Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kicia w kuchni. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kicia w kuchni. Pokaż wszystkie posty

piątek, 4 grudnia 2015

BLOGMAS - powrót do przeszłości: obiad z dzieciństwa [dzień 4]

Czasami są takie dni, kiedy chce się zjeść na obiad coś, co przywoła miłe wspomnienia z dzieciństwa. Coś co jest łatwe i szybkie w przygotowaniu i dodatkowo smakuje nieziemsko!

Dziś u mnie był taki dzień, a daniem dnia zostały mielone z ziemniakami i burakami.


Najzabawniejsze jest to, że jako dziecko nie znosiłam tego dania, a teraz twierdzę, że mielone według przepisu mojej Babci biją wszystko inne na głowę. 
A jakie są Wasze ulubione dania z dzieciństwa?

środa, 11 września 2013

Kicia gotuje: kasza jaglana

Od jakiegoś czasu staram się, by w mojej diecie znalazło się więcej kasz. Oprócz tego, że zawierają one sporo minerałów, witamin i błonnika to są całkiem smaczne.
Piszę "całkiem", bo jako dziecko wychowane na ziemniaku, kasza nadal (mimo, że od jakiegoś czasu pojawia się w mojej kuchni) nie zawsze mi "podchodzi". Nie wiem od czego to zależy: gotuję ją jak zwykle, dodaję sos (jak zwykle) a czasami coś mi w niej nie pasuje.

Ostatnio postanowiłam zaszaleć z kaszą i w końcu (pierwszy raz w życiu!!!) ugotowałam kaszę jaglaną :)

kasza jaglana
fot.bew.com.pl

Dlaczego akurat kaszę jaglaną? Bo jest zdrowa.
Zawiera:
- witaminy z grupy B,
- lecytynę,
- sole mineralne (więcej niż pszenica, żyto oraz jęczmień),
- fosfor,
- krzem,
- no i oczywiście błonnik.

Przepis na gotowanie kaszy zaczerpnęłam z bloga: http://smakoterapia.blogspot.com/
Jeśli poszukujecie bloga z daniami bezglutenowymi, bezmlecznymi, bez dodatku cukru i dla alergików to tam znajdziecie wszystko, czego Wam potrzeba.
A tutaj informacje o tym, jak ugotować kaszę jaglaną, by nie była gorzka :)

Ugotowałam więc kaszę, ale niestety nie wiedziałam jak bardzo ona się powiększa w czasie tego procesu i sporo mi jeszcze zostało.
Wykorzystałam więc nadmiar kaszy i oprócz obiadu (kasza jaglana + sos z wołowiny + ogórki kiszone), miałam jeszcze śniadanie i zapiekankę ;)

Niestety zdjęci obiadu nie zrobiłam... Ale kasza na śniadanie jest jak najbardziej:





Może i za smacznie to nie wygląda, ale było na prawdę dobre.
 Przepis jest banalnie prosty: ugotowana kasza jaglana, ciepłe mleko, borówki :) Można dodać odrobinę cukru lub miodu jeśli dla kogoś będzie za mało słodkie ;)

A na deser kasza jaglana na słodko :)
Potrzebujemy: ok 2 szklanek ugotowanej kaszy jaglanej, 25 dag białego sera, 1 żółtko, 2 jabłka i cukier (tu bez dosładzania się nie obejdzie)

W "keksówce" (taka mała wąska blacha do pieczenia ;)) układamy połowę kaszy, na to warstwę powstałą z sera białego (ser łączymy z żółtkiem i cukrem i mieszamy. Stopień dosłodzenia jest tu sprawą indywidualną). Następnie układamy resztę kaszy i na sam wierzch starte na grubych oczkach tarki jabłka. Na wierzchu posypałam cukrem. Zapiekamy w 180 stopniach ok 45 - 60 minut (zależy od grubości warstw).




Jeśli lubicie jabłka zapiekane z ryżem to ta zapiekanka również powinna Wam smakować.
A Wy macie jakiś sposób na kaszę jaglaną?


 
 

wtorek, 6 sierpnia 2013

Kicia gotuje: Kurczakowe "leczo"

Upały sprawiły, że nie mam za bardzo ochoty na jedzenie. I nie chodzi tutaj o aspekt spożywania, ale o gotowanie. Przeszukałam więc lodówkę i postanowiłam zrobić szybki, jednogarnkowy obiad.

