Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moja opinia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moja opinia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 grudnia 2012

Co znaczy "być fit"?

Dziś czwartek. Powinien być "obiad czwartkowy", ale będzie kontynuacja tematyki "FIT".

Dziś porozmawiamy sobie o tym, co to znaczy "być fit".

Żeby nie uogólniać, to napiszę co to dla mnie oznacza i jakie jest moje podejście do całej "fit mody". Jak to wszystko się zaczęło i mam nadzieję, że nie skończy tak szybko.
Otóż nigdy nie byłam bardzo szczupła. Chociaż (z perspektywy czasu) mogę stwierdzić, że były okresy w moim życiu, w których wyglądałam całkiem dobrze. Nie miałam nadwagi (chociaż moje BMI zawsze było bliższe górnej granicy), a moje ciało było całkiem sprawne.
Jednak moja rodzina wciąż mówiła mi, że "jestem gruba". 
Moje bycie grubą spowodowane było obecnością rodzeństwa, które było raczej szczupłe. W porównaniu z rodzeństwem mogłam wydawać się "troszkę grubsza" jednak otyła nie byłam.
Pamiętajcie, że mówienie takich rzeczy dzieciom/wnukom źle na nie wpłynie, więc ostrożnie z takimi uwagami (jeśli posiadacie potomstwo lub jeśli w waszych rodzinach znajdują się małe dzieci). Wydaje mi się, że podobnie źle wpływać będzie na dzieci mówienie "jaka Ty chuda jesteś".  Dlatego w rozmowach z dziećmi starannie dobierajmy słowa, by nie sprawiać im przykrości.

Monotonia na lekcjach W-F skutecznie odstraszała i powodowała co tygodniową "niedyspozycję" większości dziewcząt. A szkoła średnia to ciągłe granie w "siatkę"... I jak tu można pokochać sport i taki tryb życia, skoro nauczyciele, którzy powinni zachęcać skutecznie zniechęcają.
Potem była krótka fascynacja fitnessem, ale kiedy po raz kolejny usłyszałam, że "pulchna jestem" ręce mi opadły i nastały "tłuste lata".
Sporo nauki, mało ruchu, studenckie jedzenie... I po jakimś czasie kilogramów zaczęło przybywać.

Jednak to jakoś szczególnie mi nie przeszkadzało, bo przecież i tak zawsze "byłam gruba", więc teraz w domu nie mówią nic nowego i odkrywczego.

Dopiero, kiedy zobaczyłam się na zdjęciu w bikini uświadomiłam sobie, że wyglądam strasznie i teraz JESTEM GRUBA, czy ktoś mi tak powie czy też nie. Dopiero zdjęcie uświadomiło mi jak na prawdę wyglądam i to było straszne.

I od tego się zaczęło. Czytanie o odchudzaniu (na początku czytanie "jak leci"), poszukiwanie informacji o różnych możliwościach spalania tłuszczu i dietach.
Skusiłam się nawet na Kopenhaską i wytrwałam do dnia PIERWSZEGO do obiadu :D - raczej dużej krzywdy sobie nie zrobiłam.

Po analizie wielu artykułów postanowiłam postawić na dietę zbilansowaną i jak najwięcej aerobów (zaczęły się marszobiegi), potem doszedł najprostszy trening siłowy itd.
To były moje początki i nie uważam, że wtedy byłam "FIT".

Kiedy treningi nie przynosiły rezultatów sięgnęłam po spalacz tłuszczu (nie będę podawała nazw tych produktów bo to nic dobrego). Pierwszy spalacz przyniósł efekt. Jedna kuracja i 15 kg mniej. SZOK!!! Oczywiście nie było to proste, bo ćwiczenia i dieta cały czas mi towarzyszyły.
Potem był czas bez spalacza: więcej treningów i brak efektu... Więc sięgnęłam po kolejny i kolejny spalacz, ale żaden już nie pomagał... a wręcz zaczęły szkodzić. Po jednym takim cud produkcie moje źrenice przestały reagować na światło. Nie było widać tęczówki tylko wielkie czarne źrenice... O kołataniu serca i problemach ze spaniem nie wspominając, a to tylko początek długiej listy skutków ubocznych.
To nie było fit i nie było to zdrowe... Nie było to też mądre, ale człowiek uczy się na swoich błędach.

