wtorek, 30 października 2012

Wyjeżdżam

Od jutra rana do soboty (a raczej do niedzieli) będę poza zasięgiem komputera ;-)
Nie lubię jeździć "w trasę" tuż przed świątecznymi dniami, bo na drodze nie brakuje szaleńców. Nie mam ochoty na tą podróż, bo będę jechała sama. W związku z wyjazdem ćwiczenia również pójdą w odstawkę...
Ale od poniedziałku wracam z planem super metamorfozy :D

Mam nadzieję, że w końcu uda mi się zmienić swoje ciało :-)

A tymczasem życzę spokoju i szerokiej drogi wszystkim, którzy (podobnie jak ja) w ciągu najbliższych dni będą w trasie

Kicia

środa, 24 października 2012

"Światowy dzień..."

Kto wie "światowy dzień czego" przypada 24 października?


Kto wie: ręka w górę!


Dziś - czyli 24 października, obchodzimy Światowy Dzień Walki z Otyłością.

I co z tego? Co z tego, że teraz już prawie codziennie "obchodzimy" Światowy Dzień "czegoś". 
Co ze Światowego Dnia Walki z Otyłością, skoro w naszym kraju nie można znaleźć specjalisty, który może otyłym osobom pomóc?
Oczywiście nie piszę tutaj o "prywatnych" wizytach czy karnetach na siłownię z trenerem, bo nie każdego na to stać. Piszę o "szarym" obywatelu, który potrzebuje pomocy, wsparcia i poszukuje tego, a jedyne z czym się spotyka to "w tym roku już nie mamy terminów", "poradnia otyłości dla dorosłych została zlikwidowana", albo jeszcze gorsze słowa. Pominę tu moje własne doświadczenia z "najlepszym dietetykiem w mieście"... Bo nie każdy otyły musi się obżerać: pamiętajcie o tym.

Zamiast mówić o tym, że dziś mamy Światowy Dzień Walki z Otyłością lepiej codziennie mówmy jak się przed Otyłością bronić, jak nie dopuścić do powstania tego problemu. 
Bo łatwiej zapobiegać, niż leczyć.

Gdyby tak więcej mówić o zdrowym odżywianiu, o sporcie i o tym, jakie korzyści dla naszego organizmu niesie prowadzenie takiego trybu życia może nie musielibyśmy obchodzić takich "dni" jak dziś.

Pamiętajcie więc, Drodzy Czytelnicy, że w dużej mierze od nas zależeć będzie zdrowie naszych najbliższych. Więc na co dzień bądźmy przykładem dla wszystkich, którzy nas otaczają, pokazujmy, że zdrowe jedzenie jest smaczne, że wysiłek fizyczny daje radość i piękną figurę. I pokazujmy wszystkim dookoła, że odżywiając się zdrowo i uprawiając sport też możemy pozwolić sobie na kawałek czekolady :-) ale wszystko z umiarem :-)

Może dzięki nam za jakiś czas nie trzeba będzie obchodzić "Światowego Dnia Walki z Otyłością", bo ten problem zostanie zminimalizowany :-)

Piękne marzenie, więc zróbmy wszystko, by się spełniło :-)

Kicia 

Dalej chora...

Niestety nie jest lepiej. Treningi odeszły na drugi plan. Zapchane zatoki nie pozwalają na przychylanie się. Trwa etap leczenia. 

Pozdrawiam 
Kicia

czwartek, 18 października 2012

Przymusoy odpoczynek...

Przepraszam, że jest mnie mniej w blogosferze, ale ostatnio ciągle coś mi wypada.
A teraz wypadło mi jakieś mega przeziębienie...
W związku z tym od poniedziałku mam przymusową regenerację (znam już na tyle swój organizm, że wiem, że jak nie czuję się zdrowa w 100% to lepiej, żebym odpuściła kilka treningów niż potem 2 tygodnie próbowała pozbyć się resztek choroby).
Niestety dzisiejszy poranek z bólem zatok i uciskiem w okół oczu (tak się u mnie "zatoki" objawiają - czasami jest jeszcze opuchnięcie oczu) nie wróży nic dobrego.
Aplikuję już od rana niezbędne leki i czekam na poprawę.

Jutro treningu również nie będzie ponieważ wyjeżdżam na uroczystość rodzinną z tortem (na kawałek się skuszę)

Moja dieta w tym tygodniu nie jest wzorcowa, ale nie mam na nic ochoty i czasami sięgnę po coś czego tykać nie powinnam, żeby tylko coś zjeść.

