Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowy lajfstajl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowy lajfstajl. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 grudnia 2012

Święta a "dieta" :)

Zagipsowana zastanawiałam się o czym mogę tu i teraz napisać. Po chwili już wiedziałam, bo o czym można napisać tuż przed Świętami? Oczywiście można pisać o choince, prezentach, ale mi nasuwa się temat diety.
Bo Święta spędzamy z rodziną przy pełnych stołach. 
Nie wiem jak jest u Was, ale w moim rodzinnym domu Święta to całodzienne siedzenie przy nakrytym stole z krótkimi przerwami na "leżakowanie".
Bo Święta to nadmiar jedzenia i nadmiar "lenienia się".
I jak w takich okolicznościach wytrzymać w swoim postanowieniu? Jak nie dać się pokonać wszechobecnym smakołykom spoglądającym na nas z każdej strony?

Chyba się nie da. Ale pamiętajcie (zawsze będę to powtarzała): JEDNA CZEKOLADKA, KAWAŁEK CIASTA CZY TEŻ WIĘKSZA PORCJA FRYTEK NIE PRZEKREŚLI WASZYCH DOTYCHCZASOWYCH STARAŃ JEŚLI ZACHOWACIE UMIAR :) - chociaż w Święta może być to szczególnie trudne.

Jeśli więc spędzamy Święta u rodziny (tak jak jest to zwykle w moim przypadku) i nie mamy wpływu na menu to zachowajmy umiar. Wiem, że nie zawsze jest to łatwe, bo przecież najlepsza na świecie kapusta z grzybami i grochem robiona przez ukochaną Babcię, czy też super najlepszy tort z kremem mogą zawrócić w głowię, ale kosztujmy wszystkiego tylko w rozsądnych ilościach. Starajmy się nie "napychać po brzegi" do tego stopnia, że trzeba rozpinać guziczek w spodniach :). Po obiedzie namówmy rodzinę nawet na krótki spacer i odejdźmy od stołu :)

Sprawa wygląda inaczej w sytuacji, gdy my przygotowujemy świąteczne potrawy, bo wówczas możemy przygotować "mniej kaloryczne" i równie smaczne jak tradycyjne przysmaki :). Jeśli my coś przygotowujemy to mamy szansę na zrobienie "lżejszego" kremu do tortu itd. :) 

Jednak bez względu na to, czy sami przygotowujemy świąteczną ucztę, czy też udajemy się do rodziny zachowajmy umiar :)

A teraz przedstawiam Wam moją cudowną choineczkę - efekt unieruchomienia:
Niestety okazało się, że mam trochę za mało tasiemki, ale coś wykombinuję :)

I na koniec pokaże Wam moją osobistą prywatną tradycję: otóż przez jakiś czas przed Świętami zaczynam "zbierać" słodycze i tworzę taki "świąteczny ołtarzyk" :D jest to trochę kiczowate, ale przed Świętami i w Święta trochę kiczu nie zaszkodzi (oczywiście to tylko moje zdanie)
Do chwili obecnej "kolekcja" znaczenie się powiększyła :)

Kicia


czwartek, 13 grudnia 2012

Co znaczy "być fit"?

Dziś czwartek. Powinien być "obiad czwartkowy", ale będzie kontynuacja tematyki "FIT".

Dziś porozmawiamy sobie o tym, co to znaczy "być fit".

Żeby nie uogólniać, to napiszę co to dla mnie oznacza i jakie jest moje podejście do całej "fit mody". Jak to wszystko się zaczęło i mam nadzieję, że nie skończy tak szybko.
Otóż nigdy nie byłam bardzo szczupła. Chociaż (z perspektywy czasu) mogę stwierdzić, że były okresy w moim życiu, w których wyglądałam całkiem dobrze. Nie miałam nadwagi (chociaż moje BMI zawsze było bliższe górnej granicy), a moje ciało było całkiem sprawne.
Jednak moja rodzina wciąż mówiła mi, że "jestem gruba". 
Moje bycie grubą spowodowane było obecnością rodzeństwa, które było raczej szczupłe. W porównaniu z rodzeństwem mogłam wydawać się "troszkę grubsza" jednak otyła nie byłam.
Pamiętajcie, że mówienie takich rzeczy dzieciom/wnukom źle na nie wpłynie, więc ostrożnie z takimi uwagami (jeśli posiadacie potomstwo lub jeśli w waszych rodzinach znajdują się małe dzieci). Wydaje mi się, że podobnie źle wpływać będzie na dzieci mówienie "jaka Ty chuda jesteś".  Dlatego w rozmowach z dziećmi starannie dobierajmy słowa, by nie sprawiać im przykrości.

