Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fit. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fit. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 grudnia 2012

Co znaczy "być fit"?

Dziś czwartek. Powinien być "obiad czwartkowy", ale będzie kontynuacja tematyki "FIT".

Dziś porozmawiamy sobie o tym, co to znaczy "być fit".

Żeby nie uogólniać, to napiszę co to dla mnie oznacza i jakie jest moje podejście do całej "fit mody". Jak to wszystko się zaczęło i mam nadzieję, że nie skończy tak szybko.
Otóż nigdy nie byłam bardzo szczupła. Chociaż (z perspektywy czasu) mogę stwierdzić, że były okresy w moim życiu, w których wyglądałam całkiem dobrze. Nie miałam nadwagi (chociaż moje BMI zawsze było bliższe górnej granicy), a moje ciało było całkiem sprawne.
Jednak moja rodzina wciąż mówiła mi, że "jestem gruba". 
Moje bycie grubą spowodowane było obecnością rodzeństwa, które było raczej szczupłe. W porównaniu z rodzeństwem mogłam wydawać się "troszkę grubsza" jednak otyła nie byłam.
Pamiętajcie, że mówienie takich rzeczy dzieciom/wnukom źle na nie wpłynie, więc ostrożnie z takimi uwagami (jeśli posiadacie potomstwo lub jeśli w waszych rodzinach znajdują się małe dzieci). Wydaje mi się, że podobnie źle wpływać będzie na dzieci mówienie "jaka Ty chuda jesteś".  Dlatego w rozmowach z dziećmi starannie dobierajmy słowa, by nie sprawiać im przykrości.

Monotonia na lekcjach W-F skutecznie odstraszała i powodowała co tygodniową "niedyspozycję" większości dziewcząt. A szkoła średnia to ciągłe granie w "siatkę"... I jak tu można pokochać sport i taki tryb życia, skoro nauczyciele, którzy powinni zachęcać skutecznie zniechęcają.
Potem była krótka fascynacja fitnessem, ale kiedy po raz kolejny usłyszałam, że "pulchna jestem" ręce mi opadły i nastały "tłuste lata".
Sporo nauki, mało ruchu, studenckie jedzenie... I po jakimś czasie kilogramów zaczęło przybywać.

Jednak to jakoś szczególnie mi nie przeszkadzało, bo przecież i tak zawsze "byłam gruba", więc teraz w domu nie mówią nic nowego i odkrywczego.

Dopiero, kiedy zobaczyłam się na zdjęciu w bikini uświadomiłam sobie, że wyglądam strasznie i teraz JESTEM GRUBA, czy ktoś mi tak powie czy też nie. Dopiero zdjęcie uświadomiło mi jak na prawdę wyglądam i to było straszne.

I od tego się zaczęło. Czytanie o odchudzaniu (na początku czytanie "jak leci"), poszukiwanie informacji o różnych możliwościach spalania tłuszczu i dietach.
Skusiłam się nawet na Kopenhaską i wytrwałam do dnia PIERWSZEGO do obiadu :D - raczej dużej krzywdy sobie nie zrobiłam.

Po analizie wielu artykułów postanowiłam postawić na dietę zbilansowaną i jak najwięcej aerobów (zaczęły się marszobiegi), potem doszedł najprostszy trening siłowy itd.
To były moje początki i nie uważam, że wtedy byłam "FIT".

Kiedy treningi nie przynosiły rezultatów sięgnęłam po spalacz tłuszczu (nie będę podawała nazw tych produktów bo to nic dobrego). Pierwszy spalacz przyniósł efekt. Jedna kuracja i 15 kg mniej. SZOK!!! Oczywiście nie było to proste, bo ćwiczenia i dieta cały czas mi towarzyszyły.
Potem był czas bez spalacza: więcej treningów i brak efektu... Więc sięgnęłam po kolejny i kolejny spalacz, ale żaden już nie pomagał... a wręcz zaczęły szkodzić. Po jednym takim cud produkcie moje źrenice przestały reagować na światło. Nie było widać tęczówki tylko wielkie czarne źrenice... O kołataniu serca i problemach ze spaniem nie wspominając, a to tylko początek długiej listy skutków ubocznych.
To nie było fit i nie było to zdrowe... Nie było to też mądre, ale człowiek uczy się na swoich błędach.

Jakiś czas później postanowiłam udać się do lekarza i wtedy "wyszło szydło z worka". Złe wyniki badań, leczenie, wizyty, leczenie, wizyty... Zmiany leków i dalej nic.

Część lekarzy, u których byłam traktowała mnie jak obżerającego się i leniwego grubasa, który myśli, że oni mają cudowny lek i że "samo się schudnie" bez ćwiczeń i wyrzeczeń.

To był chyba najgorszy moment. Bo jak możesz się czuć, gdy idąc na kolejną wizytę do dietetyka i stosując się do jego zaleceń tyjesz? To jeszcze nic. Lekarz, do którego chodziłam potrafił powiedzieć: "no nie dziwne, że przytyłaś. Przecież na TYM leku każdy tyje". A na moje pytanie "Czyli od leku robię się grubsza mimo, że trzymam dietę 1360 kcal i ćwiczę 5 razy w tygodniu?" usłyszałam odpowiedź, która mnie zamurowala: "Nie obchodzi mi czy ćwiczysz, czy nie. Masz trzymać dietę, a na TYM leku każdy tyje" - tak skończyła się moja przygoda z dietetykiem. Cudowanie, prawda?

Tu nadal nie byłam FIT. Bo zdarzało się, że tego typu porażki zajadałam czekoladą, albo pizzą. 


I przyszedł ten moment. Uświadomiłam sobie, że muszę jeść zdrowo i ćwiczyć. Że nie mogę się poddać i muszę walczyć. Zaczęłam więc szukać innego lekarza, który uwierzyłby w moją historię i potraktował mnie poważnie.