Miłego dnia i całego weekendu

Kicia Boląca Głowa :D

wtorek, 16 października 2012

Nowy sposób motywacji

...
Przeglądając "pudelka" (tak, tak zaglądam na tą stronę, żeby zobaczyć co tam nowego u "celebrytów" :D) natknęłam się na tańczącą Grycankę w "Pytaniu na śniadanie" (Tu cały artukuł) :D I wpadło mi do głowy nowe motywacyjne hasło :D

Zamiast powtarzać: "Chcę być jak Zuzana"
zacznę mówić: "Nie chcę być jak Grycanki"

Miłego dnia :D

piątek, 12 października 2012

Sportowy wieczór :-)

Za chwilę mecz Polska - RPA :-)
Siedzę w piżamie z kotem na kolanach i z niecierpliwością czekam na pierwszy gwizdek :-)
Brakuje tylko lampki wina :D

Miłego weekendu

Kicia

środa, 10 października 2012

Grycanki: propagowanie otyłości czy prezentacja samoakceptacji?

Obrazek pochodzi z tej strony, chociaż widziałam go już na wielu innych portalach. Nie ważny jest artykuł do którego doklejono to zdjęcie, a to co się na zdjęciu znajduje.
Ja widzę cztery kobiety (dziewczynka już za chwilę kobietą się stanie, więc w uproszczeniu nazywać je będę kobietami), które za chwilę będą miały ogromne problemy zdrowotne: nadciśnienie, cukrzyca, choroby kręgosłupa i stawów. 
Widzę kobiety, które swoimi gabarytami budzą w społeczeństwie skrajnie odczucia.
Część społeczeństwa mówi o tym, że pokazują one, że można akceptować nie do końca atrakcyjne i "modelowe" ciało i czuć się w nim dobrze i dobrze wyglądać, a część społeczeństwa mówi o tym, że Grycanki promują otyłość i wyrządzają tym wielką krzywdę.
Jaka jest prawda? Czy pokazywanie Grycanek w TV to promocja otyłości, czy pokazanie tego, że nie wszyscy są idealni i że ludzie są różni?
Chcecie poznać moje zdanie? Czytajcie dalej.

Zacznijmy od tego kim są Grycanki? Dlaczego są znane? Co osiągnęły, co zrobiły, że się o nich tyle mówi i tyle pisze?
Mnie nazwisko Grycan kojarzy się z lodami (swoją drogą z pysznymi lodami). Nie wiem co robią te kobiety i dziwi mnie to, że są takie popularne mimo, że oprócz lodów nie umiem powiązać ich z niczym innym. Zastanawiam się skąd nagle taki "Grycankowy boom"? Jedno jest pewne: im częściej je widziałam i o nich czytałam/słyszałam, tym mniejszą ochotę miałam na lody grycanowej produkcji... Nie wiem czy inni ludzie mieli podobne odczucia, bo przechodząc obok grycanowej kawiarni zawsze widzę sporo lodożerców ;-)

Z perspektywy osoby z nadwagą nie wiem czy one tylko udają zadowolone, czy rzeczywiście, mając sporo pieniędzy i duże gabaryty, można być szczęśliwym?
Ja dużych pieniędzy nie posiadam i moja nadwaga bardzo utrudnia mi życie. Wkurza mnie to, że mam gorszą kondycję niż moje szczuplejsze koleżanki i że nie daję rady zrobić 10 klasycznych pompek... Denerwuje mnie, że w "sieciówkach" nie mogę dostać ubrań, które by na mnie pasowały (w sensie dobrze wyglądały na mojej sylwetce) i były w rozsądnej cenie; denerwuje mnie, gdy zmuszona sytuacją (lub ogromną chęcią na coś niezdrowego) skręcam do McDonalda po 1 cheesburgera i ludzie patrzą na mnie z wyrzutem i z politowaniem, że mimo, że jestem gruba to nie umiem się opanować i "wcinam czisa"...