W lodówce znalazłam:
- pierś kurczaka
- pieczarki
- paprykę czerwoną
- Ajwar (taka pasta z bakłażana i papryki i czegoś tam jeszcze)
- ostrą pastę paprykową (MEGA OSTRĄ!!!)
A poza lodówką:
- czosnek
- oliwę
- pomidory
A wśród przypraw:
- paprykę słodką
- sól
- pieprz
- sos sojowy :)

A przygotowanie jest bardzo proste:
Kurczaka kroimy w "kostkę" (nie może być zbyt drobna), wrzucamy na talerz dodajemy sos sojowy (ok 1 łyżka), sól, pieprz oraz słodką paprykę do smaku i zostawiamy na jakiś czas w lodówce, chociaż ten krok można pominąć.
W garnku rozgrzewamy ok. 2 łyżek oliwy (zależy od preferencji osobniczych). Na rozgrzaną oliwę wrzucamy posiekany drobno czosnek, a po chwili dodajemy kurczaka. Kurczak nie musi się "zesmażyć", a jedynie lekko podsmażyć (tylko "zeszklić" - złapać złotawy kolor :D). Następnie podlewamy wodą (ok. pół szklanki) i wrzucamy wcześniej pokrojone pieczarki (u mnie 5 sztuk).
W tym czasie kroimy w paski pół sporej papryki czerwonej i kiedy już pokroimy wrzucamy do gara :)
Teraz najtrudniejsza i najbardziej pracochłonna część: obieramy ze skóry pomidory (u mnie 2 spore) i kroimy a następnie wrzucamy do gara. Ja do tej potrawy wrzucałam pomidorki z pestkami, ale można oczywiście wykorzystać sam miąższ, tylko wówczas trzeba będzie dodać jednego pomidora ekstra. 
Następnie dodajemy szczyptę soli, pieprz, Ajwar i odrobinę ostrej pasty paprykowej. Gotujemy +/- 30 minut (trzeba próbować).
Podajemy z ryżem 





Tak wygląda efekt końcowy.

Smacznego!!!  


P.S. Dziś miałam "podwójny" trening: rano 10 minut ABS (oczywiście "z płyty") a wieczorem bieganie... Chyba jutro się nie ruszę ;)

środa, 8 maja 2013

Kicia gotuje: jajecznica

Dziś prosty i zaskakująco smaczny przepis na jajecznicę :D

Mogłoby się wydawać takie proste danie i w ogóle o co chodzi, ale muszę podzielić się z Wami moim ostatnim mega odkryciem, a mianowicie jajecznica ze szpinakiem :D



Na masełku delikatnie zeszkliłam drobno pokrojoną cebulkę i dodałam pokrojone w ćwiartki pomidory koktajlowe. Kiedy "woda", która wyciekła z pomidorków wyparowała dodałam szczypiorek i szpinak. Po 2 minutkach dodałam 2 jaja i odrobinę soli i oto jaki efekt uzyskałam :)

Piszę o mojej jajecznicy, bo szukałam sposobu na to, by zjadać szpinak i chyba go znalazłam!

Nie wiem jak wyglądają Wasze doświadczenia ze szpinakiem, ale moje do czasu jajecznicy nie były zbyt przyjemne ;) tzn. dania, które udało mi się spróbować były (delikatnie mówiąc) OHYDNE!  nie licząc "rolady" z łososiem wędzonym, jakimś serkiem i szpinakiem.

Ale o co chodzi z tym szpinakiem i dlaczego tak bardzo chciałam "nauczyć się" go jeść?

Myślę, że poniższa tabelka wszystko wyjaśni:

Wartości odżywcze w 100g szpinaku:
Składniki pokarmowe Witaminy Składniki mineralne
woda 91 g witamina A 0,046 mg magnez 79 mg
energia 23 kcal witamina B1 0,078 mg fosfor 49 mg
błonnik 2,2 g witamina B2 0,189 mg żelazo 2,71 mg
białko 2,86 g witamina B6 0,195 mg sód 79 mg
tłuszcze 0,39 g witamina C 28,1 mg wapń 99 mg
węglowodany 3,63 g witamina PP 0,724 mg potas 558 mg


Szpinak to jedna wielka bomba witaminowa, więc dobrze by było czasami po niego sięgać :)

A może Wy macie jakieś sprawdzone przepisy na danie ze szpinakiem?