Od kiedy piszę bloga staram się "być fit". Oczywiście są gorsze i lepsze dni. Czasami nie chce mi się ćwiczyć, czasami mam ochotę na czekoladę - przecież to normalne: w końcu jestem człowiekiem, ale mimo wszystko staram się. Staram się, mimo, że efektów właściwie brak. Jedyne co zauważyłam to znaczny skok siły :D - także strzeżcie się ;)

Teraz pojawiło się pewne światełko w tunelu, bo czeka mnie kolejna zmiana leków i może wówczas coś zacznie się dziać.

Jednak leki nie załatwią za mnie sprawy, więc muszę "żyć zdrowo", a u mnie "FIT lajfstajl" wygląda tak:
  • jem 5 posiłków dziennie;
  • ćwiczę 5 razy w tygodniu (od stycznia planuję zwiększyć liczbę treningów do 6^^);
  • staram się nie jeść słodyczy (właśnie mija 5 tydzień całkowitej abstynencji słodyczowej);
  • ograniczam cukier (słodzę jedynie kawę - nie umiem sobie tego odmówić);
  • zamiast windy wybieram schody (no chyba, że to 20 piętro, albo, że muszę pięknie wyglądać i nie mogę sapać);
  • ograniczam fast (FAT) food (wszystko jak leci. Ostatnio zjadłam kawałek pizzy, ale przecież wszystko jest dla ludzi);
  • nie kupuje napojów gazowanych (oczywiście w Święta zrobię wyjątek i napój z Mikołajem i czerwoną etykietą pojawi się na stole - wiadomo o jaki napój chodzi ;));
  • staram się przygotowywać wszystkie posiłki w domu i spożywać jak najmniej wędlin i różnych takich "sztucznie polepszonych" produktów (przecież w domu można upiec schab i mieć do kanapek);
  • nie przejadam się (zdarzało mi się kiedyś tak napchać, że mogłam tylko leżeć. Wiecie o czym mówię? Najczęściej w Święta taki syndrom wypchanego brzucha występuje. Teraz już tak nie robię :));
  • wybieram chleb żytni razowy (chociaż białe pieczywo jest smaczniejsze), kasze, ryże i makarony razowe/pełnoziarniste (sporadycznie ziemniaki - bo lubię ziemniaki);
  • w mojej kuchni zawsze jest oliwa z pierwszego tłoczenia oraz (od niedawna) olej kokosowy;
  • unikam smażenia (chociaż ostatnio testowałam różne konfiguracje na maśle klarowanym);
  • nie znoszę "gotowych diet" i nigdy po nie nie sięgnę. Wolę zbilansowaną dietę, w której będą wszystkie niezbędne do życia składniki, niż jakiś "twór" z pomocą którego szybko schudnę i przy okazji wyłysieję (wiecie o co chodzi ;));
  • piję 1,5 l wody dziennie (to takie minimum - zwykle jest więcej) + herbatki ziołowe (melisa, mięta, kiedyś piłam pokrzywę i rumianek - nie są zbyt smaczne, ale dawało radę je wypić);
  •  staram się jeść ryby 3 razy w tygodniu, jednak nie zawsze to wychodzi ;);
  • warzywa w diecie muszą być, owoce również, ale tych drugich zdecydowanie mniej.
To chyba takie moje najważniejsze "założenia". "Założenia" to złe słowo, to co widzicie wyżej to mój sposób na życie i mój sposób na bycie FIT. Bo dla mnie bycie fit, to dobre wybory na co dzień, to racjonalna dieta, to odpowiednio dobrany trening. Bo FIT to sposób postrzegania świata.
Sama nigdy bym tak nie powiedziała o swoim życiu "żyję FIT", powiedziała bym raczej: "staram się żyć zdrowo".
I nie myślcie, że mam obsesję na punkcie jedzenia, ćwiczenia czy czegokolwiek. Uważam, że we wszystkim najważniejszy jest UMIAR i jeśli gorzej się czuję to potrafię odpuścić zaplanowany trening. Jeśli mam ochotę na czekoladę to zjem kawałek (ale nie całą tabliczkę). Jeśli naszłaby mnie ochota na  "czisburgera", to pewnie kupiłabym go (ale w porze obiadowej, a nie na kolację), jeśli chciałabym sobie przypomnieć jak smaczny jest "szejk czekoladowy" to pewnie kupiłabym, ale małego.
Także zdrowe życie to kwestia wyborów, które codziennie podejmujemy.

I jeszcze jedna BARDZO WAŻNA RZECZ: zjedzenie czegoś z "zakazanej" listy nie przekreśla dotychczasowych starań. Jeśli więc odchudzasz się i zjesz tą nieszczęsną tabliczkę czekolady - trudno. Najważniejsze, żeby następnego dnia to się nie powtórzyło. Bo, jak już nie raz pisałam, jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo wypić colę, czy zjeść pizzę. Ale róbmy to z głową!


Kicia


UWAGA!!!
ZAMIESZCZONE TU INFORMACJE PRZEDSTAWIAJĄ MÓJ PUNKT WIDZENIA. KAŻDY MA PRAWO DO WYRAŻANIA WŁASNEGO ZDANIA, WIĘC SZANUJMY ZDANIE INNYCH, NAWET JEŚLI SIĘ Z NIM NIE ZGADZAMY :-)

sobota, 15 września 2012

Piękna polska jesień :-)

Nareszcie za oknem moja ulubiona pogoda: chłodno, pochmurno i chłodno. Możecie się dziwić, ale ja nie znoszę upałów i gorąca. Źle się czuję w upalne dni i dlatego bardzo się cieszę, że za oknami pojawiła się jesienna aura :-). Oczywiście nie myślcie, że uwielbiam deszcz i silny wiatr. Kocham naszą POLSKĄ, ZŁOTĄ JESIEŃ i to też jest okres, w którym najlepiej i najefektywniej potrafię pracować nad swoim ciałem. W chłodne dni moje treningi są bardziej "wydajne" - chyba wiecie o czym piszę, bo wydaje mi się, że każdy ma jakąś temperaturę, w której najlepiej mu "się żyje". Mnie najlepiej żyje się, gdy jest chłodno ;-) no cóż: taki mój urok :D
A teraz pokażę Wam, jaką piękną choinkę widziałam kilka dni temu rano:



Piękna, POLSKA JESIEŃ: rosa na pajęczynach, przyjemna temperatura i rześkie powietrze :-)

A teraz coś o sporcie... Dziś KSW... Znowu trzeba płacić... W jakim kraju przyszło nam żyć? :-D Nie będę się powtarzała (bo już ten temat poruszałam przy meczu Polska - Czarnogóra), ale przez pokazywanie w TV RÓŻNYCH (podkreślam RÓŻNYCH) dyscyplin sportowych można obudzić w człowieku chęć bycia lepszym, chęć bycia "wysportowanym"...
Rozumiem, że pieniądze są ważne, ale obawiam się, że niedługo trzeba będzie zrezygnować z różnych pakietów TV, bo jeszcze za obejrzenie najzwyklejszych wiadomości, albo prognozy pogody (bo jakaś super pogodynka będzie...) przyjdzie nam płacić...

Kicia

P.S. Dziś biegałam i powiem Wam, że bieganie po lesie, kiedy ziemia nasiąknięta jest wodą, kiedy w powietrzu unosi się zapach igliwia i grzybni to sama przyjemność. 
Jutro rozpiska siłowego na kolejne dwa tygodnie ;-)

wtorek, 7 sierpnia 2012

Mój mały WIELKI sukces :-)

Dziś szybko, krótko i na temat:
UDAŁO MI SIĘ =) w końcu udało przebiec mi się 30 minut bez przerwy ;-)
Jestem taka szczęśliwa: uśmiech od ucha do ucha chyba nie zejdzie mi przez 2 kolejne dni.


I jeszcze jedno: jak mi się udało to może udać się każdemu. Teraz będę pracowała nad formą i wytrzymałością =)

Kicia

P.S. A jak Wam "idzie" bieganie? Biegacie czy wolicie inne sporty?

niedziela, 5 sierpnia 2012

Dieta... co z tą dietą i o co w ogóle chodzi? =)

Niech tytuł Was nie zmyli: o diecie. czyli sposobie odżywiania się będę tu pisała, ale nie o jakimś konkretnym jadłospisie, a chcę napisać o moich punkcie widzenia dotyczącym tzw. diety właśnie ;-)
Jak nazwa mojego bloga wskazuje pragnę, by moje życie stało się szczuplejsze, a dokładnie chodzi o szczuplejsze ciało. Ale jak wiadomo: zdrowe ciało to lepsze życie. Nie jestem zwolenniczką bardzo szczupłych (chudych) osób. Dla mnie waga mieszcząca się w "normalnym, zdrowym" BMI będzie wielkim osiągnięciem.
Od jakiegoś czasu borykam się ze sporą nadwagą i bardzo chciałabym znowu mieścić się w ubrania roz 40. Nie chcę stać się zasuszoną osobą, która swoją "sylwetkę" osiągnęła "nie jedzeniem" oraz innymi idiotycznymi metodami.
Chcę żyć zdrowo, promować taki styl życia i zarażać tym innych.
I teraz pojawia się pytanie, które zadaje mi sporo ludzi: "jaką dietę stosujesz?"
Mówiąc "dieta" mają oni na myśli np. dietę Dukana, Kopenhaską czy inną, której podstawowym efektem ma być utrata kilogramów. Nie zwracają oni uwagi na aspekty zdrowotne, bo przecież najważniejsze, żeby waga szła w dół (dla mnie waga najważniejsza nie jest - ja chcę się po prostu znowu mieścić w swoje stare ciuchy - więc obwody się liczą ;-))... I to bardzo mnie denerwuje...
DIETA to sposób odżywiania się, a nie (jak sporo ludzi uważa) określenie spospobu odżywiania mające na celu utratę kilogramów. Każdy z nas od urodzenia jakąś dietę stosował i stosuje nadal: najpierw to dieta mlecza, potem to posiłki, które przygotowywała nam mama, a teraz dieta to ogólnie sposób naszego odżywiania.
Jeśli chodzi o moje odżywianie to nadal szukam "złotego środka". W swoim życiu przeszłam z odżywianiem naprawdę sporo. Chociaż nigdy nie stosowałam takich "gotowców" odchudzających (raz chciałam zabrać się za Kopenhaską... wytrzymałam do obiadu oczywiście dnia pierwszego i zrezygnowałam. Wtedy też doszłam do wniosku, że takie "diety" to jakaś totalna masakra ;-)) miałam w swoim życiu różne "niewypały" dietetyczne. I co mogę tu powiedzieć? Po pierwsze pamiętajcie o tym, że każdy z nas, mimo że skałdamay się z takich samych cząstek elementarnych, jest inny. Każdy powinien szukać w swoim życiu "złotego środka" i nie ważne czy chodzi tu o makijaż, ubieranie, odzywianie: Szukajcie tego, co sprawia Wam radość. A teraz pytanie, które od razu przyjdzie Wam do głowy: "Mnie radość sprawiają czipsy, więc jak mam pogodzić radość z ich jedenia z odpowiednią dietą?"
A odpowiedź jest dość prosta: nie można odmawiać sobie wszystkiego. Jeśli powiemy NIE! na wszystko co lubimy (kawa z cukrem i mlekiem rano, czipsy, lody, ciasteczka itd) nie uda nam się wytrwać długo w zdrowym odżywianiu. Najważniejszy jest UMIAR i to jedna z tych rzeczy, na które zwracać musimy szczególna uwagę. Jeśli np w ramach przekąski raz w tygodniu zjemy loda (ok 250 kcal) to czy przytyjemy i nasze dotychczasowe starania pójdą w niepamięć? Oczywiście, że nie. Najwazniejsze, by lód był przekąską i by jego ilość nie była ogromna. Lubisz czipsy? Raz w tygodniu pozwól sobie na małą (ale koniecznie MAŁĄ, bo kupując dużą nie będziesz potrafił przestać jeść) paczkę również w ramach przekąski.
W ten sposób "połechtasz swoje migdałki", nie będziesz myślał, drogi Czytelniku, o tym, czego Ci nie wolno, tylko o tym, że kolejny tydzień udało Ci się zdrowo jeść.
Ale zaraz, zaraz... teraz pojawiają się kolejni znajomi i ich super teorie dotyczące odżywiania i aktywności fizycznej.
"Płytam, jeżdżę na rowerze, żywię się w fast (fat) foodach i nie tyję, więc po co mam zmieniać swoje nawyki? Jem co lubię i jestem super zadowolony" I co na to odpowiedzieć można? A można odpowiedzieć tak: a czy po tych frytach smażonych w trzymiesięcznym oleju i po hamburgerach niewiadomego pochodzenia czujesz się dobrze? (zapewne usłyszmy TAK), ale czy to prawda? Nie... Przy aktywnym trybie życia trzeba się rozsądnie odżywiać. Posiłki powinny być lekkostrawne, porcje nie za duże, ale dające pewne uczucie sytości. Powinniśmy urozmaicać swoje posiłki (bo dziesiąty raz z rzędu pierś z kurczaka na obiad każdego może zabić), ale starać się, by znajdowały się w nich witaminy, minerały, błonnik itd. Zbilansowana, lekkostrawna dieta sprawi, że treningi będą bardziej efektywne i ogólnie będziemy się czuć lepiej (mimo, że może wydawać się to dziwne dla niektórych ;-))
A teraz może powiem skąd nagle u mnie taka chęć podzielenia się z Wami takimi oto spostrzeżeniami?
Ano na otwarciu Igrzysk Olimpijskich zagościła w moim domu pizza. Zwykle staram się, by posiłki w moim domu były "w miarę" zdrowe, ale czasami jakiś fast (FAT) food pojawić się musi. No i co mogę powiedzieć o pizzy? Była pyszna... i co jeszcze? jej wpływ na moje ciało odczuwałam jeszcze przez kolejne 2 dni. Przez cały wieczór zjadłam 4 kawałki (tak wiem.. to był trylion kalorii)... Rano: burk, burk - tak mój brzuś się odzywał. Cały dzień czułam się ciężka i bez energii. Oczywiście treningu żadnego nie wykonałam, bo po pierwsze miałam rest day, a po drugie i tak nie dałabym rady. A najciekawsze jest to, że biegnąc 2 dni po zjedzeniu pizzy nadal czułam się źle i ociężale...
Nie wierzycie?
Zróbcie test: zwykła (nie mała i nie gigantyczna paczka czipsów) niech zagości w waszych łapkach na wieczornym filmie. Nie dzieląc się z nikim pochłońcie egoistycznie wszystko, co się w niej znajduje. A na drugi dzień spróbujcie wykonać trening (wasz ulubiony). Czujecie różnicę z oraz bez czipsów? :)
Czy teraz już wierzycie, że przy aktywnym trybie życia zdrowa dieta jest obowiązkiem?