Dążę do tego, by być szczuplejszą. Chcę być szczuplejszą, bo nie chcę chorować w przyszłości, bo chcę wyglądać i czuć się atrakcyjnie, bo uważam, że z nadwagą i otyłością są same problemy.
Oczywiście podkreślę to po raz kolejny: dla mnie szczupła osoba to taka, która nosi rozmiar 38/40. Nie dążę do rozmiaru "0" ("zero"), bo nie mam zamiaru przypominać szkieletu ;-) a nawet myślę, że w moim przypadku osiągnięcie rozmiaru 34/36 byłoby niemożliwe :D

A co do Grycanek, to zastanawiam się czy są one tym typem "pulchnych" pań, które zaakceptowały swoje ciała i bezkrytycznie na nie patrzą? Czy może nie potrafiły się opanować w kwestii jedzenia i odkryły, że dzięki temu, że odbiegają od obecnego "kanonu piękna" mogą zrobić "karierę"?

Co do "starszych" Grycanek to mogę napisać, że świadomie decydują się na bycie "misiaczkami", jednak najmłodsza z nich jest moim zdaniem ofiarą kuchni, która gości w ich domu.
Współczuję tej dziewczynce, bo ja nigdy nie byłam najszczuplejsza (chociaż były okresy, w których wyglądałam naprawdę dobrze :-)) i wiem, jakie to trudne, kiedy w klasie jest się w tej "grubszej" połowie. Wiem, że smutno jest, kiedy dziewczyny zakładają mini, a ty nie możesz, bo Twoje uda są zbyt obfite.

Mimo, że jestem otyła nie podoba mi się to, że jedna z nich "promuje" taniec. Rozumiem, że ruch pomaga, ale wiem również to, że przy takiej nadwadze (a raczej już otyłości) jaką posiada tańcząca Grycanka kontuzja jest kwestią czasu, bo (wiem po sobie), że z aktywnością trzeba uważać i trzeba dozować ją stopniowo.Wydaje mi się, że trening tancerza jest bardzo wymagający i osoba o takim nadbagażu powinna najpierw w racjonalny sposób pozbyć się kilku kilogramów, a potem realizować swoje pasje.

Patrząc na te kobiety mam wrażenie, że z nadwagą i znanym nazwiskiem w naszej pięknej Polsce można stać się celebrytą. Może i ja z moją nadwagą powinnam zacząć wkręcać się na imprezy? Może w ten sposób zostanę zaproszona do Wojewódzkiego i może w śniadaniowej telewizji będę pokazywała jak upiec ciasto i stać się bardziej fAt?

Czy to jest promowanie otyłości? Moim zdaniem po części tak. Nie podoba mi się to, że można "nadwagą" i okrągłą buzią "zrobić karierę", że prezentując niezdrowy tryb życia można stać "sławnym". Oczywiście te kobiety pokazują nam również, że bycie grubszą niż średnia krajowa nie przekreśla możliwości bycia atrakcyjną (chociaż czasami ich stroje są, jak dla mnie, wulgarne), co może pomagać otyłym kobietom w kreowaniu własnego wizerunku.

A teraz z drugiej strony: Adele - kojarzycie?

Zdjęcie pochodzi z tej strony
Adele... Jak widać również szczupłością nie grzeszy. Również ma nadwagę i nie ukrywa tego. Mimo, iż w wielu artykułach o tej Artystce można było przeczytać, że wiele osób namawiało ją do odchudzania ona pozostała sobą.
Czuje się ze sobą dobrze, nie przeszkadza jej tusza i akceptuje swoje ciało takim jakie jest.
I teraz pytanie czy Ona promuje niezdrowy tryb życia? Czy można o niej powiedzieć to samo co o naszych Paniach Grycankach?
Moim zdaniem nie. Wiem, że Adele uzależniona jest (lub była do niedawna) od nikotyny, jest otyła, ale nie pokazuje światu, że jest to ekstra - takie mam odczucie.
Nie mówi nikomu fajnie jest palić i być grubszym niż reszta społeczeństwa. Swoim głosem oczarowała miliony i muzyka jest dla niej ważna, a nie pokazywanie się na kolejnej imprezie. Czy widzieliście/czytaliście wywiad z Adele, gdzie dziennikarz pyta właściwie tylko o jej tuszę (jak w przypadku Grycanek)?
Adele to Artystka jakich teraz mało (dla mnie jest taką osobą). Na swój sukces ciężko pracowała i nie stała się sławna dlatego, że nie chce jej się zacząć odchudzać.
Dla niektórych może być propagatorką otyłości. Dla mnie osobiście i prywatnie jest ikoną stylu. Na niej mogę się wzorować, bo ona pokazuje jak wyglądać pięknie i kobieco w rozmiarze XXL. Nie jest przy tym wulgarna.

