Dziś nietypowo (znowu). Nie będzie konkretnego przepisu (a jednak będzie ;-)), natomiast pragnę podzielić się z Wami moim sposobem na "pochłanianie" oleju kokosowego.
Ale wszystko po kolei: Jeśli czytacie mojego bloga od początku to zapewne wiecie, że wyniki moich badań nie był zadowalające. Miałam bardzo wysoki poziom cholesterolu całkowitego oraz frakcji LDL. Jednym słowem: "ZŁO!!!" (Na szczęście trochę się zmieniło od tamtego czasu). Niestety ze względu na mój wiek nie wskazane jest przyjmowanie jakichkolwiek leków obniżających poziom cholesterolu, więc pozostaje tylko dieta (oczywiście moja pani doktor powiedziała, że jeśli dietą nie da się go zbić nie będzie wyjścia i będę musiała przyjmować jakieś leki).
W tym właśnie czasie dowiedziałam się o suplementacji kwasami omega 3 (czyli oliwa z oliwek: oczywiście tłoczona na zimno) oraz o oleju kokosowym: podobno cudowny olej :)
Oczywiście musiałam to sprawdzić. Dodam tylko, że za kokosami nie przepadam... ale czego nie robi się dla zdrowia :)
Zdobycie oleju okazało się całkiem proste (chociaż większość sklepów oferuje olej rafinowany, bez informacji o tym, że tłoczony był na zimno).
Mój olej jest "marki" OlVita i za 200 ml zapłaciłam 22,50 zł. Jest to olej nierafinowany, tłoczony na zimno.
Jak widać olej ma konsystencje stałą (trochę przypomina smalec). Na opakowaniu przeczytałam informację, żeby przechowywać go w lodówce po otwarciu, jednak na wielu stronach piszą, by przechowywać go w miejscu niedostępnym dla światła. Po wyjęciu z lodówki jest twardy, a w temperaturze pokojowej daje się ładnie nabierać, jednak nadal ma stałą postać.
Olej ten zakupiłam już jakiś czas temu i stał tak sobie biedak, bo nie miałam pomysł jak/z czym go jeść... Na samym początku zrobiłam jajecznicę, ale jajka z posmakiem kokosa to nic fajnego (jak dla mnie :D)
Podobno naleśniki smażone na tym właśnie oleju są rewelacyjne i niesamowite. Jeszcze nie testowałam, więc się nie wypowiem, bo naleśniki rzadko pojawiają się u mnie (pewnie dlatego, że ja uwielbiam je z dżemem, albo z cukrem... albo z serem i bitą śmietaną MNIAM - pojawił się ślinotok :D)
Oto krótka informacja o oleju kokosowym pochodząca ze strony producenta:
Olej ten zakupiłam już jakiś czas temu i stał tak sobie biedak, bo nie miałam pomysł jak/z czym go jeść... Na samym początku zrobiłam jajecznicę, ale jajka z posmakiem kokosa to nic fajnego (jak dla mnie :D)
Podobno naleśniki smażone na tym właśnie oleju są rewelacyjne i niesamowite. Jeszcze nie testowałam, więc się nie wypowiem, bo naleśniki rzadko pojawiają się u mnie (pewnie dlatego, że ja uwielbiam je z dżemem, albo z cukrem... albo z serem i bitą śmietaną MNIAM - pojawił się ślinotok :D)
Oto krótka informacja o oleju kokosowym pochodząca ze strony producenta:
Olej ten charakteryzuje się
naturalnym, typowym dla kokosa, smakiem i zapachem (dla odróżnienia
postać rafinowana jest praktycznie bezwonna). W temperaturze 23-27°C
występuje w postaci stałej, przypominając na pierwszy rzut oka smalec.
Olej ten zawiera niewielkie ilości
NNKT, dlatego jest bardzo mało wrażliwy na utlenianie, nie wymaga więc
przechowywania w lodówce. Tym samym nie jest podatny na jełczenie.
Olej kokosowy w swoim składzie
zawiera około 98% nasyconych kwasów tłuszczowych. Podstawowe kwasy n
tłuszczowe nasycone to kwas laurynowy 44-51%, kwas mirystynowy 13-18%,
kwas palmitynowy 8-12%. Kwas laurynowy znacząco przyczynia się do
poprawy odporności organizmu. Znajdziemy go np. w mleku matki.
Znalazłam też inną stronę, na której jest kilka ciekawych informacji link Tu -> KLIK :)
A teraz najważniejsze: jak ja (nie przepadająca za kokosem) zjadam ten produkt?
Otóż dodaję łyżeczkę do "owsianki" ;-)
Na powierzchni można zauważyć małe kółeczka z tłuszczu kokosowego :) Muszę przyznać, że nie jest to takie złe jakby się mogło wydawać :)
A na koniec przepis na moją wersję "owsianki":
- płatki owsiane (lub jęczmienne ok 20-25 g)
- płatki ryżowe ok 20 - 25 g
- śliwka (taka okrągła z Biedronki) sztuk 1
- orzechy laskowe (lub migdały lub orzechy nerkowca) 10 g
- OLEJ KOKOSOWY 10- 15 g czystego tłuszczu :D
- mleko owsiane lub ryżowe (nie wiem ile, leję jak mi pasuję. I dodam tylko, że krowiego mleka od dłuższego czasu nie spożywam).
Płatki zalewam gorącą wodą i pod przykryciem odstawiam na 15 min. Następnie dodaję olej (żeby się rozpuścił), orzechy i zalewam zimnym mlekiem :)
Smacznego!!!
Kicia
P.S. A czy Wy też spożywacie olej kokosowy?