Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dieta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dieta. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 grudnia 2012

Święta a "dieta" :)

Zagipsowana zastanawiałam się o czym mogę tu i teraz napisać. Po chwili już wiedziałam, bo o czym można napisać tuż przed Świętami? Oczywiście można pisać o choince, prezentach, ale mi nasuwa się temat diety.
Bo Święta spędzamy z rodziną przy pełnych stołach. 
Nie wiem jak jest u Was, ale w moim rodzinnym domu Święta to całodzienne siedzenie przy nakrytym stole z krótkimi przerwami na "leżakowanie".
Bo Święta to nadmiar jedzenia i nadmiar "lenienia się".
I jak w takich okolicznościach wytrzymać w swoim postanowieniu? Jak nie dać się pokonać wszechobecnym smakołykom spoglądającym na nas z każdej strony?

Chyba się nie da. Ale pamiętajcie (zawsze będę to powtarzała): JEDNA CZEKOLADKA, KAWAŁEK CIASTA CZY TEŻ WIĘKSZA PORCJA FRYTEK NIE PRZEKREŚLI WASZYCH DOTYCHCZASOWYCH STARAŃ JEŚLI ZACHOWACIE UMIAR :) - chociaż w Święta może być to szczególnie trudne.

Jeśli więc spędzamy Święta u rodziny (tak jak jest to zwykle w moim przypadku) i nie mamy wpływu na menu to zachowajmy umiar. Wiem, że nie zawsze jest to łatwe, bo przecież najlepsza na świecie kapusta z grzybami i grochem robiona przez ukochaną Babcię, czy też super najlepszy tort z kremem mogą zawrócić w głowię, ale kosztujmy wszystkiego tylko w rozsądnych ilościach. Starajmy się nie "napychać po brzegi" do tego stopnia, że trzeba rozpinać guziczek w spodniach :). Po obiedzie namówmy rodzinę nawet na krótki spacer i odejdźmy od stołu :)

Sprawa wygląda inaczej w sytuacji, gdy my przygotowujemy świąteczne potrawy, bo wówczas możemy przygotować "mniej kaloryczne" i równie smaczne jak tradycyjne przysmaki :). Jeśli my coś przygotowujemy to mamy szansę na zrobienie "lżejszego" kremu do tortu itd. :) 

Jednak bez względu na to, czy sami przygotowujemy świąteczną ucztę, czy też udajemy się do rodziny zachowajmy umiar :)

A teraz przedstawiam Wam moją cudowną choineczkę - efekt unieruchomienia:
Niestety okazało się, że mam trochę za mało tasiemki, ale coś wykombinuję :)

I na koniec pokaże Wam moją osobistą prywatną tradycję: otóż przez jakiś czas przed Świętami zaczynam "zbierać" słodycze i tworzę taki "świąteczny ołtarzyk" :D jest to trochę kiczowate, ale przed Świętami i w Święta trochę kiczu nie zaszkodzi (oczywiście to tylko moje zdanie)
Do chwili obecnej "kolekcja" znaczenie się powiększyła :)

Kicia


środa, 28 listopada 2012

Kicia gotuje: ciąg dalszy testów masła klarowanego

Jest masło klarowane... jest więc ochota na testowanie tegoż produktu... a jak testowanie to znowu smażenie...
Ale już dość tej smażeniny - jutro na obiad pieczony łosoś (BEZ DODATKU MASŁA!!)

Jednak dziś pragnę przedstawić mój testowy zestaw: pierś z kurczaka z warzywami i ryżem :-)

Przygotowanie (szybkie i proste)
- piersi z kurczaczka kroimy w kostkę i przyprawiamy (ja korzystałam z soli, pieprzu, papryki słodkiej, kurkumy, imbiru i odrobiny "kurczaka złocistego" Kamisu)
- dla uzyskania "chrupkości" posypałam kurczaka 1 płaską łyżką mąki graham
- rozgrzewamy tłuszcz (u mnie masło klarowane) i podsmażamy
- w tym czasie na  drugiej patelni podsmażamy ulubione "warzywa na patelnię"
- oraz w tym samym czasie gotuje nam się ryż.

Po 15 minutach całe, super danie mamy gotowe:








Tak wyglądał proces produkcji, a tak:


GOTOWE DANIE!!! :-)

Bardzo smaczne, byłoby zdrowsze gdyby było pieczone lub gotowane, ale smażone ma ten super smak ^^.