Monotonia na lekcjach W-F skutecznie odstraszała i powodowała co tygodniową "niedyspozycję" większości dziewcząt. A szkoła średnia to ciągłe granie w "siatkę"... I jak tu można pokochać sport i taki tryb życia, skoro nauczyciele, którzy powinni zachęcać skutecznie zniechęcają.
Potem była krótka fascynacja fitnessem, ale kiedy po raz kolejny usłyszałam, że "pulchna jestem" ręce mi opadły i nastały "tłuste lata".
Sporo nauki, mało ruchu, studenckie jedzenie... I po jakimś czasie kilogramów zaczęło przybywać.

Jednak to jakoś szczególnie mi nie przeszkadzało, bo przecież i tak zawsze "byłam gruba", więc teraz w domu nie mówią nic nowego i odkrywczego.

Dopiero, kiedy zobaczyłam się na zdjęciu w bikini uświadomiłam sobie, że wyglądam strasznie i teraz JESTEM GRUBA, czy ktoś mi tak powie czy też nie. Dopiero zdjęcie uświadomiło mi jak na prawdę wyglądam i to było straszne.

I od tego się zaczęło. Czytanie o odchudzaniu (na początku czytanie "jak leci"), poszukiwanie informacji o różnych możliwościach spalania tłuszczu i dietach.
Skusiłam się nawet na Kopenhaską i wytrwałam do dnia PIERWSZEGO do obiadu :D - raczej dużej krzywdy sobie nie zrobiłam.

Po analizie wielu artykułów postanowiłam postawić na dietę zbilansowaną i jak najwięcej aerobów (zaczęły się marszobiegi), potem doszedł najprostszy trening siłowy itd.
To były moje początki i nie uważam, że wtedy byłam "FIT".

Kiedy treningi nie przynosiły rezultatów sięgnęłam po spalacz tłuszczu (nie będę podawała nazw tych produktów bo to nic dobrego). Pierwszy spalacz przyniósł efekt. Jedna kuracja i 15 kg mniej. SZOK!!! Oczywiście nie było to proste, bo ćwiczenia i dieta cały czas mi towarzyszyły.
Potem był czas bez spalacza: więcej treningów i brak efektu... Więc sięgnęłam po kolejny i kolejny spalacz, ale żaden już nie pomagał... a wręcz zaczęły szkodzić. Po jednym takim cud produkcie moje źrenice przestały reagować na światło. Nie było widać tęczówki tylko wielkie czarne źrenice... O kołataniu serca i problemach ze spaniem nie wspominając, a to tylko początek długiej listy skutków ubocznych.
To nie było fit i nie było to zdrowe... Nie było to też mądre, ale człowiek uczy się na swoich błędach.

Jakiś czas później postanowiłam udać się do lekarza i wtedy "wyszło szydło z worka". Złe wyniki badań, leczenie, wizyty, leczenie, wizyty... Zmiany leków i dalej nic.

Część lekarzy, u których byłam traktowała mnie jak obżerającego się i leniwego grubasa, który myśli, że oni mają cudowny lek i że "samo się schudnie" bez ćwiczeń i wyrzeczeń.

To był chyba najgorszy moment. Bo jak możesz się czuć, gdy idąc na kolejną wizytę do dietetyka i stosując się do jego zaleceń tyjesz? To jeszcze nic. Lekarz, do którego chodziłam potrafił powiedzieć: "no nie dziwne, że przytyłaś. Przecież na TYM leku każdy tyje". A na moje pytanie "Czyli od leku robię się grubsza mimo, że trzymam dietę 1360 kcal i ćwiczę 5 razy w tygodniu?" usłyszałam odpowiedź, która mnie zamurowala: "Nie obchodzi mi czy ćwiczysz, czy nie. Masz trzymać dietę, a na TYM leku każdy tyje" - tak skończyła się moja przygoda z dietetykiem. Cudowanie, prawda?

Tu nadal nie byłam FIT. Bo zdarzało się, że tego typu porażki zajadałam czekoladą, albo pizzą. 


I przyszedł ten moment. Uświadomiłam sobie, że muszę jeść zdrowo i ćwiczyć. Że nie mogę się poddać i muszę walczyć. Zaczęłam więc szukać innego lekarza, który uwierzyłby w moją historię i potraktował mnie poważnie.

Od kiedy piszę bloga staram się "być fit". Oczywiście są gorsze i lepsze dni. Czasami nie chce mi się ćwiczyć, czasami mam ochotę na czekoladę - przecież to normalne: w końcu jestem człowiekiem, ale mimo wszystko staram się. Staram się, mimo, że efektów właściwie brak. Jedyne co zauważyłam to znaczny skok siły :D - także strzeżcie się ;)

Teraz pojawiło się pewne światełko w tunelu, bo czeka mnie kolejna zmiana leków i może wówczas coś zacznie się dziać.