Pozdrawiam,
Kicia

A na koniec ponownie Die Antwoord:




środa, 30 stycznia 2013

Kicia gotuje: gołąbki

Ostatnio częściej gotuję inne rzeczy niż zwykle (czyli inne niż ryż i kurczak, oraz kurczak z ryżem i jeszcze brokuły i kurczak :D).
I tak wczoraj zrobiłam gołąbki :) - obawiałam się, że wyjdą (delikatnie mówiąc) "średnie", a wyszły na prawdę smaczne (tak mówił mój partner - oszzz jaka dumna jestem :D).

Czas na recepturę:
Gołąbki:
Składniki:
- 500g mięsa mielonego z szynki wieprzowej (ja kupuję w Biedronce)
- 100g ryżu czyli torebka ryżu białego
- jaja
- przyprawy według uznania (u mnie: 2 ząbki czosnku, pieprz, sól, papryka słodka, papryka ostra)
- kapusta włoska.

Przygotowanie:
Z kapusty wycinamy głąb. W wielkim garnku, który pomieści główkę kapusty zagotowujemy lekko osoloną wodę. Kiedy już doprowadzimy ją do wrzenia ostrożnie wkładamy główkę kapusty (kapusta powinna być przykryta wodą), przykrywamy i na "małym ogniu" gotujemy ok 15 minut do momentu aż liście staną się plastyczne (czas jest orientacyjny, wszystko zależy od zwartości i wielkości kapusty).
W czasie kiedy kapusta się "zaparza" przygotowujemy nadzienie.
Ugotowany wcześniej według przepisu i ostudzony ryż łączymy z mięsem. Wbijamy jajo (albo dwa według uznania; ja do swoich gołąbków wbiłam 2 jaja). Przyprawiamy całość nasza ulubioną i pasującą mieszanką. Ja używam soli, pieprzu, czosnku świeżego, papryki słodkiej i ostrej, gałki muszkatołowej oraz mieszanki ziół (majeranek, cząber itd ;)). Wszystko dokładnie mieszamy.
Teraz już zostało nam tylko wyjęcie zaparzonej kapusty z garnka (to trudna operacja jak dla mnie :D) i utworzenie gołąbków.

Teraz w garnku na dno kładziemy liście kapusty, tak by dno się przykryło (to zabezpiecza przed przypaleniem ;)) i układamy nasze gołąbki. Całość zalewamy bulionem (może być z kostki, jeśli to Wam nie przeszkadza) i gotujemy pod przykryciem na małym ogniu ok 1 godziny.

Gołąbki trzeba "podglądać" bowiem czas gotowania zależy od warstwy kapusty, wielkości gołąbków itd :)

Niestety nie zrobiłam zdjęć w czasie przygotowywania, ale mogę pokazać Wam efekt finalny.



Jak widać liście mojej kapusty były wielkie, stąd też gołąbki wydają się dość spore. Liście są jasne, bo pochodzą z wnętrza kapusty, całość nie zmieściła mi się go garnka ;) i zewnętrzne liście musiałam odciąć przed gotowaniem.
Oczywiście gotowe gołąbki można polać ketchupem, albo zrobić sos pomidorowy.

A teraz bardzo ważna część całego przepisu, czyli wartości odżywcze:



Wyszło mi 13 gołąbków, a więc 1 sztuka to:
Kalorie:
132
Rozkład B/T/W:
8/ 8,4/ 6

Do bilansu nie wlicza się warzyw i owoców poza korzeniowymi (jak marchew) i kilkoma innymi ;) dlatego w rozpisce pojawiły się 1 g porcje kapusty i czosnku (nie da się tam wpisać 0, a warto zapisać wszystkie składniki dania)

Smacznego!!