Jakiś czas później postanowiłam udać się do lekarza i wtedy "wyszło szydło z worka". Złe wyniki badań, leczenie, wizyty, leczenie, wizyty... Zmiany leków i dalej nic.

Część lekarzy, u których byłam traktowała mnie jak obżerającego się i leniwego grubasa, który myśli, że oni mają cudowny lek i że "samo się schudnie" bez ćwiczeń i wyrzeczeń.

To był chyba najgorszy moment. Bo jak możesz się czuć, gdy idąc na kolejną wizytę do dietetyka i stosując się do jego zaleceń tyjesz? To jeszcze nic. Lekarz, do którego chodziłam potrafił powiedzieć: "no nie dziwne, że przytyłaś. Przecież na TYM leku każdy tyje". A na moje pytanie "Czyli od leku robię się grubsza mimo, że trzymam dietę 1360 kcal i ćwiczę 5 razy w tygodniu?" usłyszałam odpowiedź, która mnie zamurowala: "Nie obchodzi mi czy ćwiczysz, czy nie. Masz trzymać dietę, a na TYM leku każdy tyje" - tak skończyła się moja przygoda z dietetykiem. Cudowanie, prawda?

Tu nadal nie byłam FIT. Bo zdarzało się, że tego typu porażki zajadałam czekoladą, albo pizzą. 


I przyszedł ten moment. Uświadomiłam sobie, że muszę jeść zdrowo i ćwiczyć. Że nie mogę się poddać i muszę walczyć. Zaczęłam więc szukać innego lekarza, który uwierzyłby w moją historię i potraktował mnie poważnie.

Od kiedy piszę bloga staram się "być fit". Oczywiście są gorsze i lepsze dni. Czasami nie chce mi się ćwiczyć, czasami mam ochotę na czekoladę - przecież to normalne: w końcu jestem człowiekiem, ale mimo wszystko staram się. Staram się, mimo, że efektów właściwie brak. Jedyne co zauważyłam to znaczny skok siły :D - także strzeżcie się ;)

Teraz pojawiło się pewne światełko w tunelu, bo czeka mnie kolejna zmiana leków i może wówczas coś zacznie się dziać.

Jednak leki nie załatwią za mnie sprawy, więc muszę "żyć zdrowo", a u mnie "FIT lajfstajl" wygląda tak:
  • jem 5 posiłków dziennie;
  • ćwiczę 5 razy w tygodniu (od stycznia planuję zwiększyć liczbę treningów do 6^^);
  • staram się nie jeść słodyczy (właśnie mija 5 tydzień całkowitej abstynencji słodyczowej);
  • ograniczam cukier (słodzę jedynie kawę - nie umiem sobie tego odmówić);
  • zamiast windy wybieram schody (no chyba, że to 20 piętro, albo, że muszę pięknie wyglądać i nie mogę sapać);
  • ograniczam fast (FAT) food (wszystko jak leci. Ostatnio zjadłam kawałek pizzy, ale przecież wszystko jest dla ludzi);
  • nie kupuje napojów gazowanych (oczywiście w Święta zrobię wyjątek i napój z Mikołajem i czerwoną etykietą pojawi się na stole - wiadomo o jaki napój chodzi ;));
  • staram się przygotowywać wszystkie posiłki w domu i spożywać jak najmniej wędlin i różnych takich "sztucznie polepszonych" produktów (przecież w domu można upiec schab i mieć do kanapek);
  • nie przejadam się (zdarzało mi się kiedyś tak napchać, że mogłam tylko leżeć. Wiecie o czym mówię? Najczęściej w Święta taki syndrom wypchanego brzucha występuje. Teraz już tak nie robię :));
  • wybieram chleb żytni razowy (chociaż białe pieczywo jest smaczniejsze), kasze, ryże i makarony razowe/pełnoziarniste (sporadycznie ziemniaki - bo lubię ziemniaki);
  • w mojej kuchni zawsze jest oliwa z pierwszego tłoczenia oraz (od niedawna) olej kokosowy;
  • unikam smażenia (chociaż ostatnio testowałam różne konfiguracje na maśle klarowanym);
  • nie znoszę "gotowych diet" i nigdy po nie nie sięgnę. Wolę zbilansowaną dietę, w której będą wszystkie niezbędne do życia składniki, niż jakiś "twór" z pomocą którego szybko schudnę i przy okazji wyłysieję (wiecie o co chodzi ;));
  • piję 1,5 l wody dziennie (to takie minimum - zwykle jest więcej) + herbatki ziołowe (melisa, mięta, kiedyś piłam pokrzywę i rumianek - nie są zbyt smaczne, ale dawało radę je wypić);
  •  staram się jeść ryby 3 razy w tygodniu, jednak nie zawsze to wychodzi ;);
  • warzywa w diecie muszą być, owoce również, ale tych drugich zdecydowanie mniej.
To chyba takie moje najważniejsze "założenia". "Założenia" to złe słowo, to co widzicie wyżej to mój sposób na życie i mój sposób na bycie FIT. Bo dla mnie bycie fit, to dobre wybory na co dzień, to racjonalna dieta, to odpowiednio dobrany trening. Bo FIT to sposób postrzegania świata.
Sama nigdy bym tak nie powiedziała o swoim życiu "żyję FIT", powiedziała bym raczej: "staram się żyć zdrowo".
I nie myślcie, że mam obsesję na punkcie jedzenia, ćwiczenia czy czegokolwiek. Uważam, że we wszystkim najważniejszy jest UMIAR i jeśli gorzej się czuję to potrafię odpuścić zaplanowany trening. Jeśli mam ochotę na czekoladę to zjem kawałek (ale nie całą tabliczkę). Jeśli naszłaby mnie ochota na  "czisburgera", to pewnie kupiłabym go (ale w porze obiadowej, a nie na kolację), jeśli chciałabym sobie przypomnieć jak smaczny jest "szejk czekoladowy" to pewnie kupiłabym, ale małego.
Także zdrowe życie to kwestia wyborów, które codziennie podejmujemy.