I jak Wam się podoba?




Kicia


P.S. To porcja mojego partnera - moja była mniejsza :)


Za chwilę zaczyna się "Kobieta kot" - jeden z filmów do których czuję wielki sentyment... Przed chwilą znalazłam takie zdjęcie (kadr z filmu):





które pochodzi z tego miejsca i tak sobie pomyślałam, że moja kocica codziennie mi tak robi, a ja nadal nie umiem skakać po murach :D Czyżby moja kocica nie miała takich zdolności jak Midnight (kot, którego widać na zdjęciu)? A może to ja jestem odporna na jej oddech :D
Miłego wieczoru
Kicia - miłośniczka kotów ;-)

wtorek, 27 listopada 2012

Kicia gotuje

Dziś krótki i nietypowy post.
Nietypowy, bo przepis, który tu się pojawi nie jest specjalnie skomplikowany, bardziej chodzi o masło niż o samą potrawę :-)
Ostatnio w mojej kuchni pojawił się nowy produkt: Masło Klarowane :-)
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, czym jest masło klarowane to szybko wytłumaczę: masło klarowane to praktycznie sam tłuszcz mleczny. W tzw. "maśle prawdziwym" mamy maksymalnie 82% tłuszczu (pozostałe 18% stanowi woda i białko, którego w maśle klarowanym nie ma), a w maśle klarowanym powinno być blisko 100% tłuszczu.




Jak widzicie moje masło wg producenta ma 99,8% tłuszczu :-) Moje masło jest z Mlekovity. Zakupiłam takie, bo w moim Carrefourze nie było żadnego innego. I tu pytanie: czy w takich supermarketach można dostać masła klarowane innej firmy? 

A tak masło wygląda na patelni (piękny bursztynowy kolor i ten zapach...)





A teraz szybki przepis: ostatnio w moje ręce wpadły filety z dorsza :-) i w związku z tym pomyślałam, że zrobię je według przepisu mojej babci (nie jest zbyt zdrowe, ale cóż...)
Rybkę skrapiamy sokiem z cytryny, przyprawiamy pieprzem i Vegetą, oprószamy delikatnie mąką i bach na gorącą patelnię (moja babcia używa oleju, ale ja żeby było zdrowiej użyłam masła klarowanego).






Widzicie jak pięknie wygląda masełko na patelni. Ostatnie zdjęcie przedstawia usmażoną stronę rybki :-)

Zdjęć na talerzu nie mam, bo wszystko zniknęło w oka mgnieniu :-) 

Rybka ogólnie smaczna, z maślanym posmakiem... ale ja chyba wolę rybę smażoną na niezdrowym oleju... 

Smażyć codziennie nie będę, ciekawa jestem jeszcze jak na takim maśle smakować będą kotlety z piersi kurczaka :-)

I jeszcze tylko dodam, że masło kupiłam z myślą o smażeniu właśnie. Nie smażę często, ale czasami muszę zjeść coś chrupiącego, bo ile można jeść pieczyste? lub gotowane? ;-)
A podobno jeśli już smażyć, to właśnie na maśle klarowanym ;-)

Też używacie tego produktu? Czy raczej jak smażycie to na oleju?

Kicia


czwartek, 6 września 2012

Trening B - dzień po :D

Muszę podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami po treningu B, który wykonywałam wczoraj.
W czasie treningu obawiałam się, że dziś nie będę w stanie "normalnie" chodzić. O ile wykroki bardzo lubię i większej krzywdy mi nie robią i nigdy nie robiły, to przysiad przedni nie jest moim ulubieńcem i zawsze (podkreślam ZAWSZE) mam po nim "zakwasy"... a w treningu był jeszcze przysiad bułgarski - "hardkor", ale całkiem fajnie się go robi (oczywiście okazało się w trakcie treningu). Wczoraj wieczorem kładąc się do łóżeczka naszykowałam sobie w zasięgu ręki Voltaren "na rano" (to mój sposób na zakwasy ;-)) W moim przypadku nasmarowanie "zakwaszonych" mięśni przynosi ulgę, ale nie niweluje całkowicie bólu. A zresztą ból po udanym treningu to sama przyjemność ;-) Znowu odeszłam od tematu :D: do sedna Ewcia, do sedna ;-)
Wstałam rano i mogłam od razu normalnie się przemieszczać. Normalnie tzn, że nie "utykałam" i nie chodziłam "jak na szczudłach". O dziwno moje nogi były w zaskakująco dobrej formie :-) Oczywiście ból odczuwałam, ale taki mega motywujący i bardzo przyjemny (zapewne aktywne osoby wiedzą o jakim uczuciu piszę ;-)) I dochodzimy do sedna: poranne przeciąganie :-) bo, kto z rana nie lubi się poprzeciagać?
I tu spotkało mnie zaskakujące uczucie:

Obrazek pochodzi z doz.pl
Znacie ten mięsień? Czułyście/czuliście go kiedyś? :D To mięsień najszerszy grzbietu i on właśnie mnie dziś bolał. Oj bolał, bolał i nadal boli ;-) i jeszcze triceps... oj było hardkorowo :D Naciskanie na klamkę przy drzwiach sprawiało, że cały triceps się napinał i naprawdę go czułam. Oczywiście już nie raz mięśnie pleców i triceps mnie bolały, ale już dawno nie bolało tak fajnie :D

Ogłaszam wszem i wobec, że trening B jest EXTRA :D. Pobudza mięśnie do pracy i z chęcią będę go wykonywała przez kolejne siedem tygodni (jutra nie liczę, bo będzie trening A)

A na koniec dodam, że dziś biegałam od 19:50 i było SUPER. Idealna temperatura, idealne bezwietrzne warunki, tylko radio nie chciało mi odbierać :D i musiałam zmienić stację... no i niestety to już nie było to samo co z Eską Rock. W 30 minut 3,61 km - to kolejny sukces. Jestem zadowolona z siebie bardzo. Cały czas udaje mi się biec bez przerwy przez 30 minut :-) Mam nadzieję, że niebawem nastąpi progres i w 30 minut uda mi się pokonać 4 km, ale pomału do celu :D

Miłego wieczoru, ja uciekam oglądać "Kuchenne Rewolucje" - w tym programie też bywa hardkorowo :D

Kicia



 


środa, 8 sierpnia 2012

Jeszcze słów kilka o "diecie"

Przeglądając stare gazety codzienne natknęłam się na artykuł z serii "jak jeść, by na wakacjach nie zaprzepaścić swoich dotychczasowych starań o zgrabną sylwetkę".
Oczywiście z zainteresowaniem zabrałam się za analizę tegoż oto tekstu. Przeczytałam cały artykuł, obejrzałam załączony obrazek i powiem szczerze, że doznałam niewielkiego szoku. 
O ile w miarę (PODKREŚLAM: W MIARĘ) sensownie sklecono sam tekst, o tyle obrazek mnie zabił. Sami zobaczcie:


Teraz streszczę artykuł: jedz 5 posiłków, ograniczaj alkohol (na wakacjach ;-)), ruszaj się, pilnuj kalorii. I właśnie tego ostatniego doczepić się muszę... Widzicie tą tabelkę? Co jest na pierwszym miejscu? Oczywiście nadmorska przekąska numer jeden czyli FRYTY... W samym artykule też napisano, że jeśli ma się ochotę na porządny posiłek, to można wpleść do niego fryty...
I gdzie tu sens? Po co pisać takie artykuły, skoro nie zwraca się uwagi na rozkład b/t/w oraz składników odżywczych w posiłkach i pisze się, żeby sobie frytule do obiadku dokładać...
Gdybym była całkowitym laikiem i wierzyła we wszystko co w gazetach piszą to pewnie bym sobie pomyślała tak: "Kocham frytki, a one mogą pomóc mi schudnąć. Będę na wakacjach jadła 4 porcje frytek dziennie i schudnę na 100%, bo kalorii to nie będzie aż tak wiele". Ale z jakimi konsekwencjami? O tym już nic nie napisano.
Wielu ludzi może sobie też pomyśleć tak: w sumie fryteczki i łosoś tyle samo kalorii, ale frytki kupię za 5 zeta, a łososia za "piataka" w życiu nie dostanę. Super więc ekonomicznie będzie, a te frytki nie są aż tak kaloryczne jak się o tym mówi...
I teraz moje spojrzenie na to całe odżywianie: kalorie nie są najważniejsze. Oczywiście ważne jest, by pewien "pułap kaloryczny" trzymać, ale kochani moi Czytelnicy, zwracajmy uwagę na wartości odżywcze jakie dane posiłki w sobie niosą. Hamburgery, frytki, czipsy, zapiekanki czy hot dogi... kto z nas nie lubi takich przekąsek?  Ale w walce o ładniejszą sylwetkę oraz zdrowe życie do "setki"  ważne są nie tylko kalorie, ale również "wartościowość" posiłków.
Denerwuje mnie, gdy widzę takie teksty. Nie powinno być tak, że tego typu rady pojawiają się w ogólnodostępnej, codziennej prasie. Przecież dostęp do niej mają nie tylko osoby dorosłe, ale również małoletnie, które zamiast doczytać coś, zgłębić wiedzę na zadany temat wierzą ślepo w to, co im pasuje. Pasuje im dieta Kopenhaska - stosują, pasuje "Dukan" od razu się zabierają, bo "na tych dietach szybko schudniesz 20 kg". Podpasuje artykuł, w którym piszą, że porcja frytek to tyle samo kcal co łosoś to olejmy ryby i jedzmy fryty...
Moim zdaniem w czasach "maka" i "kfc" powinno propagować się zdrowe przekąski, prezentować wartościowe i smaczne przekąski, a odchodzić od dań fast (FAT) food. Bo do czego dąży nasze społeczeństwo? Do masowej, grupowej otyłości. Sama mam z tym problem (z nadwagą) i może właśnie dlatego tak bardzo przyciągają mój wzrok "puszyste" dzieci, których na polskich ulicach jest coraz więcej...
A co jest w tym wszystkim najsmutniejsze? Te otyłe dzieci będą kiedyś otyłymi dorosłymi, którzy będą mieć mega problemy ze zdrowiem. I smutne jest jeszcze to, że taka babcia/dziadek/rodzice kupują swoim już dość okrągłym pociechom bez opamiętania przekąski, słodkie napoje itd...
Róbmy więc wszystko co w naszej mocy, by propagować zdrowy lajfstajl i pokazywać ludziom, że życie bez fast (FAT) food'ów może być super ;-)

Kicia

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

28 dni bez słodyczy!!!

Zapraszam Wszystkich do wyzwania rzuconego przez Paulinę


Te 28 dni bez słodyczy na pewno mi pomogą w walce z dodatkowymi kilogramami =)
A jeśli uda mi się wytrwać w nagrodę zaopatrzę się w jakiś mały kosmetyk (już nawet wiem w jaki ;-))

A więc co? Zbieramy się i do dzieła!!!
Ja już zaczęłam, a Ty?

Miłego dnia!!!
Kicia

P.S. Od rana czekam na deszcz i ochłodzenie, a jest 34 stopnie i prawie bezchmurne niebo... W taką pogodę nie ma szans na jazdę rowerem... Ciekawe jak uda mi się wykonać siłowy? Bo pocę się od samego siedzenia...

niedziela, 5 sierpnia 2012

Dieta... co z tą dietą i o co w ogóle chodzi? =)

