niedziela, 29 kwietnia 2012

Plan 4-ro tygodniowy: aktualizacja i new week - new challenge

"Wiosna, wiosna... wiosna ach to ty...", a może raczej: "Lato, lato wszędzie. Zwariowało, oszalało moje serce..."
Pogoda cudowna, zachęca do spędzania czasu na świeżym powietrzu :-), a może wręcz przeciwnie?

Na początku małe podsumowanie:
Zeszłotygodniowy plan udało mi się wykonać w 90%. Dziś miałam małe wątpliwości czy uda mi się zmobilizować do marszobiegów, ale na szczęście się udało:


Jak widać operacyjny czas wyjścia to 19:34. Dopiero o tej godzinie byłam w stanie wytoczyć się na trening, bo w dzień było zbyt gorąco.

A teraz podsumowanie "no salt challenge".
Na początku tygodnia było mi trudno zjeść pomidorka, rzodkiewkę czy też jajo bez soli, ale... ale udało mi się wytrzymać. Oczywiście (jak pisałam tu) nie pozbyłam się całkowicie soli: ziemniaki bez soli nie przejdą: gotuję nie tylko dla siebie, ale udało mi się znacznie ograniczyć jej używanie. I co jeszcze zauważyłam: jedzenie z mniejszą ilością soli jest nawet smaczniejsze :-). I jeszcze jedno spostrzeżenie: gotowe produkty zawierają naprawdę spore ilości soli (kupuję kwaszone ogórki i po tygodniu "niedosalania" dostrzegłam, że te ogórki są naprawdę słone, czego wcześniej jakoś szczególnie nie odczuwałam :-))
"No salt challenge" zagości już na zawsze w moim życiu :-), bo życie bez soli to lepsze życie: pełne różnych smaków niezdominowanych jedną nutą ;-)

Na najbliższy tydzień proponuję "No sugar challenge"
Zasady wyzwania: na tydzień czasu rezygnujemy z:
- cukru (zero tolerancji dla cukru w herbacie/kawie);
- ciastek/ ciasteczek/ batonów/ wafelków;
- czipsów/ paluszków/ precli;
- napojów słodzonych (cola, oranżada, dosładzane soki, napoje energetyczne itd)
- lody (wyjątkiem może być zjedzenie "loda z maszyny" w ZOO: bo być w ZOO i nie zjeść loda?)
- białe pieczywo zastępujemy razowym;
- ograniczamy ziemniaki, a zamiast nich serwujemy brązowy ryż, kasze itd :-)
Ktoś chętny? Bo ja zaczynam :-)

Początkowo miałam wymyślić inne zadanie na ten tydzień, bo majówka itd, itp, ale potem pomyślałam sobie, że kiedy jak nie teraz? Skończy się majówka, zacznie się coś innego. Na tydzień bez cukru nigdy nie będzie dobrego czasu :-), więc na co czekać: trzeba brać się do roboty :-) I mimo, iż od dawna ograniczam "cukier" to nie wiem, jak uda mi się wypić kawę bez żadnego "dosładzacza" (raczej do słodzenia używam/używałam miodu, który teraz również zniknie z mojego życia)


I jeszcze na koniec plan na najbliższe 7 dni:

- 30.04: ZWOW#15 i rower 30 minut 
- 01.05: OTzP i marszobiegi 3x(9+1) + trening Ewy (wieczorem)
- 02.05: ZWOW#1 i rower 30 minut
- 03.05: OTzP i marszobiegi 3x(9+1) + trening Ewy (wieczorem)
- 04.05:  ZWOW#2 i rower 30 minut
- 05.05: marszobiegi 2x(13+2): zobaczymy czy dam radę :D + trening Ewy (wieczorem): jeśli jeszcze będę żyła ;-)
-06.05:  Active Rest

ZWOW będę robiła od początku, no chyba że pojawi się nowy. Aktualnie dostępnych jest 15 treningów Zuzany :-)

I na koniec pokaże Wam, jakie piękne drzewka mijam na mojej trasie biegowej:


XOXO
Kicia

czwartek, 26 kwietnia 2012

Ewa Chodakowska pierwsze wrażenie

Tak, tak :-) W końcu udało mi się wygospodarować czas na ćwiczenia z płytą Ewy Ch. ^^


Nastawiona na ostry wycisk oraz mega zakwasy w dniu następnym uruchomiłam DVD, które (jeśli ktoś jeszcze nie wie) dołączone było do kwietniowego Shape.
I cóż mogę tu powiedzieć: To chyba pierwsza płyta dołączona do Shape, przy której da się ćwiczyć. Inne, z którymi miałam do czynienia (a było ich sporo) były "dość trudne". I nie chodzi tu o stopień zaawansowania, ale o sposób przedstawienia treningu. Nieudany lektor, który mówił "jeszcze raz", a okazywało się, że już ten raz minął, ale dopiero będzie "za dwa powtórzenia" (jak już lektor czyta to niech robi to porządnie) i było jeszcze kilka rzeczy, które mi się nie podobały, jak np: zbyt szybkie zmiany pozycji w jodze (weźmy pod uwagę fakt, że większość tych płyt przeznaczona jest dla początkujących i mnie osobiście denerwowało to, że zanim udało mi się ustawić poprawnie to już dawno była kolejna pozycja).
No ale nie o innych płytach mam mówić, a o tej konkretnej " Totalnej metamorfozie".

Cóż: pierwsze co ciśnie mi się na usta to "ta płyta nie jest dla początkujących". Pisząc początkujący mam na myśli człowieka, który właśnie po 3 latach leżenia na kanapie mówi "zrobię totalną metamorfozę z Ewą Ch."
Ćwiczenia "mocno poruszają" mięśnie i naprawdę można się zmęczyć wykonując ten trening.
Taki właśnie "początkujący" zniechęci się już po pierwszych 10 minutach i znowu będzie leżał na kanapie :-D 
Pod koniec treningu czuje się każdy mięsień w ciele. Co rzuciło mi się w oczy (albo w uszy) to sposób oddychania inny niż standardowo w czasie tego typu ćwiczeń, a mianowicie WYDECH robimy w czasie wysiłku: Wydech przy prostowaniu rąk w czasie wykonywania pompki, Wydech przy prostowaniu nóg z przysiadu itd. U Ewy wydech w niektórych ćwiczeniach robimy odwrotnie, np wydech przy opuszczaniu nogi w bok a nie jakby się mogło wydawać w czasie odwodzenia. Sprawiało mi to trudność, bo z moim stażem ćwiczeniowym (ponad 3 lata) ciężko pozbyć się pewnych nawyków.

Ogólnie płyta jest fajna, fajnie się z nią ćwiczy i będę po nią sięgała częściej.
Oczywiście pamiętajmy, że "totalna metamorfoza" w 4 tygodnie bez odpowiedniej diety nie jest możliwa, ale myślę, że jeśli chcecie zmienić swoje ciało, to ta płyta na pewno pomoże :-)

Czy podzielacie moje zdanie?

XOXO
Kicia

P.S. Trening robiłam wczoraj przed bieganiem i szczerze mówiąc szczególnych zakwasów dziś nie odczuwam :-)

środa, 25 kwietnia 2012

Pielęgnacja ciała ;-)

Dziś krótko i na temat:
O ciało zawsze trzeba dbać: czy jest się starym, czy młodym; ładnym czy brzydkim; wysokim czy niskim; chudym czy grubym ;-)
Jednak można tylko od niechcenia wsmarować "jakieś mazidło", albo poszukać czegoś fajniejszego i poświęcić kilka minut ma "mały masaż".
I tu właśnie chciałabym przedstawić Wam mój najnowszy zakup ;-)
Oto balsam Shape Expert z Biedronki ;-). Kupiłam ten balsam, bo moje serum z Eveline się skończyło (jak widać rozcięte, wygrzebane, a butla gotowa by poddać ją recyclingowi) i chciałam przetestować coś nowego:
Oto kilka fotek tego produktu:




Oczywiście balsam ten ma wyszczuplić, pomóc w walce z cellulitem itd, itp. ;-)
Myślę, że wszystko możecie przeczytać. Dodam, że kosztował 5,99 zł za 250 ml.