I jeszcze jedna BARDZO WAŻNA RZECZ: zjedzenie czegoś z "zakazanej" listy nie przekreśla dotychczasowych starań. Jeśli więc odchudzasz się i zjesz tą nieszczęsną tabliczkę czekolady - trudno. Najważniejsze, żeby następnego dnia to się nie powtórzyło. Bo, jak już nie raz pisałam, jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo wypić colę, czy zjeść pizzę. Ale róbmy to z głową!


Kicia


UWAGA!!!
ZAMIESZCZONE TU INFORMACJE PRZEDSTAWIAJĄ MÓJ PUNKT WIDZENIA. KAŻDY MA PRAWO DO WYRAŻANIA WŁASNEGO ZDANIA, WIĘC SZANUJMY ZDANIE INNYCH, NAWET JEŚLI SIĘ Z NIM NIE ZGADZAMY :-)

środa, 12 grudnia 2012

Dlaczego chcesz być fit?

Ostatnio chodzi mi po głowie pewna wypowiedź, którą przeczytałam w internecie... I pomyślałam, że chętnie podzielę się z Wami moją opinią i wysłucham Waszych racji.
Chodzi o pytanie: "Dlaczego się odchudzasz? Dlaczego chcesz być fit?"

Pewnie każdy z nas może wymienić 100 powodów: począwszy od poprawy wyglądu, poprzez poprawę sprawności fizycznej, a na zdrowiu skończywszy.
I co ja powiem: moim zdaniem każdy powód jest dobry, by zacząć "coś" ze sobą robić.

A dlaczego jako powód numer 1 wymieniłam poprawę sylwetki?
Bo to widać!!!

Jeśli schudnę to o co zapyta mnie pierwsza nie widziana od dawna znajoma? 
Oczywiście "Ile schudłaś?". Nie zapyta ona "Jak bardzo poprawiły się twoje wyniki?" albo "Ile km przebiegniesz teraz w godzinę?"

Bo w gruncie rzeczy jesteśmy "wzrokowcami". WSZYSCY. To nie prawda, że tylko mężczyźni zwracają uwagę na wygląd, sylwetkę itd. I to nie prawda, że wygląd nie ma znaczenia... 
Bo pracodawca mając do wyboru podobne umiejętności osób starających się o pracę postawi na "ładniejszą" wersję pracownika.