Jednak leki nie załatwią za mnie sprawy, więc muszę "żyć zdrowo", a u mnie "FIT lajfstajl" wygląda tak:
  • jem 5 posiłków dziennie;
  • ćwiczę 5 razy w tygodniu (od stycznia planuję zwiększyć liczbę treningów do 6^^);
  • staram się nie jeść słodyczy (właśnie mija 5 tydzień całkowitej abstynencji słodyczowej);
  • ograniczam cukier (słodzę jedynie kawę - nie umiem sobie tego odmówić);
  • zamiast windy wybieram schody (no chyba, że to 20 piętro, albo, że muszę pięknie wyglądać i nie mogę sapać);
  • ograniczam fast (FAT) food (wszystko jak leci. Ostatnio zjadłam kawałek pizzy, ale przecież wszystko jest dla ludzi);
  • nie kupuje napojów gazowanych (oczywiście w Święta zrobię wyjątek i napój z Mikołajem i czerwoną etykietą pojawi się na stole - wiadomo o jaki napój chodzi ;));
  • staram się przygotowywać wszystkie posiłki w domu i spożywać jak najmniej wędlin i różnych takich "sztucznie polepszonych" produktów (przecież w domu można upiec schab i mieć do kanapek);
  • nie przejadam się (zdarzało mi się kiedyś tak napchać, że mogłam tylko leżeć. Wiecie o czym mówię? Najczęściej w Święta taki syndrom wypchanego brzucha występuje. Teraz już tak nie robię :));
  • wybieram chleb żytni razowy (chociaż białe pieczywo jest smaczniejsze), kasze, ryże i makarony razowe/pełnoziarniste (sporadycznie ziemniaki - bo lubię ziemniaki);
  • w mojej kuchni zawsze jest oliwa z pierwszego tłoczenia oraz (od niedawna) olej kokosowy;
  • unikam smażenia (chociaż ostatnio testowałam różne konfiguracje na maśle klarowanym);
  • nie znoszę "gotowych diet" i nigdy po nie nie sięgnę. Wolę zbilansowaną dietę, w której będą wszystkie niezbędne do życia składniki, niż jakiś "twór" z pomocą którego szybko schudnę i przy okazji wyłysieję (wiecie o co chodzi ;));
  • piję 1,5 l wody dziennie (to takie minimum - zwykle jest więcej) + herbatki ziołowe (melisa, mięta, kiedyś piłam pokrzywę i rumianek - nie są zbyt smaczne, ale dawało radę je wypić);
  •  staram się jeść ryby 3 razy w tygodniu, jednak nie zawsze to wychodzi ;);
  • warzywa w diecie muszą być, owoce również, ale tych drugich zdecydowanie mniej.
To chyba takie moje najważniejsze "założenia". "Założenia" to złe słowo, to co widzicie wyżej to mój sposób na życie i mój sposób na bycie FIT. Bo dla mnie bycie fit, to dobre wybory na co dzień, to racjonalna dieta, to odpowiednio dobrany trening. Bo FIT to sposób postrzegania świata.
Sama nigdy bym tak nie powiedziała o swoim życiu "żyję FIT", powiedziała bym raczej: "staram się żyć zdrowo".
I nie myślcie, że mam obsesję na punkcie jedzenia, ćwiczenia czy czegokolwiek. Uważam, że we wszystkim najważniejszy jest UMIAR i jeśli gorzej się czuję to potrafię odpuścić zaplanowany trening. Jeśli mam ochotę na czekoladę to zjem kawałek (ale nie całą tabliczkę). Jeśli naszłaby mnie ochota na  "czisburgera", to pewnie kupiłabym go (ale w porze obiadowej, a nie na kolację), jeśli chciałabym sobie przypomnieć jak smaczny jest "szejk czekoladowy" to pewnie kupiłabym, ale małego.
Także zdrowe życie to kwestia wyborów, które codziennie podejmujemy.

I jeszcze jedna BARDZO WAŻNA RZECZ: zjedzenie czegoś z "zakazanej" listy nie przekreśla dotychczasowych starań. Jeśli więc odchudzasz się i zjesz tą nieszczęsną tabliczkę czekolady - trudno. Najważniejsze, żeby następnego dnia to się nie powtórzyło. Bo, jak już nie raz pisałam, jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo wypić colę, czy zjeść pizzę. Ale róbmy to z głową!


Kicia


UWAGA!!!
ZAMIESZCZONE TU INFORMACJE PRZEDSTAWIAJĄ MÓJ PUNKT WIDZENIA. KAŻDY MA PRAWO DO WYRAŻANIA WŁASNEGO ZDANIA, WIĘC SZANUJMY ZDANIE INNYCH, NAWET JEŚLI SIĘ Z NIM NIE ZGADZAMY :-)

środa, 12 grudnia 2012

Dlaczego chcesz być fit?