A oto mój ulubieniec od wyszczuplania:




Zacznę może od tego, że całkiem lubię Ziaję. Nie są to drogie kosmetyki, a ich jakość może zaskoczyć nie jedną z Was.
Za 150 ml tego "żelowego koncentratu" zapłacimy ok 15 zł (cena może się różnić w zależności gdzie kupujemy - ale to chyba wiadome)

I teraz będą ważne zdania :-)
Nie uważam, że takie balsamy same nas wyszczuplą - przecież nic samo się nie zrobi ALE... przez ich używanie poprawia się kondycja naszej skóry, a cellulit może stać się mniej widoczny (piszę, że "może stać się", a nie "stanie się" bo na tę przypadłość ma wpływ wiele czynników i nie jest proste pozbycie się cellulitu nawet w jego najlżejszym stadium).
Na moją skórę najlepiej działa właśnie ten żelowy koncentrat wyszczuplający firmy Ziaja (i jego piękny - oczywiście dla mnie - zapach). Przy regularnym stosowaniu (ja używam go wieczorem na oczyszczoną skórę ;-)) wyraźnie zauważyłam poprawę kondycji, jędrności i sprężystości. Jednak nie sądzę, by była to zasługa tylko tego preparatu, ale również (a może przede wszystkim) sposobu jego aplikacji. 
Oczywiście, zgodnie z zasadami masażu, masujemy od najdalej położonych punktów w kierunku do serca: a więc od kostek do bioder, od nadgarstków do barków. Oprócz kierunku ważna jest też długość "zabiegu" oraz jego jakość. Ja swoje nogi masuję po ok 5 minut każdą :-) i staram się robić to jak najdokładniej ze skupieniem się na rozcieraniu ;-) i to w połączeniu z preparatami przynosi efekt w postaci napiętej i gładkiej skóry. 

Czy Wy też używacie takich kosmetyków? Zauważyłyście poprawę w wyglądzie skóry? A może polecacie jakiś specyfik?

XOXO
Kicia





niedziela, 22 kwietnia 2012

Szczegóły: plan 4-ro tygodniowy + bonus ;-)

Witam wszystkich wiosennie ;-)

Dni stają się w końcu piękne i przesiąknięte promieniami Słońca. Ciepły wiatr oraz wszechobecna zieleń zachęcają do spędzania czasu poza domem: spacery, jogging czy też jazda na rowerze w plenerze w końcu stają się wspaniałym doznaniem ;-) (pomijając możliwość natknięcia się na "dzikie wysypiska": wówczas już nie jest tak wspaniale)

Jak już wcześniej wspomniałam rusza mój 4-ro tygodniowy plan hardcorowy "Fat killer"  ;-) (cóż za znacząca nazwa ;-D)
W każdą niedzielę przedstawię zaplanowane na kolejny tydzień treningi:
- 23.04: OTzP i marszobiegi 3x(9+1) + trening Ewy (wieczorem)
- 24.04: ZWOW#13 i rower 30 minut
- 25.04: OTzP i marszobiegi 3x(9+1) + trening Ewy (wieczorem)
- 26.04: ZWOW#14 i rower 30 minut
- 27.04:  OTzP i marszobiegi 3x(9+1) + trening Ewy (wieczorem)
- 28.04: Active Rest (wstępnie wycieczka rowerowa ;-))
-29.04:  ABS i marszobiegi 3x(9+1)

Mam nadzieję, że uda mi się przeżyć ten tydzień i zrealizować cały trening ;-) (w razie niemożliwych do wytrzymania zakwasów zrezygnuję z extra treningów Ewy).

Poza tym zwiększam dobową kaloryczność ;-) i zobaczymy co z tego wyjdzie :-) (Oczywiście nie może wyjść nic innego poza ubytkami wagowo/obwodowymi. Jestem tak pozytywnie nastawiona, że tym razem musi się udać)

No i mały bonus ;-)
Macie ochotę przyłączyć się do mojego tygodniowego wyzwania: "no salt challenge"?
Postanowienie na najbliższy tydzień to ograniczenie spożywanej soli. Biorąc pod uwagę fakt, że sól jest już prawie wszędzie (no w surowej marchewce jej nie ma pewnie ;-)) to moim wyzwaniem na ten tydzień jest używanie mniejszych niż zwykle ilości soli (przecież nie wyobrażam sobie jajecznicy całkowicie bez soli ;-))
Ktoś chętny?