To właśnie dla pięknej sportowej sylwetki większość ludzi się odchudza i ćwiczy. 
To dlatego w inspiracjach pojawiają się zdjęcia przed i po, piękne wysportowane ciała z zarysowanymi mięśniami w pięknych sportowych ubraniach i kolorowych butkach od Nike.
Bo ten aspekt uprawiania sportu jest "namacalny" nie tylko dla ćwiczącego, ale dla ogółu społeczeństwa.
Bo jak patrzysz na mnie to nie widzisz marnych wyników badań (przecież jestem zbyt młoda, by mieć złe wyniki). Widzisz grubaska ;), który siedzi wieczorami na kanapie z paczką czipsów i butelką coli...
Niestety to szara i smutna rzeczywistość. Tak jesteśmy postrzegani, my grubsza część społeczeństwa ;)

Zarzutem w tej wypowiedzi było właśnie podawanie jako głównego powodu posiadanie pięknego ciała. Ale czy to coś złego?
Również można było przeczytać tam, że na każdym blogu o tematyce "odchudzanie, zdrowy tryb życia" itd. pojawiają się zdjęcia przed i po, że pojawiają się wymiary i informacje o ubytkach w cm... a że nie pojawiają się informacje o stanie zdrowia...

Po pierwsze nie każdy chce "chwalić się" swoimi wynikami badań, a ponadto czy oglądanie "skanów" wyników jest ciekawe dla Czytelnika?
Czy blog, na którym pisano by o poprawie stanu zdrowia, a nie pokazano by metamorfozy jakie przeszło ciało byłby często odwiedzany? Czy suche informacje o poprawie stanu zdrowia, jakości życia zachęciłyby do ćwiczenia i zdrowego odżywiania tak mocno jak robią to zdjęcia przed i po?

Bo kogo interesuje moje tętno spoczynkowe, albo mój cholesterol? :) (oprócz tego, że mnie interesuje)

Nie wszyscy jesteśmy lekarzami i interpretacja wyników badań nie jest oczywista. Nie każdy z nas wie, jaka powinna być wartość tętna spoczynkowego, wartość prawidłowego ciśnienia krwi czy ilość glukozy we krwi na czczo :)

Ale każdy z nas "ma pojęcie" kiedy "czyjeś ciało mieści się w normie", a kiedy pojawia się nadwaga. Wzrokowo jesteśmy w stanie oszacować, czy konkretny człowiek leni się całe dnie na kanapie i nie zwraca uwagi na to jak żyje, czy też stara się żyć zdrowo ;)

Oczywiście pomijam tu dążenie do "rozmiaru 0" za wszelką cenę, bo to nie jest zdrowe ani ładne ani seksowne.

I na koniec: Każdy powód jest dobry by ruszyć dupsko z kanapy i zacząć dbać o siebie, o swoje zdrowie :)
Nawet jeśli jest to "tylko moda" na bycie fit.
Mnie nie przeszkadza, że pod wpływem "mody" biega coraz więcej osób. Mnie to CIESZY!

A oto moja inspiracja: Zuzana Light.


Zdjęcia znalezione w necie.

A Was co motywuje? Co sprawia, że chce Wam się ćwiczyć? Jestem ciekawa, czy interesuje Was tylko sylwetka, czy też "ruszacie się", żeby poprawić wyniki badań? A może trenujecie, żeby w zdrowiu i pełnej sprawności dożyć "setki"?

Jeśli chodzi o mnie, to chciałabym żeby moje wyniki się poprawiły (już jest dużo lepiej niż było), ale również chciałabym mieć wybór w sklepach z odzieżą jakiego obecnie nie mam... Bo nie wyglądam dobrze w większości oferowanych obecnie modelach ubrań :D

Kicia

P.S. Nie wiem czy Wy też dziś mieliście gorszy dzień... Mój był okropny i całe szczęście, że już się kończy... Oby jutro było lepiej.