Niech tytuł Was nie zmyli: o diecie. czyli sposobie odżywiania się będę tu pisała, ale nie o jakimś konkretnym jadłospisie, a chcę napisać o moich punkcie widzenia dotyczącym tzw. diety właśnie ;-)
Jak nazwa mojego bloga wskazuje pragnę, by moje życie stało się szczuplejsze, a dokładnie chodzi o szczuplejsze ciało. Ale jak wiadomo: zdrowe ciało to lepsze życie. Nie jestem zwolenniczką bardzo szczupłych (chudych) osób. Dla mnie waga mieszcząca się w "normalnym, zdrowym" BMI będzie wielkim osiągnięciem.
Od jakiegoś czasu borykam się ze sporą nadwagą i bardzo chciałabym znowu mieścić się w ubrania roz 40. Nie chcę stać się zasuszoną osobą, która swoją "sylwetkę" osiągnęła "nie jedzeniem" oraz innymi idiotycznymi metodami.
Chcę żyć zdrowo, promować taki styl życia i zarażać tym innych.
I teraz pojawia się pytanie, które zadaje mi sporo ludzi: "jaką dietę stosujesz?"
Mówiąc "dieta" mają oni na myśli np. dietę Dukana, Kopenhaską czy inną, której podstawowym efektem ma być utrata kilogramów. Nie zwracają oni uwagi na aspekty zdrowotne, bo przecież najważniejsze, żeby waga szła w dół (dla mnie waga najważniejsza nie jest - ja chcę się po prostu znowu mieścić w swoje stare ciuchy - więc obwody się liczą ;-))... I to bardzo mnie denerwuje...
DIETA to sposób odżywiania się, a nie (jak sporo ludzi uważa) określenie spospobu odżywiania mające na celu utratę kilogramów. Każdy z nas od urodzenia jakąś dietę stosował i stosuje nadal: najpierw to dieta mlecza, potem to posiłki, które przygotowywała nam mama, a teraz dieta to ogólnie sposób naszego odżywiania.
Jeśli chodzi o moje odżywianie to nadal szukam "złotego środka". W swoim życiu przeszłam z odżywianiem naprawdę sporo. Chociaż nigdy nie stosowałam takich "gotowców" odchudzających (raz chciałam zabrać się za Kopenhaską... wytrzymałam do obiadu oczywiście dnia pierwszego i zrezygnowałam. Wtedy też doszłam do wniosku, że takie "diety" to jakaś totalna masakra ;-)) miałam w swoim życiu różne "niewypały" dietetyczne. I co mogę tu powiedzieć? Po pierwsze pamiętajcie o tym, że każdy z nas, mimo że skałdamay się z takich samych cząstek elementarnych, jest inny. Każdy powinien szukać w swoim życiu "złotego środka" i nie ważne czy chodzi tu o makijaż, ubieranie, odzywianie: Szukajcie tego, co sprawia Wam radość. A teraz pytanie, które od razu przyjdzie Wam do głowy: "Mnie radość sprawiają czipsy, więc jak mam pogodzić radość z ich jedenia z odpowiednią dietą?"
A odpowiedź jest dość prosta: nie można odmawiać sobie wszystkiego. Jeśli powiemy NIE! na wszystko co lubimy (kawa z cukrem i mlekiem rano, czipsy, lody, ciasteczka itd) nie uda nam się wytrwać długo w zdrowym odżywianiu. Najważniejszy jest UMIAR i to jedna z tych rzeczy, na które zwracać musimy szczególna uwagę. Jeśli np w ramach przekąski raz w tygodniu zjemy loda (ok 250 kcal) to czy przytyjemy i nasze dotychczasowe starania pójdą w niepamięć? Oczywiście, że nie. Najwazniejsze, by lód był przekąską i by jego ilość nie była ogromna. Lubisz czipsy? Raz w tygodniu pozwól sobie na małą (ale koniecznie MAŁĄ, bo kupując dużą nie będziesz potrafił przestać jeść) paczkę również w ramach przekąski.
W ten sposób "połechtasz swoje migdałki", nie będziesz myślał, drogi Czytelniku, o tym, czego Ci nie wolno, tylko o tym, że kolejny tydzień udało Ci się zdrowo jeść.
Ale zaraz, zaraz... teraz pojawiają się kolejni znajomi i ich super teorie dotyczące odżywiania i aktywności fizycznej.
"Płytam, jeżdżę na rowerze, żywię się w fast (fat) foodach i nie tyję, więc po co mam zmieniać swoje nawyki? Jem co lubię i jestem super zadowolony" I co na to odpowiedzieć można? A można odpowiedzieć tak: a czy po tych frytach smażonych w trzymiesięcznym oleju i po hamburgerach niewiadomego pochodzenia czujesz się dobrze? (zapewne usłyszmy TAK), ale czy to prawda? Nie... Przy aktywnym trybie życia trzeba się rozsądnie odżywiać. Posiłki powinny być lekkostrawne, porcje nie za duże, ale dające pewne uczucie sytości. Powinniśmy urozmaicać swoje posiłki (bo dziesiąty raz z rzędu pierś z kurczaka na obiad każdego może zabić), ale starać się, by znajdowały się w nich witaminy, minerały, błonnik itd. Zbilansowana, lekkostrawna dieta sprawi, że treningi będą bardziej efektywne i ogólnie będziemy się czuć lepiej (mimo, że może wydawać się to dziwne dla niektórych ;-))
A teraz może powiem skąd nagle u mnie taka chęć podzielenia się z Wami takimi oto spostrzeżeniami?
Ano na otwarciu Igrzysk Olimpijskich zagościła w moim domu pizza. Zwykle staram się, by posiłki w moim domu były "w miarę" zdrowe, ale czasami jakiś fast (FAT) food pojawić się musi. No i co mogę powiedzieć o pizzy? Była pyszna... i co jeszcze? jej wpływ na moje ciało odczuwałam jeszcze przez kolejne 2 dni. Przez cały wieczór zjadłam 4 kawałki (tak wiem.. to był trylion kalorii)... Rano: burk, burk - tak mój brzuś się odzywał. Cały dzień czułam się ciężka i bez energii. Oczywiście treningu żadnego nie wykonałam, bo po pierwsze miałam rest day, a po drugie i tak nie dałabym rady. A najciekawsze jest to, że biegnąc 2 dni po zjedzeniu pizzy nadal czułam się źle i ociężale...
Nie wierzycie?
Zróbcie test: zwykła (nie mała i nie gigantyczna paczka czipsów) niech zagości w waszych łapkach na wieczornym filmie. Nie dzieląc się z nikim pochłońcie egoistycznie wszystko, co się w niej znajduje. A na drugi dzień spróbujcie wykonać trening (wasz ulubiony). Czujecie różnicę z oraz bez czipsów? :)
Czy teraz już wierzycie, że przy aktywnym trybie życia zdrowa dieta jest obowiązkiem?