Oczywiście gołąbki są bezglutenowe (no chyba, że dołożycie bułkę, albo jakąś przyprawę z glutenem)

Kicia

wtorek, 29 stycznia 2013

Kicia gotuje: bezglutenowy omlet

Dziś zapraszam na smaczny i bezglutenowy omlet :)

Składniki:
- 2 jaja
- 50 g mąki kukurydzianej (ok 4 łyżek stołowych)
- 2 łyżki stołowe mleka ryżowego
- odrobina sody oczyszczonej (dołożyłam "na czubku" łyżeczki)
- szczypta soli
- olej kokosowy do smażenia
- dodatki według uznania

Wszystkie składniki mieszamy (ja nie dokładam dodatków do "masy", bo wolę położyć sobie nieprzetworzone owoce na wierzch), podgrzewamy olej i wylewamy na patelnię. Następnie na niewielkim ogniu i pod przykryciem czekamy aż wierzch naszego posiłku delikatnie się zestali. Kolejny krokiem jest przerzucenie omleta na drugą stronę. Chwilę smażenia już bez przykrywania i gotowe :)







Na koniec położyłam na omlecie pokrojoną pomarańczę :)

Było bardzo dobre. Myślę, że z dżemikiem byłoby cudowne, ale ograniczam "słodkości"

Kaloryczność:
416 kcal
Rozkład B/T/W:
20/12/57

Moim zdaniem idealny posiłek po treningowy :)

Smacznego!!!

Kicia

wtorek, 4 grudnia 2012

Kicia gotuje: olej kokosowy

Dziś nietypowo (znowu). Nie będzie konkretnego przepisu (a jednak będzie ;-)), natomiast pragnę podzielić się z Wami moim sposobem na "pochłanianie" oleju kokosowego.

Ale wszystko po kolei: Jeśli czytacie mojego bloga od początku to zapewne wiecie, że wyniki moich badań nie był zadowalające. Miałam bardzo wysoki poziom cholesterolu całkowitego oraz frakcji LDL. Jednym słowem: "ZŁO!!!" (Na szczęście trochę się zmieniło od tamtego czasu). Niestety ze względu na mój wiek nie wskazane jest przyjmowanie jakichkolwiek leków obniżających poziom cholesterolu, więc pozostaje tylko dieta (oczywiście moja pani doktor powiedziała, że jeśli dietą nie da się go zbić nie będzie wyjścia i będę musiała przyjmować jakieś leki).
W tym właśnie czasie dowiedziałam się o suplementacji kwasami omega 3 (czyli oliwa z oliwek: oczywiście tłoczona na zimno) oraz o oleju kokosowym: podobno cudowny olej :)
Oczywiście musiałam to sprawdzić. Dodam tylko, że za kokosami nie przepadam... ale czego nie robi się dla zdrowia :)
Zdobycie oleju okazało się całkiem proste (chociaż większość sklepów oferuje olej rafinowany, bez informacji o tym, że tłoczony był na zimno).
Mój olej jest "marki" OlVita i za 200 ml zapłaciłam 22,50 zł. Jest to olej nierafinowany, tłoczony na zimno.

Jak widać olej ma konsystencje stałą (trochę przypomina smalec). Na opakowaniu przeczytałam informację, żeby przechowywać go w lodówce po otwarciu, jednak na wielu stronach piszą, by przechowywać go w miejscu niedostępnym dla światła. Po wyjęciu z lodówki jest twardy, a w temperaturze pokojowej daje się ładnie nabierać, jednak nadal ma stałą postać.
Olej ten zakupiłam już jakiś czas temu i stał tak sobie biedak, bo nie miałam pomysł jak/z czym go jeść... Na samym początku zrobiłam jajecznicę, ale jajka z posmakiem kokosa to nic fajnego (jak dla mnie :D)

Podobno naleśniki smażone na tym właśnie oleju są rewelacyjne i niesamowite. Jeszcze nie testowałam, więc się nie wypowiem, bo naleśniki rzadko pojawiają się u mnie (pewnie dlatego, że ja uwielbiam je z dżemem, albo z cukrem... albo z serem i bitą śmietaną MNIAM - pojawił się ślinotok :D)

Oto krótka informacja o oleju kokosowym pochodząca ze strony producenta:
Olej ten charakteryzuje się naturalnym, typowym dla kokosa, smakiem i zapachem (dla odróżnienia postać rafinowana jest praktycznie bezwonna). W temperaturze 23-27°C występuje w postaci stałej, przypominając na pierwszy rzut oka smalec.
Olej ten zawiera niewielkie ilości NNKT, dlatego jest bardzo mało wrażliwy na utlenianie, nie wymaga więc przechowywania w lodówce. Tym samym nie jest podatny na jełczenie.
Olej kokosowy w swoim składzie zawiera około 98% nasyconych kwasów tłuszczowych. Podstawowe kwasy n tłuszczowe nasycone to kwas laurynowy 44-51%, kwas mirystynowy 13-18%, kwas palmitynowy 8-12%. Kwas laurynowy znacząco przyczynia się do poprawy odporności organizmu. Znajdziemy go np. w mleku matki.