środa, 26 września 2012

Syrena - pierwsze wrażenia

Ze względu na znikomą ilość czasu jaką obecnie mogę poświęcić na prowadzenie bloga postanowiłam napisać o pierwszym wrażeniu podczas pierwszego użycia gąbki Syrena :-)
Gąbkę pokazywałam tu
Ja gąbki używam do mycia całego ciała (z pominięciem twarzy). Wiem, że może wydać się to niektórym niezłym hardkorem, ale jakoś tak mi się wydaje, że tylko gąbka może oczyścić ciało z brudu :D
Ale wracając do tematu. 
Syrena początkowo wydaje się bardzo twarda, sztywna. Zwykle nowa gąbka taka właśnie jest, ale pod wpływem wody ulega zmiękczeniu. Syrena po namoczeniu również się zmiękczyła. Dla mnie okazała się na tyle delikatna, że różową stroną (tą mniej drapiącą) umyłam ręce, szyję oraz dekolt. Biodra, pupę i nogi (od kostek do samej góry) potraktowałam już żółtą stroną, a na koniec również żółtą częścią przejechałam po całych rękach ;-)
Moje odczucia? Intensywnie ścierająca, poprawiająca krążenie. Mój masaż pod prysznicem nie trwał tyle co zwykle, bo chyba "dokopałabym się" do mięśni ścierając skórę i warstwę podskórną. Na jedną nogę poświęciłam ok 2 minut. Później była lekko zaczerwieniona, ale ten efekt szybko znikł. 
Najlepsze okazało się później. Moje nogi zaczęły "wydzielać" ciepło :D. Chodzi mi o to, że jeszcze przez ok 30 minut czułam jakby moje nogi były posmarowane jakimś rozgrzewającym cudem mimo, że w dotyku były chłodne :D
Co jeszcze zauważyłam? Skóra jest zdecydowanie gładsza niż po "zwykłej" gąbce :-) i to mi się podoba. Zobaczymy czy za każdym razem wystąpi ten efekt "skóry niemowlaka" ;-)
Zobaczymy jak gąbka będzie się sprawować później, bo co można powiedzieć po jednym użyciu?

Uwaga! To co zamieszczam na moim blogu to TYLKO I WYŁĄCZNIE MOJE ZDANIE NA KONKRETNY TEMAT. To, że jakiś produkt sprawdzi się u mnie nie oznacza, że sprawdzi się u Was. To, że w moim przypadku gąbka nie wyrządziła żadnej krzywdy nie oznacza, że u Was też tak będzie. Po jednym (podkreślam JEDNYM) użyciu wydaje mi się, że będzie to zbyt ostre narzędzie dla skóry wrażliwej i z natury cienkiej i delikatnej.

Wyszorowana Kicia ;-)

P.S. Podzielę się z Wami jeszcze informacjami o  trwałości gąbki (czy np nie rozwali się po 4 użyciach) i o tym w jakim tempie się zużywa (po jakim czasie staje się zbyt miękka ;-)).

piątek, 7 września 2012

Polska - Czarnogóra tylko dla wybranych

Mój blog z założenia dotyczyć ma odchudzania i zdrowego trybu życia. Jednak dziś poruszyć muszę temat "biernego uprawiania sportu". 
Zapewne wszyscy już się domyślacie, że chodzi mi o transmisję meczu Reprezentacji naszego kraju w piłce nożnej: Polska - Czarnogóra. I podkreślę jeszcze, że to nie byle jaki mecz: To jest mecz o MISTRZOSTWA ŚWIATA, eliminacje - bo eliminację, ale dla mnie każdy mecz jest równie ważny.
Niestety nie uda mi się tego meczu zobaczyć, bo nie jest on transmitowany przez TVP. Podobno się to "nie opłacało", a nam ma się opłacać "płacenie abonamentu"? 
Ale może po kolei: Pani minister Mucha jeszcze nie tak dawno mówiła o tym, że chce "upowszechnić" sport. HELLOOOOOŁ... Oglądanie meczów w tv też jest swego rodzaju UPOWSZECHNIANIEM. Bo dzięki transmisjom zawodów sportowych w małych główkach rodzi się chęć bycia takim, jak ten piłkarz, biegacz, pływak itd. A kto może mieć większy wpływ na małych Polaków jak nie sam REPREZENTANT POLSKI właśnie? Bo kto z nas nie chciałby REPREZENTOWAĆ NASZEGO KRAJU? Kto nie chciałby nosić ORZEŁKA NA PIERSI i kto nie chciałby usłyszeć "MAZURKA DĄBROWSKIEGO" GRANEGO SPECJALNIE DLA NIEGO?
Nie rozumiem dlaczego nam - zwykłym, przeciętnym Polakom odbiera się szansę kibicowania i jednoczenia się z (jakby nie patrzył) DRUŻYNĄ NARODOWĄ? To są nasi reprezentanci, najlepsi wybrani z całego Narodu, więc chyba mamy prawo do zobaczenia jak grają?
Jestem oburzona i zniesmaczona. Dodatkowo czytając o zarobkach "gwiazd z TVP" nóż mi się w kieszeni otwiera, że oni za jeden (niekiedy durny) występ dostają po 20000 zł, a my - OBYWATELE nie możemy swobodnie kibicować NASZYM. 
Niech zmniejszą pensje (kto z Was zarabia 20000 za dzień pracy ręka w górę) - będzie na transmisje...
Z tego co udało mi się wyczytać w Internecie można zapłacić za oglądanie... 20 zł w sumie nie dużo, ale po pierwsze: dlaczego mam płacić za to, by móc się zjednoczyć z Narodem, a po drugie: nie każda platforma ma w ofercie ową transmisję. I tak: Platforma "n", Canal + oraz Cyfra + się wycofały ze sprzedaży transmisji ze względu na jakieś niejasności... I teraz pytanie: Ilu z Was zapłaciłoby za oglądanie meczu? A ilu z Was ma tą platformę, która meczu nie "puści"?