Miłej niedzieli ;-)
Kicia

środa, 11 lipca 2012

Kicia gotuje: Pyszne śniadanko :-)

Ponieważ śniadanie to ten posiłek, którego zwykle nie chce mi się robić, szukam szybkich i smacznych propozycji.
I w ten sposób dziś na śniadanie miałam... kanapkę z bobem :-D


Musicie wybaczyć mi ślady zębów, ale zanim pomyślałam o uwiecznieniu na zdjęciu mojej kanapeczki została już nadgryziona :-D

A teraz krótka notka o bobie: zawiera dużą ilość białka, węglowodanów, oraz witamin: B1, B2, PP, C i prowitamniny A. Zawiera ponadto: wapń, fosfor, żelazo, magnez i karoten.
Wygląda na zdrowy produkt, prawda?

A teraz przepis na pastę:
gotujemy bób w osolonej wodzie, obieramy z łupinek, rozgniatamy widelcem i pieprzymy ;-)
Gotowe :-)

Prawda, że izi przepis? ;-)
Przepis na pastę pochodzi od Megi, która ma również kanał na YT (kanał Megi).
Megi mówi/pisze głównie o kosmetykach, ale możecie u niej znaleźć również posty o innej tematyce. Jest przemiłą osobą (przynajmniej przez ekran sprawia takie wrażenie ;-)), a jej filmy są zawsze "krótkie, zwięzłe i na temat" ;-)

Miłego dnia!!!
Kicia

wtorek, 26 czerwca 2012

Kicia gotuje: Sałatka z brokułami ;-)

Witam serdecznie :-)
Dziś pragnę podzielić się z Wami przepisem na sałatkę brokułową :-)

Składniki:
- 1 brokuł
- 3 jaja
- 1 jabłko
- ocet
- olej ew. oliwa
- czosnek
- sól, pieprz  do smaku;-)


Brokuł gotujemy w osolonej wodzie, tak by się nie rozpadał i studzimy (ja wkładam brokuł do zimnej wody i po 11 minutach od zagotowania go odcedzam: dla mnie jest wtedy idealny). Jaja gotujemy na twardo i po wystudzeniu kroimy w kostkę. Jabłko obieramy i również kroimy.
Składniki wrzucamy do miseczki. Brokuł dzielimy na różyczki i dorzucamy do reszty składników.






Teraz czas na sos: wlewamy ok 1/2 szklanki oleju/oliwy (ja teraz mieszam 1/4 szkl oleju i 1/4 szkl oliwy: kiedyś zrobiłam z oliwy i oleju lnianego i nie dało się zjeść :D), do tego 1 łyżeczka octu, sól oraz pieprz do smaku. Super tajnym składnikiem jest czosnek i tu według upodobań: 1-2 ząbki przez praskę przeciskamy bezpośrednio do oleju. Wszystko dobrze mieszamy i mieszamy i wylewamy do naszej miseczki. 
Ze względu na kontakty z innymi osobnikami ludzkimi :D zaprzestałam dodawania czosnku: dodaję go tylko, gdy sałatka jest "na grilla". Czasami dodaję odrobinę czosnku suszonego.







A oto efekt finalny :-)
MNIAM


Spróbujecie? 

XOXO
Kicia

P.S. Może się wydawać, że pół szklanki oleju to dużo, ale wierzcie mi: ta sałatka wcale tłusta nie jest, a dla czosnko- i brokułożerców to cud-miód ;-)