkich czasach i myśli sobie, że za chwile znowu takie czasy nastaną.
Po drugie: jeśli masz problemy ze zdrowiem takie wspomagacze nie pomogą Ci, a mogą jedynie jeszcze bardziej zaszkodzić. Jeśli powodem nadwagi są jakieś zaburzenia np. hormonalne udaj się do lekarza i poproś o poradę i pomoc.

Co jest w takich wspomagaczach?
  • Wyciąg z gorzkiej pomarańczy
  • L-karnityna
  • Kwas linolowy
  • Kofeina
  • Błonnik
  • Wyciąg z zielonej hebraty
  • Wyciąg z białej fasoli
Oto cała tajemnica. Czy widząc taki skład wierzysz, że  to pomoże Ci schudnąć?
O ile udowodniono pewne pozytywne działanie kwasu linolowego na cellulit, a więc na tkankę tłuszczowa również, o tyle co do reszty składników mam ogromne wątpliwości.
Piję kawę (bez cukru) i nie chudnę, więc w jaki sposób kawa w pigułce ma mi pomóc?
Zanim więc sięgniecie po takie preparaty w aptece zastanówcie się, czy to pomoże, czy tylko uszczupli Wasz budżet. Bo gdyby ktoś wymyślił skuteczny preparat odchudzający to byłby najbogatszym człowiekiem na świecie, dostałby Nobla, a inne "firmy" produkujące cudowne wspomagacze dawno by upadły.
Zamiast wydawać naprawdę dużo pieniędzy na preparaty, które w rzeczywistości nie działają zainwestuj w karnet na siłownię, na zajęcia fitness albo na basen. Bo ruch w połączeniu ze zbilansowaną dietą daje gwarancję poprawy wyglądu i jakości życia, a te tabletki nie...
A ponad to, czy masz ochotę zatruwać się takim czymś?

Oddzielną grupą "wspomagaczy" są tzw. "spalacze tłuszczu". Nie będę się o nich rozpisywała. Czytając składy tych preparatów odnosi się wrażenie, że ktoś dodał tam całą "tablicę mendelejewa". Zwykłemu człowiekowi do szczęścia nie są one potrzebne. Kulturyści je stosują ponieważ wymaga się od nich zejścia do bardzo niskiego poziomu tłuszczu (by mogli wyeksponować mięśnie podczas zawodów). Jednak to nic dobrego. Skąd to wiem? Sama stosowałam kilka różnych preparatów (pod wpływem chwilowego załamania, braku efektów itd.). I jakie były rezultaty?
Stosując jeden preparat trochę schudłam, ale z innymi wiążą się tylko niemiłe doświadczenia:
- kołatanie serca,
- nadmierna potliwość (w czasie treningu to jakby wiadro wody się wylało),
- metaliczny posmak w ustac,
- trzęsące się ręce,
- brak reakcji źrenic na światło...
 I to nie wszystko...
Czy ta lista Was zachęca? Bo gdybym sama mogła podjąć drugi raz decyzję o zakupie tych preparatów to wolałabym  kupić kolejny gryf, matę do ćwiczeń lub dodatkowe obciążenia :) albo super buty ;)

Bo do odchudzania wystarczą tylko szczere chęci i mata do ćwiczeń oraz najtańsze tenisówki do treningów w domu (do biegania niezbędne są sensowne buty, ale takie można kupić za ok 100-150 zł).

Także jeśli chcesz zmienić swoje życie i sprawić by było zdrowe to pamiętaj, że teraz jest odpowiedni moment. Jeśli tylko jesteś przekonany, że chcesz ćwiczyć to zacznij już dziś i nie czekaj do jutra.

Wszystkim życzę powodzenia, a sobie bym w tym roku była lepszym człowiekiem :)
A z przyziemnych marzeń to chciałabym w tym roku wziąć udział w jakimś zorganizowanym biegu :) I nie ważne, które miejsce zajmę - ważne bym dała radę pokonać dystans :)

Będziecie trzymać za mnie kciuki? Bo ja za Was wszystkich i za Wasze marzenia trzymam!!!

Kicia