Miłej niedzieli ;-)
Kicia

czwartek, 2 sierpnia 2012

Sierpniowa setka: dzień pierwszy

Ho ho ho... Ho ho... 
Jak zapewne już przeczytaliście, moi drodzy Czytelnicy, podjęłam wyzwanie "Sierpniowa setka". Dla niewtajemniczonych wyzwanie to oznacza, że w miesiącu sierpniu masz pokonać 100 km biegając, pływając, chodząc, jeżdżąc na rowerze czy jak tam masz ochotę (oczywiście 100 km w aucie się nie liczy :D to ma być aktywne 100 km)
Ja postanowiłam zmobilizować się do regularnej jazdy rowerkiem w terenie, więc moje 100 km przepedałuję.
Dziś na rowerze pojechałam po zakupy na rynek i zahaczyłam o Biedronkę: efekt to 10,78 km :D JUPI (przede mną 89,22 km) Mam nadzieję, że jutro uda mi się pokonać kolejne 10 km i mam już nawet trasę obmyśloną.
A o 21:48 wróciłam do domu z joggingu :D

Nie wierzycie? To zobaczcie:





Mam nadzieję, że jutro będę w stanie chodzić :-D

A jak tam Wasze aktywne życie?

Kicia

P.S. Teraz spożywam gruszkę z melisą oczywiście bez cukru i oglądam finał tenisa stołowego... oj dziś będzie mi się dobrze spało :-)

środa, 1 sierpnia 2012

Sierpniowa setka =)

I ja nie mogę być gorsza, więc obiecuję wszem i wobec, że do wyzwania Kamy się dopisuję :-)
Dziś już raczej żadnego kilometra nie pokonam (21:33 czas, by grzecznie siedzieć w domu i oglądać Igrzyska), ale od jutra wyciągam rower, oczyszczam z pajęczyn i ruszam. Mam nadzieję, że te 100 km uda mi się pokonać :-)
Oczywiście nie zrezygnuję z moich marszobiegów (a już wkrótce może biegu ciągłego - YUPI), ale nie będę mojego "dreptania" wliczała w "setkę". Moje postanowienie to 100 km na rowerze. Trzymajcie kciuki i może jeszcze dołączycie? :)






Miłego wieczoru i do jura =)
Kicia

poniedziałek, 30 lipca 2012

Letnie obuwie :-) moim faworyci

Dość długo zastanawiałam się czy o nich pisać (o moich ulubionych butach na lato), ale postanowiłam podzielić się z Wami moimi ulubionymi i najczęściej w tym roku noszonymi modelami.
Na samym początku napiszę, że nie znoszę japonek oraz butów, które posiadają ten wstrętny pasek wchodzący między paluszki ;-) (ostatnio jest jakiś wysyp klapko-japonek, które poza standardowym paskiem posiadają ten wstrętny sznurek). Mam japonki, ale używam ich tylko w awaryjnych sytuacjach takich jak: basen, plaża, ogród (zakładam japonki, gdy wiem, że będę korzystała z chłodzącej mocy wody w ogrodzie, ale do grillowania zakładam inne - bardziej wygodne).

