Jakiś czas temu pisałam, że wybieram się na ślub mojej koleżanki. Okres od kiedy dowiedziałam się o jej ślubie do czasu samej uroczystości (czyli do jutra) objęłam akcją o pięknej i wdzięcznej nazwie "Akcja Ślub".
Czas na małe podsumowanie:
Raczej nie schudłam od tamtego czasu (ok 4 tygodnie ;)), ale (moim zdaniem) urosła mi "łapa", co chyba nie powinno mnie cieszyć za bardzo... bo dziewczyna z "wielką łapą" (sami rozumiecie)... no ale nie ma tego złego. Jak w końcu uda mi się zredukować to ta wielka łapa stanie się jednym, pięknym mięśniem ;)
Ogólnie jestem zadowolona. Nie zaskoczę jej swoim wyglądem, ale nie zamierzam się poddać.
Z podniesioną głową i wielkim uśmiechem na twarzy złożę Młodej Parze najpiękniejsze i najszczersze życzenia na świecie :) W końcu to ja od jutra będę właściwie jedyną "starą panną" w towarzystwie. Trzeba więc nową funkcję przyjąć godnie ;) Dobrze, że już mam kota ;) - z kotem będzie łatwiej.
Będę dziś zastanawiała się co na siebie włożyć. Myślałam o mojej niezawodnej i pasującej "na każdą okazję" sukience, ale z drugiej strony to sam ślub, a ja zdecydowanie preferuję spodnie. Być może pojadę dziś do jakiegoś sklepu i jeśli uda mi się upolować w miarę sensowną bluzkę to chyba postawię na zestaw z białymi spodniami. Za spodniami przemawia również fakt, że na ten ślub muszę jechać do innego miasta, a zdecydowanie lepiej prowadzi mi się auto w spodniach (wiem, że to głupie, ale tak właśnie jest) :D
Jedno jest pewne: wystąpię w "szpilkach" (no dobra... buty z 8 cm obcasem przez wiele osób za szpilki uważane nie są, więc wystąpię w butach, które posiadają obcas ;)), ale w aucie zwykłe, płaskie i niezawodne baleriny czy coś w tym guście :D
Dziś zakończyłam siódmy tydzień mojego super "8-śmio tygodniowego planu". Zapewne domyślacie się, że widocznych rezultatów on nie przyniósł (oprócz mega łapy), ale siła i wydolność baaardzo poszły w górę. Utrata wagi jest dla mnie ważną sprawą i wiele osób na moim miejscu dawno by się poddało, ale ja widzę jakie korzyści dają mi regularne treningi i nie poddam się.
Teraz mam jeszcze większą motywację, bo z pomocą pewnej WSPANIAŁEJ KOBIETY myślę, że w końcu uda mi się osiągnąć zamierzone efekty. Dziękuję za porady i obiecuję wszem i wobec, że uczynię wszystko, by jak najdokładniej wypełniać Twoje zalecenia. Z ćwiczeniami na pewno dam radę, z dietą myślę, że też nie powinno być większych problemów, chociaż na początku może być trudno, ale ja już tyle przeszłam i tyle "przerobiłam" różnych wariantów żywieniowych, że myślę, że dam radę ;)
Przyszły tydzień będzie już ostatnim z moim "8-śmio tygodniowym planem", więc nowa rozpiska "ćwiczeniowa" pojawi się prawdopodobnie w przyszłą niedzielę na moim blogu.
A z super moich osiągnięć to:
BIEGAM PRZEZ 30 MINUT BEZ PRZERW NA MARSZ
WCZORAJ ZROBIŁAM SWOJĄ ŻYCIÓWKĘ: przez 30 minut pokonałam 3,7 km YUPIIII
Może to wydać się dla Was nic nie znaczącym dystansem, ale dla mnie to jest jak przebiegnięcie maratonu. Uczucia jakie mi wczoraj towarzyszyły po skończonym treningu to eksplozja radości, satysfakcja i wielka motywacja. Teraz wiem, że Igrzyska w Rio za 4 lata będą należeć do mnie ;)
Miłego i AKTYWNEGO weekendu
Kicia