Ostatnio chodzi mi po głowie pewna wypowiedź, którą przeczytałam w internecie... I pomyślałam, że chętnie podzielę się z Wami moją opinią i wysłucham Waszych racji.
Chodzi o pytanie: "Dlaczego się odchudzasz? Dlaczego chcesz być fit?"

Pewnie każdy z nas może wymienić 100 powodów: począwszy od poprawy wyglądu, poprzez poprawę sprawności fizycznej, a na zdrowiu skończywszy.
I co ja powiem: moim zdaniem każdy powód jest dobry, by zacząć "coś" ze sobą robić.

A dlaczego jako powód numer 1 wymieniłam poprawę sylwetki?
Bo to widać!!!

Jeśli schudnę to o co zapyta mnie pierwsza nie widziana od dawna znajoma? 
Oczywiście "Ile schudłaś?". Nie zapyta ona "Jak bardzo poprawiły się twoje wyniki?" albo "Ile km przebiegniesz teraz w godzinę?"

Bo w gruncie rzeczy jesteśmy "wzrokowcami". WSZYSCY. To nie prawda, że tylko mężczyźni zwracają uwagę na wygląd, sylwetkę itd. I to nie prawda, że wygląd nie ma znaczenia... 
Bo pracodawca mając do wyboru podobne umiejętności osób starających się o pracę postawi na "ładniejszą" wersję pracownika.

To właśnie dla pięknej sportowej sylwetki większość ludzi się odchudza i ćwiczy. 
To dlatego w inspiracjach pojawiają się zdjęcia przed i po, piękne wysportowane ciała z zarysowanymi mięśniami w pięknych sportowych ubraniach i kolorowych butkach od Nike.
Bo ten aspekt uprawiania sportu jest "namacalny" nie tylko dla ćwiczącego, ale dla ogółu społeczeństwa.
Bo jak patrzysz na mnie to nie widzisz marnych wyników badań (przecież jestem zbyt młoda, by mieć złe wyniki). Widzisz grubaska ;), który siedzi wieczorami na kanapie z paczką czipsów i butelką coli...
Niestety to szara i smutna rzeczywistość. Tak jesteśmy postrzegani, my grubsza część społeczeństwa ;)

Zarzutem w tej wypowiedzi było właśnie podawanie jako głównego powodu posiadanie pięknego ciała. Ale czy to coś złego?
Również można było przeczytać tam, że na każdym blogu o tematyce "odchudzanie, zdrowy tryb życia" itd. pojawiają się zdjęcia przed i po, że pojawiają się wymiary i informacje o ubytkach w cm... a że nie pojawiają się informacje o stanie zdrowia...

Po pierwsze nie każdy chce "chwalić się" swoimi wynikami badań, a ponadto czy oglądanie "skanów" wyników jest ciekawe dla Czytelnika?
Czy blog, na którym pisano by o poprawie stanu zdrowia, a nie pokazano by metamorfozy jakie przeszło ciało byłby często odwiedzany? Czy suche informacje o poprawie stanu zdrowia, jakości życia zachęciłyby do ćwiczenia i zdrowego odżywiania tak mocno jak robią to zdjęcia przed i po?

Bo kogo interesuje moje tętno spoczynkowe, albo mój cholesterol? :) (oprócz tego, że mnie interesuje)

Nie wszyscy jesteśmy lekarzami i interpretacja wyników badań nie jest oczywista. Nie każdy z nas wie, jaka powinna być wartość tętna spoczynkowego, wartość prawidłowego ciśnienia krwi czy ilość glukozy we krwi na czczo :)

Ale każdy z nas "ma pojęcie" kiedy "czyjeś ciało mieści się w normie", a kiedy pojawia się nadwaga. Wzrokowo jesteśmy w stanie oszacować, czy konkretny człowiek leni się całe dnie na kanapie i nie zwraca uwagi na to jak żyje, czy też stara się żyć zdrowo ;)

Oczywiście pomijam tu dążenie do "rozmiaru 0" za wszelką cenę, bo to nie jest zdrowe ani ładne ani seksowne.

I na koniec: Każdy powód jest dobry by ruszyć dupsko z kanapy i zacząć dbać o siebie, o swoje zdrowie :)
Nawet jeśli jest to "tylko moda" na bycie fit.
Mnie nie przeszkadza, że pod wpływem "mody" biega coraz więcej osób. Mnie to CIESZY!

A oto moja inspiracja: Zuzana Light.


Zdjęcia znalezione w necie.

A Was co motywuje? Co sprawia, że chce Wam się ćwiczyć? Jestem ciekawa, czy interesuje Was tylko sylwetka, czy też "ruszacie się", żeby poprawić wyniki badań? A może trenujecie, żeby w zdrowiu i pełnej sprawności dożyć "setki"?