Pisałam w jednym z wcześniejszych postów, że od jakiegoś czasu jak tylko mogę ubieram spodnie dresowe. Tak już mam, że co w mojej głowie i w moim serduchu to i na widoku. W związku z tym, że od jakiegoś czasu sport, zdrowe jedzenie i wygoda są ciągle w mojej głowie to i na moich nogach przede wszystkim wygodnie być musi.
Przedstawiam Wam moje ulubione klapki i sandałki :-)




Klapki kupiłam w Deichmann'ie za (jeśli się nie mylę) 39,99 zł. Są bardzo wygodne, szybko się je wkłada, nie ścierają stóp i nie sprawiają, że stopy się w nich pocą ;-) Mają lekko wyprofilowaną podeszwę, dzięki czemu dobrze przylegają do stopy ;-)
Sandałki nabyłam już 3 lata temu (Tak, tak. te sandałki maja 3 lata i w ogóle nie są zniszczone) za ok 40-50 zł w sklepie z butami w Sochaczewie (byłam tam przejazdem). Są miękkie, wygodne, ale już tak szybko się ich nie wkłada ;-), bo jest zapięcie na rzep. Mimo wszystko bardzo je lubię i również bardzo często noszę.
Obie pary są "płaskie", jednak ich podeszwy maja ok 1 cm wysokości. Podeszwa jest wyłożona jakimś rodzajem skóry (taka informacja widniała na opakowaniach). Spokojnie można je prać (oczywiście nie w pralce ;-)), bo nic się z nimi nie dzieje :-)
W obu parach stopa jest dość stabilna, chociaż (jak widać) klapki lepiej ją "trzymają".
A jakie jest Wasze ulubione obuwie letnie?

Kicia

P.S. Oczywiście posiadam jeszcze inne, bardziej "kobiece" modele, jednak te zdecydowanie noszę najczęściej ;-)

wtorek, 24 lipca 2012

Tydzień 4 czas zacząć :-)

Jak ten czas szybko leci. Wczoraj zaczął się już 4 tydzień mojego super planu :D
Wczoraj też po raz pierwszy wykonałam trudniejszą wersję treningu dla początkujących:

1) wznosu nóg w leżeniu
2) Wspięcia na palce na jednej nodze (łydki)
3) Wykroki
4) Wiosłowanie
5) Pompki klasyczne (m. klatki piersiowej)
6) Wyciskanie baniaków z wodą siedząc (m. naramienne)
7) Uginanie przedramion z baniakami z wodą (m. dwugłowe ramion)
8) pompki w podporze tyłem
9) Nawijanie ciężarka na sznurek z uchwytem prostym (m. przedramion)
Zgodnie z rozpiską były 3 serie po 15 powtórzeń. Nie oszukujmy się: klasycznych pompek nie dałam rady wykonać - nadal ćwiczę (pompuję) na kolanach :D

Co zauważyłam po wczorajszym treningu? Zakwasy ;-), więc jest dobrze. Zakwasy nie są jakoś masakryczne, ale coś daje się wyczuć. Ten zestaw bardziej mi pasuje i jakoś "łatwiej" zabrać mi się za ćwiczenia.

Dziś jogging ;-) - zobaczymy jak pójdzie. Postaram się, by dzisiejszy rezultat był lepszy niż poprzedni.

Kicia
P.S. Zastanawiam się nad zakupem hula - hop. Jak byłam mała (Buhahaha - w sumie nigdy mała nie byłam :-D)... inaczej: jak byłam dzieckiem umiałam tym przyrządem się posługiwać. Niedawno zakupiłam zwykłe "kółko" - takie jak miałam dawno temu, ale nie potrafię tym kręcić. I teraz mam pytanie: czy takim z kulami masującymi (czy jak się te wypustki nazywa) będę umiała? czy raczej wyrzucę pieniądze w "hula - hup" :D?
Czy ktoś z Was - moim drodzy Czytelnicy miał podobny problem co ja? :D


EDIT: godzina 20:45 wróciłam z marszobiegu... efekt: 3,66 km w 30 minut. Jestem z siebie dumna :-)

czwartek, 19 lipca 2012

Mam nowy dres ;-)

Mam nowy dres, dres fajny jest :-D
Tak, jeśli jeszcze tego nie pisałam to teraz napiszę. Ostatnimi czasy mój strój to dres ;-). Mam dresy "wyjściowe" i dresy "domowe" :D i dziś właśnie zakupiłam kolejny dresik do domu. Długość 3/4, ale łatwo daje się podwinąć do kolana - bo taką długość preferuję. Koszt 20 zł (przecenione z 49,99) z Carrefoura. 
Oczywiście nie wyglądam jak typowy "dresiarz", no i nie ubieram dresu wszędzie, ale do sklepu po bułki jak najbardziej tak i wcale się nie wstydzę ;-)
Przynajmniej jest mi wygodnie.


Haha. Moja łydka wygląda jak wielka bania z tej perspektywy ;-) Oczywiście dość sporą łydkę mam, ale nie aż tak wielką :D Dres jest przewiewny, więc będzie idealny na (podobno) nadchodzące upały.
I jeszcze kilka uwag międzytreningowych: triceps mnie dziś tak boli, że hoho ;-) - wczoraj dostał solidny wycisk. Treningi siłowe dość szybko przynoszą efekt w postaci wzrostu siły, więc nie ma na co czekać - trzeba brać się do roboty.

Dziś marszobieganie ;-) - żeby tylko jakaś wichura się nie zerwała. 

I jeszcze na koniec do wszystkich, którzy chcą się odchudzać: trening siłowy jest tu bardzo wskazany, bo budując mięśnie podkręcamy metabolizm. Więcej mięśni = większe zapotrzebowanie na energię = szybsza utrata wagi (przy odpowiednim treningu i odpowiednio zbilansowanej diecie). I pamiętajcie, że od ćwiczenia ciężarkami po 3-5 kg nie urosną Wam mięśnie jak u Hardcorowego Koksa.
A więc ćwiczymy, ćwiczymy i jeszcze raz ćwiczymy.