Zaraz zapewne ktoś napisze: idź sobie do jakiegoś pubu, bo zawsze znajdzie się taki, w którym mecz zobaczyć można!
No spoko, ale czy ja muszę wybierać się do "pubu", "clubu", czy gdzie tam bądź, żeby zobaczyć mecz? Czy ja zawsze muszę mieć nastrój na siedzenie w otoczeniu tysiąca mężczyzn pijących piwo? Czy nie mam prawa wyboru miejsca do zobaczenia tego spotkania? Czy nie mogę sobie z lampką wina i kotem na kolanach w zaciszu domowym kibicować naszym? Dlaczego zabrania mi się urządzenia strefy kibica we własnych czterech kątach z grupką znajomych i pizzą?

Nie rozumiem tego, podobnie jak nie rozumiem czemu nie ma ŻADNEJ transmisji z PARAOLIMPIADY? Czy sportowcy, którzy teraz walczą o medale dla NASZEGO KRAJU są gorsi od tych, którzy już wrócili do Polski z Igrzysk dla pełnosprawnych? Zobaczcie ile już medali podczas Paraolimpiady zdobyli NASI REPREZENTANCI (10. Polska 11 (5, 4, 2) - mam nadzieję, że aktualny wynik wkleiłam) - to są reprezentanci KAŻDEGO Z NAS i co? i nic. Jedna mała 15 sekundowa wzmianka w wiadomościach, albo i nie...
Od razu dodam, że nie jestem zwolenniczką ciągłych transmisji, ale przecież TVP ma swój sportowy kanał, czy tam nie mogliby pokazywać tylko tych dyscyplin, w których biorą udział Polacy? Przecież nie musimy oglądać wszystkiego, ale na Polaków walczących o medale chętnie bym zobaczyła.

Dałam upust swemu niezadowoleniu. Kto mnie popiera łapka w górę ;-)

A teraz (skoro już zaczęłam pisać) podzielę się z Wami wrażeniami po 3 treningu w tym tygodniu: po treningu A.
Znowu czułam jak moje mięśnie pracują, bicepsy się napompowały i tricepsy też popracowały. Te dwa treningi idealnie się uzupełniają (tak mi się wydaje po schemacie ABA). Wszystkie mięśnie równo pracują i ogólnie jest siła i pompa :D
Dla niewtajemniczonych dodam, że:
- wykroki robię z piłką lekarską (za tydzień obciążenie dojdzie większe - nie ma co szaleć na początku)
- MC (czyli martwy ciąg) z obciążeniem 21 kg
- wiosłowanie 6 kg
- pompki bez dodatkowego obciążenia
- brzuch do upadku mięśniowego (podoba mi się to określenie: do upadku mięśniowego :D).
Jest nieźle, będzie lepiej, a za 8 tygodni będzie MOC, SIŁA i POMPA :D i może kilka cm mniej? ;-)

Miłego wieczoru.
Kicia