Jeśli chodzi o mnie, to chciałabym żeby moje wyniki się poprawiły (już jest dużo lepiej niż było), ale również chciałabym mieć wybór w sklepach z odzieżą jakiego obecnie nie mam... Bo nie wyglądam dobrze w większości oferowanych obecnie modelach ubrań :D

Kicia

P.S. Nie wiem czy Wy też dziś mieliście gorszy dzień... Mój był okropny i całe szczęście, że już się kończy... Oby jutro było lepiej.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Nowy tydzień, nowe postanowienia ;-)

Witam wszystkich moich czytelników.
Nie było mnie jakiś czas, bo jakoś nie miałam weny by pisać. Byłam również chora, a kiedy choroba stała się mniej uciążliwa zatoki pokrzyżowały wszystkie plany - kto nie miał problemu z zatokami ten nie zdaje sobie sprawy jak uciążliwe może być zwykłe schylanie się (np by założyć buty). Zastanawiałam się również nad tym, czy aby nie przeprofilować odrobinę tego bloga. 
Oczywiście odchudzanie i zdrowy "lajfstajl" nadal będą przodowały, ale chyba zaczną pojawiać się tutaj również moje opinie na różne tematy ;-)

Ostatnie tygodnie nie były zbyt aktywne, jednak "coś tam" starałam się zrobić.
Oczywiście nie spodziewałam się po "jakimś tam" treningu, że będę chudła w oczach itd. Od dziś jednak wracam do regularnej aktywności fizycznej i zastanawiam się nawet gdzie w tym naszym malutkim gniazdku można by postawić rower stacjonarny, który ze względu na brak miejsca musiał owo gniazdko opuścić...

A teraz trening :-)
Przez kolejne tygodnie nic się nie zmieni. Nadal będę wykonywała te same dwa zestawy treningowe naprzemiennie (oczywiście zmieniając ilość serii, powtórzeń oraz obciążenia):
TRENING A:
1. Wykroki
2. Martwy ciąg
3. Wiosłowanie
4. Pompki na kolanach
5. Pompki odwrotne
6. Wznosy nóg w leżeniu

TRENING B:
1. Push press
2a. Przysiad przedni
2b. Przysiad bułgarski
3. Przenoszenie sztangielki w leżeniu
4.brzuch - tutaj dowolnie, pulsacyjne do upadku mięśniowego.

Jestem już po treningu A zgodnie z rozpiską na 7,8 tydzień: czyli 3 serie 8 powtórzeń.

1. Wykroki 4 kg
2. Martwy ciąg 21 kg
3. Wiosłowanie 8,5 kg
4. Pompki na kolanach b/o
5. Pompki odwrotne b/o
6. Wznosy nóg w leżeniu b/o.

Jutro będę miała mega zakwasy :-) A tymczasem miłego wieczorku :-)

Kicia

poniedziałek, 8 października 2012

Inspiracje na kolejny tydzień ;-)

Dziś szybko, krótko i na temat ;-)
Kolejny tydzień zmagań przede mną. To już 6 tydzień - ten czas naprawdę szybko upływa.
Treningi siłowe w tygodniu parzystym lecą schematem BAB (szczegóły treningu tu). Nastąpiła jedna mała zmiana: w treningu B w przysiadzie przednim zwiększyłam obciążenie. Teraz wykonuję to ćwiczenie ze sztangą, a więc waga obciążenia to 7 kg, a nie jak pisałam wcześniej 4 kg. 
Niestety mój czworogłowy uda zaczyna się lekko buntować i "pobolewa" od czasu do czasu i nie jest to ból "zakwasowy". Postanowiłam więc oszczędzać nogę i zwracać jeszcze większą uwagę na technikę wykonywania ćwiczeń.
W sobotę treningu biegowego nie było, bo (ponieważ, gdyż, dlatego że) 3 godziny zbierałam grzyby :D. Z lasu wróciłam tak zmęczona jakbym co najmniej biegała godzinę, a może i dłużej :D. Czy Wy też tak macie, że zbieranie grzybów męczy wasze ciała? (Oczywiście nie chcę żebyście mnie źle zrozumieli: uwielbiam chodzić po lesie i kocham zbieranie grzybów - zwłaszcza jak się jakieś znajduje - ale ta aktywność od zawsze powodowała i powoduje nadal zmęczenie oraz senność po powrocie do domu) A może to nadmiar leśnego powietrza? Co prawda biegam w lesie właśnie, a to tylko 30 minut, a właściwie (odliczając trasę poza leśną) to będzie jakieś 20 minut :-), więc może płuca wentylowane oczyszczonym leśnym powietrzem i nadmiar takowego powietrza w płucach sprawia, że pojawiają się senność i zmęczenie? :)