Kicia

P.S. W czasie moich treningów w tle można usłyszeć muzykę tego rodzaju:

Lubię też jego teledyski, bo można w nich zobaczyć "normalne" kobiety, a nie zasuszone modelki ;-)

EDIT: właśnie skończyłam marszobieg :-) 3,37 km w 30 minut. Myślę, że jak na kogoś z moją wagą jest extra :-)

wtorek, 17 lipca 2012

Pochmurnie, chłodno i...

i idealnie do biegania ;-)
Przede mną kolejny dzień z marszobiegami, ale najpierw dentysta... Nie lubię dentystów i bez znieczulenia nie siadam na fotel :-D... Taka duża i tak się boi? (zapytacie zapewne) Tak, mam uraz z dzieciństwa ;-) ale dziś odwiedzę miłego stomatologa, więc mam nadzieję, że źle nie będzie.

A jak moje odchudzanie? ;-) staram się jak mogę, ale od dziś starać się będę jeszcze bardziej.Chcecie poznać powód?
No pewnie, że chcecie:
 Zadzwoniła do mnie koleżanka (nie widziałyśmy się długo) i za miesiąc wychodzi za mąż... (wygląda na to, że mnie się trafi fucha "starej panny" :D) Zostałam zaproszona na ślub (ustnie, ale forma karteczkowa już do mnie pocztą jedzie), więc dostałam kopa motywującego. W końcu muszę pokazać się w jak najlepszej formie. 
Oczywiście w miesiąc nie stanę się jak "Hardkorowy Koksu" ani też żadną Anią Rubik, ale może chociaż odrobinkę mniejszy stanie się mój brzuchol ;-)
Więc co?
Zaczynam AKCJĘ ŚLUB ;-) - teraz już muszę znaleźć czas, by więcej ćwiczyć.

A oto moje "stopy" w butach tuż przed wczorajszym treningiem:


Jak widać moja mata w najlepszej kondycji już nie jest, ale nadal sprawdza się idealnie, więc nie widzę powodu, by zaopatrywać się w nową ;-) Kocham ją, bo jest ze mną od kiedy postanowiłam zacząć ćwiczyć. Nigdy mnie nie zawiodła, więc myślę sobie, że jeszcze długie wspólne życie nas czeka ;-)

Jakieś pomysły jak można wypełnić AKCJĘ ŚLUB? Przypomnę tylko, że poniedziałek, środa i piątek: trening siłowy oraz wtorek, czwartek, niedziela - marszobiegi. Myślę, o dodaniu w dni treningu siłowego czegoś jeszcze. 

Zabieram swoje zęby i jedziemy (ja i moje zęby :D) do dentysty, bo zdrowe życie to nie tylko ćwiczenia i odpowiednia, zbilansowana dieta, ale również monitorowanie swojego stanu zdrowia - dentysta będzie monitorował otwór gębowy :D

Kicia




poniedziałek, 16 lipca 2012

Kolejny tydzień zmagań :-)

Właśnie rozpoczyna się kolejny - już 3 tydzień ostrej walki o zdrowie i piękną sylwetkę. 
 
Zgodnie z rozpiską zabieramy się dziś za 4 obwody po 15-20 powtórzeń:

1a) Napinanie mięśni brzucha leżąc (m. brzucha)
2a) Wspięcia na palce obunóż
3a) Przysiady klasyczne bez obciążenia (m. ud)
4a) Wiosłowanie
5a) Pompki na kolanach 12-15 powtórzeń
6a) Podciąganie obciążenia wzdłuż tułowia, oburącz (m. naramienne)
7) Uginanie przedramion z baniakami z wodą (m. dwugłowe ramion)
8a) Wyciskanie francuskie
9a) Uginanie nadgarstków z obciążeniem (m. przedramion)

Pogoda w końcu pozwala na maksymalne skupienie się na ćwiczeniach, bo w czasie tych opałów skupiać się mogłam jedynie na poszukiwaniu ręcznika do ocierania potu... Możecie mówić co chcecie, ale ja NIE ZNOSZĘ UPAŁÓW... Nie przepadam też za deszczem, ale mając do wyboru upał, albo deszcz to zdecydowanie wybieram drugą opcję.

Jutro z rana wykonam pomiary ;-) i zobaczymy na koniec mojego 8-mio tygodniowego planu jakie przyniósł efekty. Postaram się jeszcze "wtrącić gdzieś" treningi Ewy, ale nie wiem jak to czasowo pogodzić, bo jeśli nie pamiętacie, to w dni bez siłowego marszobiegam ;-)
A teraz chcę Wam pokazać jak wczoraj wieczorem wyglądało u mnie NIEBO:






Miłego dnia
Kicia

P.S. Zdjęcia robione "komórką" i bez żadnego retuszu z wyjątkiem skalowania :-)

piątek, 13 lipca 2012

Piątek 13-tego :-)

Nie straszny mi "piątek 13-tego" :-), a nawet dodam, że ogłaszam lipcowy piątek 13-tego pierwszym dniem mojego nowego życia. 
Już czuję się naprawdę dobrze, cały tydzień lekkich treningów za mną (po chorobie nie byłam w stanie katować się na maxa) i całe życie regularnych treningów przede mną ;-)
Z super nastawieniem, pełna energii i radości rozpoczynam akcję: "AKTYWNE ŻYCIE - ZDROWE ŻYCIE" :-D haha. 
Oczywiście od dawna staram się żyć aktywnie i zdrowo, ale nie zawsze mi to wychodziło ;-) teraz postaram się, by tych "niezdrowych" wpadek było jak najmniej.
Jutro "na czczo" zmierzę swoje obwody (oby centymetra wystarczyło Hahahaha!!) i mam nadzieję, że za miesiąc obwody "spadną", a siła i kondycja "pójdzie w górę".
Będziecie za mnie trzymać kciuki? ;-)
A tak wyglądało niebo wczoraj, gdy wychodziłam na "marszobiegi":


Było "czarno" i nawet padał deszcz, ale prawdziwemu biegaczowi nie straszne opady, wiatr i kurz: prawdziwy biegacz biega zawsze Hihi.
(Wczoraj mnie "prawdziwy biegacz" wyprzedził :-D i szybko zniknął za horyzontem :D - mam nadzieję, że kiedyś i ja tak będę innym znikała)
 