XOXO
Kicia

P.S. Wiecie, że dziś dzień pieczarki? ;-)

I oto mały bonus orzechowy ;-)


Oto moje orzechy, które znam od "pestki" ;-) To będzie ich drugie lato ;-) Jeszcze nie wysadzę ich do ogrodu, ale jak tylko będę miała pewność, że nie pojawią się przymrozki wylądują na balkonie. (Jak widać jeden nie chce wypuścić listków. Mam nadzieję, że nie umarł i jeszcze się zazieleni ;-))

czwartek, 19 kwietnia 2012

Plan 4-ro tygodniowy :-)

Początkowo tytuł miał brzmieć: "Plan 5-cio tygodniowy", ale jestem już w połowie 5-tego tygodnia właśnie ;-), więc nazwijmy plan 4-ro tygodniowym.
Moje plany są takie krótkie, bo zawsze po tych kilku tygodniach następuje przerywnik w postaci jakiejś imprezy, na której oczywiście muszę skubnąć torcik i nie ćwiczę zwykle przez 2-3 dni. Ostatnio były to święta, a teraz będzie to chrzest :-)
Obecny plan nie odbiega wiele od poprzedniego, ale tym razem zwiększy mi się kaloryczność posiłków :-). Wygląda na to, że mój dietetyk "zafundował" głodówkę mojemu organizmowi i przez to mój metabolizm mógł się spowolnić...
Zwiększenie kaloryczności z jeden strony mnie cieszy, a z drugiej sprawia, że na nowo będę musiała "uczyć się" wielkości moich porcji posiłkowych.
Plan " z grubsza" wygląda tak, że co drugi dzień będą marszobiegi (musiałam zatrzymać się na 9 min biegu i 1 min marszu powtarzane 3 razy (w sumie 30 minut), ponieważ kolana nie dawały rady). Marszobiegi poprzedzone ćwiczeniami ogólnorozwojowymi z piłką :-). W dni "nie - biegowe" będą treningi Zuzany Light :-) oraz mój, ostatnimi czasy, ukochany rower stacjonarny :-). Dzięki temu, że sobie radośnie pedałuje mogę pozwolić sobie na czytanie książek :-). Literatura, którą wybieram na "rowerowanie" nie należy do ambitnych i wybitnych dzieł, ale właśnie takie "lajtowe" pozycje najbardziej mi pasują :-). Nie oszukujmy się: w czasie wysiłku nasz mózg nie pracuje na tak wysokich obrotach jak normalnie ;-)

W niedzielę zamieszczę dokładną rozpiskę treningów (może uda mi się gdzieś jeszcze "wcisnąć" treningi Ewy Ch. ;-))
A może za jakiś czas sama będę jak ta Ewa? Mamy przecież to samo imię ;-) - może to jakiś znak? ;-)

Chciałabym również poobalać wymówki, jeśli więc znacie jakąś podajcie w komentarzu, a może i na nią znajdę sposób.

XOXO
Kicia

środa, 18 kwietnia 2012

Rodzeństwo "Make Life Slimmer"

Właśnie ruszyło moje drugie "internetowe" dziecko:
Będą tam zamieszczane notki nie związane z tematyką tego bloga, a więc wszystko co nie dotyczy odchudzania, odżywiania i ćwiczenia.

Zapraszam serdecznie.