Na pierwszym zdjęciu widać las, w którym biegam ;-) co prawda nie w tej jego części, ale to ciągle "mój las".
Przepiękny muchomor :-) oczywiście muchomorów NIE ZBIERAMY tylko podziwiamy w lesie. 
I na końcu jeden z grzybków - borowik nazywany szlachetnym lub "prawdziwkiem".
Więcej zdjęć nie zrobiłam :-) bo zanim wpadłam na pomysł, by uwiecznić grzyby na fotografii większość już się gotowała :-)
A czy Wy chodzicie "na grzyby"? 
A teraz zgodnie z tytułem posta pragnę przedstawić moją inspirację na ten tydzień:
Oraz coś na koniec dnia do podusi:



Uwielbiam głos Adele :-)

I jeszcze na koniec dodam, że zastanawiam się nad delikatną zmianą rozkładu b/t/w w swojej diecie, ponieważ dotychczasowy rozkład nie daje u mnie rezultatów jakich bym oczekiwała (w miesiąc - 2 cm w talii i - 1 cm w udzie)

Pozdrawiam,
Kicia

poniedziałek, 24 września 2012

Aktualizacja i relacja z treningów siłowych

Dziś rozpoczął się 4 tydzień mojego super planu. W piętak będzie półmetek :-) - jak ten czas szybko leci.

Jeśli chodzi o aktualizację to chciałam tylko napisać, że w treningu B:

( przypomnienie: TRENING B:
1. Push press
2a. Przysiad przedni
2b. Przysiad bułgarski
3. Przenoszenie sztangielki w leżeniu
4.brzuch - tutaj dowolnie, pulsacyjne do upadku mięśniowego.)
W przysiadach używam 4 kg obciążenia, a nie jak pisałam wcześniej jakiegoś mniejszego. Treningi jeszcze mi się nie znudziły i bardzo chętnie je wykonuje. O dziwo, czasami nawet wolę Trening B niż Trening A, mimo, że w B są przysiady, które nie stanowią elementu zbioru moich ulubionych ćwiczeń :-)

Nie ważę się i nie mierzę, ale wydaje mi się, że łapa jest większa, a brzuch mniej wystaje :-) Czekam do końca planu z pomiarami :-)

Po 3 tygodniach regularnych treningów systemem (ABA BAB ABA) widzę znaczny wzrost siły co mnie bardzo cieszy :-), wydaje mi się, że się mniej garbię (mocniejsze mięśnie pleców)  i mam wrażenie, że mój brzuch zaczyna być już jak dykta (sklejka), co jest dużym postępem. (Oczywiście nie myślcie, że wcześniej nie ćwiczyłam brzucha - oczywiście, że nad nim pracowałam ale zawsze z określoną liczbą powtórzeń. Teraz jest do upadku mięśniowego i to przynosi zdecydowanie lepsze rezultaty. Wcześniej mój brzuch, mimo że otłuszczony, to po napięciu był twardy. Teraz tą "twardość" wyczuwa się bez szczególnej "napinki" :D) Będę dążyła do tego by stał się jak lita skała, ale jeszcze trochę pracy przede mną :D


Trzymajcie za mnie kciuki :-)

Kicia

P.S. Po kuracji Voltarenem i Olfenem wydaje się, że skurcze łydki ustąpiły. Dziś oczywiście kuracji ciąg dalszy + dla wzmocnienia efektu zaaplikuję sobie magnez ;-)

A dla Was bonus w postaci kilku fotek "skalniaka" napotkanego na pewnym osiedlu :-)





Kocham jesień :-) Mam nadzieję, że widzicie te motylki na kwiatkach ;-) zdjęcia robione telefonem (jak zawsze u mnie) więc jakoś może nie powalać ;-)

Mam super pomysł na cykl artykułów... ale nie mam za dużo czasu... nie wiem jak mam to pogodzić, bo nie przepadam za pisaniem "na szybko", bo zawsze coś umknie, albo jest niezrozumiale napisane... Mam nadzieję, że wkrótce będę miała więcej czasu na własne przyjemności, bo pisanie bloga to przyjemność, która motywuje mnie do działania  :-)

niedziela, 16 września 2012

Trening siłowy: tydzień 3 i 4: szczegóły

Jutro rozpoczyna się 3 tydzień  mojego super extra ośmio tygodniowego planu. Oznacza to zmiany w ilości powtórzeń i obciążeniach (YUPIII :D). Szczegóły planu możecie znaleźć TU
Teraz podam tylko obciążenia z jakimi mam zamiar pracować w ciągu kolejnych dwóch tygodni:

Trening A:
1. wykroki  4 kg (do tej pory było 1,5 kg)
2. MC 23,5 kg (było 21 kg): tu zastanawiam się na dołożeniem większego obciążenia, ale najpierw muszę zobaczyć jak się będzie ćwiczyło i czy technicznie nadal będzie ok
3. wiosłowanie 8,5 kg (było 6 kg): tu więcej raczej nie dam rady ;-)
Co do pompek to będę starała się przechodzić z kolan na pompki klasyczne, a przy pompkach odwrotnych wystarczy zmienić ustawienie nóg, żeby było trudniej, a brzuch to brzuch :-)