Znalazłam też inną stronę, na której jest kilka ciekawych informacji link Tu -> KLIK :) 

A teraz najważniejsze: jak ja (nie przepadająca za kokosem) zjadam ten produkt?
Otóż dodaję łyżeczkę do "owsianki" ;-)



Na powierzchni można zauważyć małe kółeczka z tłuszczu kokosowego :) Muszę przyznać, że nie jest to takie złe jakby się mogło wydawać :)

A na koniec przepis na moją wersję "owsianki":
- płatki owsiane (lub jęczmienne ok 20-25 g)
- płatki ryżowe ok 20 - 25 g
- śliwka (taka okrągła z Biedronki) sztuk 1
- orzechy laskowe (lub migdały lub orzechy nerkowca) 10 g
- OLEJ KOKOSOWY 10- 15 g czystego tłuszczu :D
- mleko owsiane lub ryżowe (nie wiem ile, leję jak mi pasuję. I dodam tylko, że krowiego mleka od dłuższego czasu nie spożywam).

Płatki zalewam gorącą wodą i pod przykryciem odstawiam na 15 min. Następnie dodaję olej (żeby się rozpuścił), orzechy i zalewam zimnym mlekiem :)

Smacznego!!!

Kicia

P.S. A czy Wy też spożywacie olej kokosowy?




środa, 28 listopada 2012

Kicia gotuje: ciąg dalszy testów masła klarowanego

Jest masło klarowane... jest więc ochota na testowanie tegoż produktu... a jak testowanie to znowu smażenie...
Ale już dość tej smażeniny - jutro na obiad pieczony łosoś (BEZ DODATKU MASŁA!!)

Jednak dziś pragnę przedstawić mój testowy zestaw: pierś z kurczaka z warzywami i ryżem :-)

Przygotowanie (szybkie i proste)
- piersi z kurczaczka kroimy w kostkę i przyprawiamy (ja korzystałam z soli, pieprzu, papryki słodkiej, kurkumy, imbiru i odrobiny "kurczaka złocistego" Kamisu)
- dla uzyskania "chrupkości" posypałam kurczaka 1 płaską łyżką mąki graham
- rozgrzewamy tłuszcz (u mnie masło klarowane) i podsmażamy
- w tym czasie na  drugiej patelni podsmażamy ulubione "warzywa na patelnię"
- oraz w tym samym czasie gotuje nam się ryż.

Po 15 minutach całe, super danie mamy gotowe:








Tak wyglądał proces produkcji, a tak:


GOTOWE DANIE!!! :-)

Bardzo smaczne, byłoby zdrowsze gdyby było pieczone lub gotowane, ale smażone ma ten super smak ^^.




I jak Wam się podoba?




Kicia


P.S. To porcja mojego partnera - moja była mniejsza :)


Za chwilę zaczyna się "Kobieta kot" - jeden z filmów do których czuję wielki sentyment... Przed chwilą znalazłam takie zdjęcie (kadr z filmu):





które pochodzi z tego miejsca i tak sobie pomyślałam, że moja kocica codziennie mi tak robi, a ja nadal nie umiem skakać po murach :D Czyżby moja kocica nie miała takich zdolności jak Midnight (kot, którego widać na zdjęciu)? A może to ja jestem odporna na jej oddech :D
Miłego wieczoru
Kicia - miłośniczka kotów ;-)

wtorek, 27 listopada 2012

Kicia gotuje

Dziś krótki i nietypowy post.
Nietypowy, bo przepis, który tu się pojawi nie jest specjalnie skomplikowany, bardziej chodzi o masło niż o samą potrawę :-)
Ostatnio w mojej kuchni pojawił się nowy produkt: Masło Klarowane :-)
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, czym jest masło klarowane to szybko wytłumaczę: masło klarowane to praktycznie sam tłuszcz mleczny. W tzw. "maśle prawdziwym" mamy maksymalnie 82% tłuszczu (pozostałe 18% stanowi woda i białko, którego w maśle klarowanym nie ma), a w maśle klarowanym powinno być blisko 100% tłuszczu.