XOXO
Kicia

P.S. Małe problemy sprawiły, że ostatnio rzadko coś dodaję, ale mam nadzieję, że już wkrótce to się zmieni i będę mogła pisać częściej :-)

czwartek, 12 kwietnia 2012

Święta, Święta i po Świętach :-) - podsumowanie planu 6-cio tygodniowego

Witam wszystkich poświątecznym Alleluja ;-)
W moim przypadku Święta upłynęły pod hasłem: "nie obżeram się, bo mniej to lepiej: dla zdrowia, dla żołądka i samopoczucia". Oczywiście nie będę Was oszukiwała: ciasto też skubnęłam i zjadłam smażonego kotleta :-), przecież to Święta. Ale pamiętałam o tym, że Święta to nie powód do całkowitego przekreślenia moich starań i wyrzeczeń w drodze o lepszą sylwetkę :-)

A teraz czas na podsumowanie mojego 6-cio tygodniowego planu, moje wnioski i masakryczna wizyta u dietetyka :-)
Podsumowanie:
plan był taki, by zgubić chociaż 3 kg w 6 tygodni: nikogo oszukiwać nie będę i przyznam się, że to się nie udało. Nadal moja waga stoi w miejscu i nie mam pojęcia jaka jest tego przyczyna.
Jednak to niepowodzenie nie sprawi, że przestanę walczyć. Dopadło mnie chwilowe zniechęcenie i poczucie bezsilności, ale już dziś pojeździłam na rowerze i zrobiło mi się trochę lepiej. Jutro ZWOW (jej treningi zawsze mnie jakoś tak pozytywnie nakręcają), a w mojej głowie powstaje kolejna rozpiska na plan5-cio tygodniowy ^^.
Wnioski:
Mimo, że waga nie spadła (obwody też nie) nie poddam się. Kiedy ćwiczę lepiej się czuję, kiedy jem zdrowo lepiej się czuję i tak chcę się czuć już zawsze.
No i jeszcze ta wizyta. Nie wszyscy pewnie wiecie o tym, że "odchudzam" się pod okiem dietetyka, a właściwie powinnam napisać, że odchudzałam się?... Nie wiem czy jeszcze tam pójdę. Jak do tej pory udało mi się trochę przytyć. Zalecenia były takie, że mam jeść 1360 kcal/dzień, nie jeść po 18:00, nie "forsować się", a wieczorem, kiedy zrobię się głodna mam "gimnastykować się na dywanie".
No i tak: jadłam 1360 kcal dzienne, lekką kolację jadłam o 20:00 (jak chodzi się spać ok 24:00 to ciężko wytrzymać po kolacji, która była o 18:00). Oczywiście ćwiczyłam intensywnie, bo inne ćwiczenia (gimnastyka na dywanie) to dla mnie nie ćwiczenia ;-), a mimo to nie schudłam.
Dietetyk powiedział, że to przez to, że mam "jedzenie nocne" (godz 20:00 na lekką, małą kolację to nocne jedzenie)
Dodatkowo znowu używał niezrozumiałych dla mnie stwierdzeń: przeglądając mój jadłospis natrafił na dzień, w którym było 1000 kcal (nie zdążyłam zjeść kolacji o 20:00) i powiedział "o, widzisz, tu przytyłaś". Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam i pytam "jak to? mając ujemny bilans kaloryczny jak mogłam przytyć?". W odpowiedzi usłyszałam "patrz tu (palec pokazał 1367 kcal) tu schudłaś. Patrz tu (palec pokazał 1378 kcal z innego dnia) tu schudłaś. No i patrz tu (palec doleciał do 1000kcal) tu przytyłaś". SZOK. Może Wy potraficie mi to wytłumaczyć?
I może potraficie wytłumaczyć jeszcze takie stwierdzenie: na 1700 kcal będę chudła, na 1400 kcal będę tyła, a na 1360 kcal będę chudła? Jak to możliwe, że skoro na 1700 kcal mam ujemny bilans to na 1400 kcal bilans będzie dodatni i utyję?
Oczywiście na koniec zaproponował mi 1000 kcal, na co się nie zgodziłam.
No i jeszcze jedno: nie zostałam zapytana o aktywność fizyczną itd. A kiedy powiedziałam, że ćwiczę 6/7 dni w tygodniu to usłyszałam: "mnie to nie obchodzi jak ty ćwiczysz".
Z nowych zaleceń to 1 łyżka stołowa ryżu brązowego do obiadu, znowu 1360 kcal i nic poza tym O.o

Może Wy możecie mi coś poradzić?

XOXO 
Kicia