XOXO
Kicia
 


środa, 11 lipca 2012

Kicia gotuje: Pyszne śniadanko :-)

Ponieważ śniadanie to ten posiłek, którego zwykle nie chce mi się robić, szukam szybkich i smacznych propozycji.
I w ten sposób dziś na śniadanie miałam... kanapkę z bobem :-D


Musicie wybaczyć mi ślady zębów, ale zanim pomyślałam o uwiecznieniu na zdjęciu mojej kanapeczki została już nadgryziona :-D

A teraz krótka notka o bobie: zawiera dużą ilość białka, węglowodanów, oraz witamin: B1, B2, PP, C i prowitamniny A. Zawiera ponadto: wapń, fosfor, żelazo, magnez i karoten.
Wygląda na zdrowy produkt, prawda?

A teraz przepis na pastę:
gotujemy bób w osolonej wodzie, obieramy z łupinek, rozgniatamy widelcem i pieprzymy ;-)
Gotowe :-)

Prawda, że izi przepis? ;-)
Przepis na pastę pochodzi od Megi, która ma również kanał na YT (kanał Megi).
Megi mówi/pisze głównie o kosmetykach, ale możecie u niej znaleźć również posty o innej tematyce. Jest przemiłą osobą (przynajmniej przez ekran sprawia takie wrażenie ;-)), a jej filmy są zawsze "krótkie, zwięzłe i na temat" ;-)

Miłego dnia!!!
Kicia

poniedziałek, 2 lipca 2012

Shape - ogóle chwalenie się :-)

Tak, tak... W końcu pojawił się tak długo wyczekiwany "Shape" z drugą już płytą Ewy Chodakowskiej.
I co się stało? Chwalenie na blogach, że Ho ho :-D, więc i ja gorsza nie będę:
Oto moja gazetka i moja płyta:


Płytę już "puściłam" i czuję, że będzie z nią sporo zabawy :-). To już nie jest "łatwe" i "powolne" podciąganie kolana: to naprawdę wygląda na killera ;-)
Zgodnie z moim planem dziś (poniedziałki) trening siłowy. Wynika z tego, że prawdopodobnie jutro postaram się wykonać ten wyczekiwany zestaw "spalanie & modelowanie" ;-) Zobaczymy jaka będzie pogoda, bo jeśli będzie ponad 30 stopni i wysoka wilgotność to chyba sobie odpuszczę - w końcu samobójcą nie jestem, a intensywne ćwiczenia w takie upały nie są rzeczy łatwą i przyjemną ;-)

Jeszcze dodam małe sprostowanie do mojego planu treningowego - chodzi o trening siłowy: Znalazłam zestaw, który bardziej mi odpowiada. Pamiętajcie, że ćwiczenia mają sprawiać Wam radość. Jeśli myślicie w trakcie treningu: "o nie! znowu te wykroki" to zastąpcie to ćwiczenie takim, które będzie dla Was przyjemne. Tym sposobem chętniej będziecie rozpoczynać treningi i będziecie dawać z siebie 100%, bo każde ćwiczenie będzie Was cieszyć, a nie męczyć zanim zacznie je wykonywać.

Dobra, się rozpisałam :-D. Wracając do treningu siłowego stawiam na zestaw znaleziony pod adresem:

Założenie jest takie, by przez kolejnych 8 tygodni bez żadnych wymówek regularnie ćwiczyć siłowo. Jeśli nie chciało Wam się zajrzeć w link, oto rozpiska ćwiczeniowa:

Zestaw ćwiczeń dla początkujących, wersja łatwiejsza
1a) Napinanie mięśni brzucha leżąc (m. brzucha)12-15 powtórzeń
2a) Wspięcia na palce obunóż 15-20 powtórzeń
3a)Przysiady klasyczne bez obciążenia (m. ud) 15-20 powtórzeń
4a)Podciąganie na drążku j.w. ze stopami opartymi o krzesło (m. pleców) 10-12 powtórzeń (u mnie wiosłowanie)
5a)Pompki na kolanach 12-15 powtórzeń
6a) Podciąganie obciążenia wzdłuż tułowia, oburącz (m. naramienne) 10-12 powtórzeń
7)Uginanie przedramion z baniakami z wodą (m. dwugłowe ramion) 10-12 powtórzeń
8a)Pompki w podporze tyłem (m. trójgłowe ramion) 12-15 powtórzeń (u mnie wyciskanie francuskie)
9a) Uginanie nadgarstków z obciążeniem (m. przedramion)

Trening dla początkujących, wersja trudniejsza
1) Unoszenie zgiętych nóg wisząc na drążku (m. brzucha) 12-15 powtórzeń (u mnie wznosu nóg w leżeniu)
2) Wspięcia na palce na jednej nodze (łydki) 15-20 powtórzeń
3) Wykroki 12-15 powtórzeń
4)Podciąganie na drążku podchwytem na szerokości barków (m. pleców) 8-10 powtórzeń (u mnie wiosłowanie)
5)Pompki klasyczne (m. klatki piersiowej) 10-12 powtórzeń
6) Wyciskanie baniaków z wodą siedząc (m. naramienne) 8-10 powtórzeń
7)Uginanie przedramion z baniakami z wodą (m. dwugłowe ramion) 10-12 powtórzeń
8) Pompki z wąskim ustawieniem rąk(m. trójgłowe ramion) 8-10 powtórzeń (u mnie pompki w podporze tyłem)
9)Nawijanie ciężarka na sznurek z uchwytem prostym (m. przedramion)

Szczegóły dla mnie:
  • tydzień 1-2: wersja łatwiejsza, 3 obwody po 15 powtórzeń
  • tydzień 3: wersja łatwiejsza, 4 obwody po 15-20 powtórzeń
  • tydzień 4-5: wersja  trudniejsza, 3 obwody po 15 powtórzeń
  • tydzień 6-8: wersja trudniejsza, 4 obwody po 15-20 powtórzeń.
Zaczynam od 3 obwodów, ponieważ "pewien" staż posiadam :-). Nie wybieram trudniejszej wersji, ponieważ ostatnio moje ćwiczenia siłowe zastępowane były treningami Zuzany. Nie chcę od razu zostać kontuzjowana ;-), niech mięśnie mają szansę przypomnieć sobie jak to jest pracować :-D
Jak widzicie kilka ćwiczeń zamieniłam na inne, bo podciąganie na drążku z moją nadwagą jest raczej niemożliwe :-D. Wolę więc "powiosłować" poprawnie i porządnie niż narobić sobie odcisków, nadwyrężyć stawy i zrobić 3 powtórzenia, po których miałabym gwarantowany uraz.