Jak widzicie moje masło wg producenta ma 99,8% tłuszczu :-) Moje masło jest z Mlekovity. Zakupiłam takie, bo w moim Carrefourze nie było żadnego innego. I tu pytanie: czy w takich supermarketach można dostać masła klarowane innej firmy? 

A tak masło wygląda na patelni (piękny bursztynowy kolor i ten zapach...)





A teraz szybki przepis: ostatnio w moje ręce wpadły filety z dorsza :-) i w związku z tym pomyślałam, że zrobię je według przepisu mojej babci (nie jest zbyt zdrowe, ale cóż...)
Rybkę skrapiamy sokiem z cytryny, przyprawiamy pieprzem i Vegetą, oprószamy delikatnie mąką i bach na gorącą patelnię (moja babcia używa oleju, ale ja żeby było zdrowiej użyłam masła klarowanego).






Widzicie jak pięknie wygląda masełko na patelni. Ostatnie zdjęcie przedstawia usmażoną stronę rybki :-)

Zdjęć na talerzu nie mam, bo wszystko zniknęło w oka mgnieniu :-) 

Rybka ogólnie smaczna, z maślanym posmakiem... ale ja chyba wolę rybę smażoną na niezdrowym oleju... 

Smażyć codziennie nie będę, ciekawa jestem jeszcze jak na takim maśle smakować będą kotlety z piersi kurczaka :-)

I jeszcze tylko dodam, że masło kupiłam z myślą o smażeniu właśnie. Nie smażę często, ale czasami muszę zjeść coś chrupiącego, bo ile można jeść pieczyste? lub gotowane? ;-)
A podobno jeśli już smażyć, to właśnie na maśle klarowanym ;-)

Też używacie tego produktu? Czy raczej jak smażycie to na oleju?

Kicia


środa, 21 listopada 2012

Smażona makrela: czyli Kicia gotuje

Dawno nie było wpisu o gotowaniu :-) - czas nadrobić zaległości.
Dziś będzie krótki wpis, ponieważ dotyczy on smażonej makreli... :-)

Na wstępie: link o makreli :-) warto tu zajrzeć. Na podanej stronie znajdziecie podstawowe informacje o makreli oraz informacje o wartościach odżywczych :-)


Może zacznę od początku:
Skąd pomysł na smażoną makrelę? Bo chyba świeża makrela nie jest w Polsce zbyt popularna...

Od dawna "obijało mi się o uszy", że świeża makrela jest bardzo smaczna i chciałam to sprawdzić. Jednak (nie wiem czemu i w ogóle o co chodzi) trudno jest zdobyć świeżą makrelę nadająca się do smażenia. Makreli wędzonych jest pod dostatkiem: wszędzie można ją kupić, ale za świeżą trzeba się nachodzić.

Dziś był mój szczęśliwy dzień. Trafiłam do doskonale zaopatrzonych rybnych delikatesów i moim oczom ukazała się świeża makrela. Oczywiście od razu ją dla siebie zakupiłam, a dla mojego partnera zakupiłam pstrąga :-) (bo właściwie po pstrągi się wybrałam).

Rybkę wykąpałam, posoliłam, popieprzyłam i dodałam odrobinę Vegety. Lekko oprószyłam mąką i bach na gorący olej.




Oczywiście na zdjęciu numer można zauważyć cień mojego telefonu i moje paluchy :D

Ostatnie zdjęcie to już nadjedzona rybka. Smakuje trochę jak uwędzona rybka. Jest soczysta. Bardzo mi smakowała, jednak mięsko nie wygląda tak pięknie jak w przypadku pstrąga. Jak widać na zdjęciu jest lekko "szarawe" i miejscami jakieś takie dziwne (jakby brunatno - jakieś takie dziwne). Jednak jest bardzo smaczna i na pewno zakupię ją ponownie. Tym razem będzie test "makrela w piekarniku" :-). Myślę, że z piekarnika może być smaczniejsza niż inna rybka (poza łososiem), ponieważ jest dość tłusta, więc się nie wysuszy podczas obróbki cieplnej.

Do rybki zajadałam się gotowanymi brokułami i patrzyłam jak mój partner wcina pstrąga i frytki...
I jestem z siebie dumna bardzo, ponieważ na frytki się nie skusiłam, mimo że były na wyciągnięcie ręki :-)

Jedliście kiedyś taką makrelę?

Kicia :-)