Trening B
1. push press 19,5 kg (było17 kg)
2. przysiad 4 kg (było 1,5 kg)
3. przysiad bułgarski 2.9 kg - ciężkie ćwiczenie, nie wiem jak to będzie nawet z tak niewielkim obciążeniem
4. przenoszenie sztangielki 8,5 kg (było 6 kg)

I jeszcze krótko: 2 serie po 12 powtórzeń ;-)

Trzymajcie kciuki, żeby SIŁA BYŁA I żeby BYŁA MOC :D, bo jak to będzie to i cm zaczną spadać ;-)

Kicia

sobota, 15 września 2012

Piękna polska jesień :-)

Nareszcie za oknem moja ulubiona pogoda: chłodno, pochmurno i chłodno. Możecie się dziwić, ale ja nie znoszę upałów i gorąca. Źle się czuję w upalne dni i dlatego bardzo się cieszę, że za oknami pojawiła się jesienna aura :-). Oczywiście nie myślcie, że uwielbiam deszcz i silny wiatr. Kocham naszą POLSKĄ, ZŁOTĄ JESIEŃ i to też jest okres, w którym najlepiej i najefektywniej potrafię pracować nad swoim ciałem. W chłodne dni moje treningi są bardziej "wydajne" - chyba wiecie o czym piszę, bo wydaje mi się, że każdy ma jakąś temperaturę, w której najlepiej mu "się żyje". Mnie najlepiej żyje się, gdy jest chłodno ;-) no cóż: taki mój urok :D
A teraz pokażę Wam, jaką piękną choinkę widziałam kilka dni temu rano:



Piękna, POLSKA JESIEŃ: rosa na pajęczynach, przyjemna temperatura i rześkie powietrze :-)

A teraz coś o sporcie... Dziś KSW... Znowu trzeba płacić... W jakim kraju przyszło nam żyć? :-D Nie będę się powtarzała (bo już ten temat poruszałam przy meczu Polska - Czarnogóra), ale przez pokazywanie w TV RÓŻNYCH (podkreślam RÓŻNYCH) dyscyplin sportowych można obudzić w człowieku chęć bycia lepszym, chęć bycia "wysportowanym"...
Rozumiem, że pieniądze są ważne, ale obawiam się, że niedługo trzeba będzie zrezygnować z różnych pakietów TV, bo jeszcze za obejrzenie najzwyklejszych wiadomości, albo prognozy pogody (bo jakaś super pogodynka będzie...) przyjdzie nam płacić...

Kicia

P.S. Dziś biegałam i powiem Wam, że bieganie po lesie, kiedy ziemia nasiąknięta jest wodą, kiedy w powietrzu unosi się zapach igliwia i grzybni to sama przyjemność. 
Jutro rozpiska siłowego na kolejne dwa tygodnie ;-)

czwartek, 6 września 2012

Trening B - dzień po :D

Muszę podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami po treningu B, który wykonywałam wczoraj.
W czasie treningu obawiałam się, że dziś nie będę w stanie "normalnie" chodzić. O ile wykroki bardzo lubię i większej krzywdy mi nie robią i nigdy nie robiły, to przysiad przedni nie jest moim ulubieńcem i zawsze (podkreślam ZAWSZE) mam po nim "zakwasy"... a w treningu był jeszcze przysiad bułgarski - "hardkor", ale całkiem fajnie się go robi (oczywiście okazało się w trakcie treningu). Wczoraj wieczorem kładąc się do łóżeczka naszykowałam sobie w zasięgu ręki Voltaren "na rano" (to mój sposób na zakwasy ;-)) W moim przypadku nasmarowanie "zakwaszonych" mięśni przynosi ulgę, ale nie niweluje całkowicie bólu. A zresztą ból po udanym treningu to sama przyjemność ;-) Znowu odeszłam od tematu :D: do sedna Ewcia, do sedna ;-)
Wstałam rano i mogłam od razu normalnie się przemieszczać. Normalnie tzn, że nie "utykałam" i nie chodziłam "jak na szczudłach". O dziwno moje nogi były w zaskakująco dobrej formie :-) Oczywiście ból odczuwałam, ale taki mega motywujący i bardzo przyjemny (zapewne aktywne osoby wiedzą o jakim uczuciu piszę ;-)) I dochodzimy do sedna: poranne przeciąganie :-) bo, kto z rana nie lubi się poprzeciagać?
I tu spotkało mnie zaskakujące uczucie:

Obrazek pochodzi z doz.pl
Znacie ten mięsień? Czułyście/czuliście go kiedyś? :D To mięsień najszerszy grzbietu i on właśnie mnie dziś bolał. Oj bolał, bolał i nadal boli ;-) i jeszcze triceps... oj było hardkorowo :D Naciskanie na klamkę przy drzwiach sprawiało, że cały triceps się napinał i naprawdę go czułam. Oczywiście już nie raz mięśnie pleców i triceps mnie bolały, ale już dawno nie bolało tak fajnie :D

Ogłaszam wszem i wobec, że trening B jest EXTRA :D. Pobudza mięśnie do pracy i z chęcią będę go wykonywała przez kolejne siedem tygodni (jutra nie liczę, bo będzie trening A)

A na koniec dodam, że dziś biegałam od 19:50 i było SUPER. Idealna temperatura, idealne bezwietrzne warunki, tylko radio nie chciało mi odbierać :D i musiałam zmienić stację... no i niestety to już nie było to samo co z Eską Rock. W 30 minut 3,61 km - to kolejny sukces. Jestem zadowolona z siebie bardzo. Cały czas udaje mi się biec bez przerwy przez 30 minut :-) Mam nadzieję, że niebawem nastąpi progres i w 30 minut uda mi się pokonać 4 km, ale pomału do celu :D

Miłego wieczoru, ja uciekam oglądać "Kuchenne Rewolucje" - w tym programie też bywa hardkorowo :D

Kicia



 


środa, 5 września 2012

Pierwszy Trening B za mną..

Dziś zgodnie z rozpiską zawartą w tym poście przypadł Trening B. Szczerze mówiąc trochę się go bałam, bo nigdy nie robiłam push press i przysiadów bułgarskich i zawsze w takiej sytuacji "czuję się niepewnie". Ostatecznie nie wiem jak dobrać obciążenie i nie wiem czy dam radę wykonać poprawnie wszystkie powtórzenia. No ale od czegoś trzeba zacząć. 
Dla leniwych, którym nie chce się zaglądać w w/w posta pokazuję zestaw ćwiczeń oraz obciążenia z jakimi walczyłam ;-):

TRENING B:
1. Push press 17 kg
2a. Przysiad przedni (moja nadwaga +1,5 kg)
2b. Przysiad bułgarski (j.w.)
3. Przenoszenie sztangielki w leżeniu 6 kg
4.brzuch - tutaj dowolnie, pulsacyjne do upadku mięśniowego.
Moje odczucia i spostrzeżenia (pierwszy raz coś takiego piszę na moim prywatnym i osobistym blogu :-)):
- Czas treningu (bez rozgrzewki i rozciągania) +/- 30 min 
- Push press robiłam pierwszy raz i jest to naprawdę dobre i intensywne ćwiczenie. Pod koniec 2 serii zastanawiałam się, czy nie przesadziłam z obciążeniem :-D, ale POMPA musi być i nie ma lipy :D
- Przysiad przedni jak przysiad przedni. Przez 2 tygodnie przysiady będę robiła z piłką lekarska, bo nie chcę dodawać za dużego obciążenia. Ostatecznie kolana muszą być zdrowe i bez kontuzji, by ćwiczyć już do końca życia ;-)
- Przysiad bułgarski jest naprawdę ciężki - sami spróbujcie i się przekonacie
- Przenoszenie sztangielki w leżeniu to na mm klatki piersiowej. Fajne ćwiczenie, już je kiedyś wykonywałam i bardzo je lubię. Nie wiem tylko, czy te 6 kg dla mnie to nie za mało. Dziś poszło "bez jakiegoś mega stękania i napinania", ale poczułam, że tam mięśnie pracują.
- Brzuch. Brzuch robiłam do upadku mięśniowego. Dwie serie i zrobiłam dwa różne ćwiczenia: spięcia oraz wznosy nóg w leżeniu (to chyba moje ulubione ćwiczenie na brzuch). Powtórzeń znacznie więcej jak 15 i było naprawdę fajnie.

Ogólne podsumowanie:
Nie spodziewałam się, że ten trening tak mi przypadnie do gustu. Bardzo fajnie mi się ćwiczyło i z radością podchodziłam do każdego ćwiczenia. Bo musicie zapamiętać jedno: ćwiczenia muszą sprawiać Wam radość. nie lubisz jakiegoś ćwiczenia to zmień je na inne, ale angażujące te same mięśnie i twój trening od razu stanie się przyjemnością ;-)

A oto mój kącik z obciążeniami:

Jak widać podłoga w okolicy uległa małemu zniszczeniu mimo, że staram się odkładać je zawsze na małe chodniczki ;-). Oczywiście to nie wszystkie moje obciążenia. Są to aktualnie używane ;-). Widać też kawałek piłki lekarskiej, ale nie widać wszystkiego ;D

A jak Wasze dzisiejsze treningi?

Kicia