Pozdrawiam z upalnego centrum Polski
Kicia

środa, 27 czerwca 2012

Plan treningowy na najbliższe 8 tygodni

Witam aktywnych i tych, którzy aktywni dopiero się stają :-)
Dziś pragnę przedstawić Wam mój plan treningowy na najbliższe 8 tygodni.
Podstawowym założeniem jest trening siłowy wykonywany 3 razy w tygodniu. Plan widziałam już kiedyś na SFD, a teraz dzięki Elli przypomniałam sobie o nim.


Dawno nie wykonywałam "stricte" treningu siłowego. Raczej stawiałam na krótkie "workout'y", których pełno jest w sieci. Czas jednak powrócić do tej aktywności :-), bo pamiętać musimy, że trening siłowy jest bardzo ważnym elementem odchudzania: poprzez budowę masy mięśniowej podkręcamy nasz matabolizm. W dwóch słowach: mięśnie do życia potrzebują energii: więcej mięśni większe zapotrzebowanie na energię i przy odpowiedniej diecie stosunkowo szybki ubytek tłuszczu :-)

Ilość obwodów w konkretnych tygodniach:

 1-2: 2 obwody
 3-4: 3 obwody
 5-8: 4 obwody

Rozpiska dni treningowych:
poniedziałek: trening siłowy;
wtorek: aeroby (do wyboru: rower, rolki, bieganie) lub Zuzana workout lub Ewa Chodakowska
środa: trening siłowy
 czwartek: aeroby (do wyboru: rower, rolki, bieganie) lub Zuzana workout  lub Ewa Chodakowska 
piątek: trening siłowy
sobota/niedziela: jeden z tych dni będzie active rest (spacer, tenis itp), natomiast drugi będzie dniem aerobowym.

Teraz czas na ćwiczenia siłowe:
1) Wznosy nóg z leżenia
2) Wspięcia na palce obunóż
3) Przysiady klasyczne (z hantlami: zobaczymy czy dam radę)
4) Wejście na ławkę (z hantlami: zobaczymy czy dam radę) 
5) Martwy ciąg
6) Pompki damskie (klasyczne znowu zbyt trudne)
7) Wyciskanie sztangielek (m. naramienne)
8) Wyciskanie francuskie.
(nie podawałam wartości obciążeń, bo jeszcze nie wiem, z jakimi będę ćwiczyła)


Moje ćwiczenia różnią się trochę od tego, co pisała Elli. Ćwiczenia te angażują te same partie mięśni, ale wybrałam dla siebie dogodniejszy wariant.
W ćwiczeniach siłowych fajne jest to, że jest ich taka mnogość i różnorodność, że każdy może dopasować coś "pod siebie".  

Jeszcze dodam tylko, że dodatkowe obciążenie w moim przypadku raczej wskazane nie jest: nie wiem, czy pamiętacie ale mam nadwagę, więc dodatkowe obciążanie moich stawów mogłoby spowodować kontuzję. Oczywiście z biegiem czasu, kiedy kilogramów będzie mniej dodatkowe obciążenie będzie dokładane ;-).
Plan rusza pełną parą od 2 lipca: teraz jeszcze trwa Ewa Chodakowska challenge ;-), ale już się przygotowuję. Wczoraj zrobiłam 2 obwody w ramach rozruszania stawów i "jakieś zakwasy" wystąpiły ;-)

Pozdrawiam
Kicia 

wtorek, 26 czerwca 2012

Kicia gotuje: Sałatka z brokułami ;-)

Witam serdecznie :-)
Dziś pragnę podzielić się z Wami przepisem na sałatkę brokułową :-)

Składniki:
- 1 brokuł
- 3 jaja
- 1 jabłko
- ocet
- olej ew. oliwa
- czosnek
- sól, pieprz  do smaku;-)


Brokuł gotujemy w osolonej wodzie, tak by się nie rozpadał i studzimy (ja wkładam brokuł do zimnej wody i po 11 minutach od zagotowania go odcedzam: dla mnie jest wtedy idealny). Jaja gotujemy na twardo i po wystudzeniu kroimy w kostkę. Jabłko obieramy i również kroimy.
Składniki wrzucamy do miseczki. Brokuł dzielimy na różyczki i dorzucamy do reszty składników.






Teraz czas na sos: wlewamy ok 1/2 szklanki oleju/oliwy (ja teraz mieszam 1/4 szkl oleju i 1/4 szkl oliwy: kiedyś zrobiłam z oliwy i oleju lnianego i nie dało się zjeść :D), do tego 1 łyżeczka octu, sól oraz pieprz do smaku. Super tajnym składnikiem jest czosnek i tu według upodobań: 1-2 ząbki przez praskę przeciskamy bezpośrednio do oleju. Wszystko dobrze mieszamy i mieszamy i wylewamy do naszej miseczki. 
Ze względu na kontakty z innymi osobnikami ludzkimi :D zaprzestałam dodawania czosnku: dodaję go tylko, gdy sałatka jest "na grilla". Czasami dodaję odrobinę czosnku suszonego.







A oto efekt finalny :-)
MNIAM


Spróbujecie? 

XOXO
Kicia

P.S. Może się wydawać, że pół szklanki oleju to dużo, ale wierzcie mi: ta sałatka wcale tłusta nie jest, a dla czosnko- i brokułożerców to cud-miód ;-)