Nie jestem pewna, czy mój przekaz będzie dla Was jasny. Nikogo nie chcę obrazić, pragnę wyrazić tylko swoje zdanie.

Długo zastanawiałam się nad tym, czy opublikować ten post, bo jest dość kontrowersyjny. Jak już kiedyś napisałam "cienka jest granica między propagowaniem czegoś, a prezentowaniem własnego zdania".
 
Pozdrawiam
Kicia








wtorek, 9 października 2012

Nie samym sportem człowiek żyje ;-)

Nie tylko sportem, jedzeniem i leżeniem na kanapie przed telewizorem w te zimne, jesienne wieczory człowiek żyje :-) (oczywiście nadal KOCHAM JESIEŃ - nawet jak wieje, leje i dmucha). Czasami potrzeba czegoś więcej: a dla mnie czymś więcej jest czytanie.

Ostatnio nie narzekam na nadmiar wolnego czasu, a wręcz przeciwnie: doba powinna trwać minimum 72 godziny, a na sen człowiek powinien poświęcać najwyżej 12 :-). Jednak zaczynam odczuwać braki związane z możliwością analizy tekstu pisanego (inaczej tęsknię za czytaniem książek).

Jeszcze w wakacje zaczęłam czytać Carrie Vaughn "Kitty i nocny Waszyngton" i jakoś nie miałam czasu, by dokończyć tą pozycję. Ostatnio postanowiłam nadrobić zaległości i doczytać tą książkę i kilkach innych przeczytać od deski do deski :-)

"Kitty..." to seria książek opowiadająca o wilkołakach i wampirach. Tytułowa bohaterka sama jest wilkołakiem i prowadzi audycję w radio pt "Nocna godzina", w czasie trwania której rozmawia z wilkołakami i wampirami, a dodatkowo w jej osobistym życiu wiele się dzieje. 
 
Kurczę... nie jestem najlepsza w opowiadaniu treści książek :D

Czy książka jest godna polecenia? Mnie się bardzo podoba: czyta się ją lekko, nie jest męcząca i przerywając w połowie czytanie i wracając do tej pozycji po 3 miesięcznej przerwie nadal pamiętam o co chodzi :D A dodatkowo historia sama w sobie jest całkiem ciekawa, nie przytłacza. Dla mnie w sam raz na jesienne wieczory.
Ja ogólnie lubię takie trochę nierealne opowiadania :-) I lubię też książki Mastertona, w których krew i seks są na każdej stronie.

Kiedy już skończę czytać "Kitty..." zabiorę się za swój najnowszy nabytek:



Całą trylogię kupiłam za 55,20 zł :-) w Empiku. Taki zestaw kosztuje 69 zł, ale ja miałam jeszcze kupon rabatowy i nie zawahałam się go użyć :D
O czym są te książki?
"Czy zdołałbyś przetrwać w dziczy, zdany na własne siły, gdyby wszyscy dookoła próbowali wykończyć Cię za wszelką cenę?

Każdego roku młodzi mieszkańcy państwa Panem, powstałego na gruzach dawnej Ameryki Północnej, zmuszani są do wzięcia udziału w Głodowych Igrzyskach - okrutnym telewizyjnym show. Jest to forma upiornej daniny płaconej władzom kraju za dawną rebelię. Tym razem na arenę walki trafia między innymi szesnastoletnia Katniss Everdeen. Choć wcale tego nie chce, zmuszona będzie wybierać między instynktem samozachowawczym a człowieczeństwem, między życiem a śmiercią.

Igrzyska Śmierci to znakomita trylogia o totalitarnym państwie i młodej dziewczynie, która nagle staje w centrum przełomowych wydarzeń."

Czy ten opis Was nie zachęcił do przeczytania całej trylogii? Bo mnie tak i mam nadzieję, że będę miała więcej czasu by, po aktywnie spędzonym dniu otulona ulubionym kocem z gorącą herbatką pod ręką, oddać się bez reszty czytaniu 

Kicia

P.S. A może Wy polecacie jakieś pozycje na jesienne i zimowe wieczory?





poniedziałek, 8 października 2012

Inspiracje na kolejny tydzień ;-)

Dziś szybko, krótko i na temat ;-)
Kolejny tydzień zmagań przede mną. To już 6 tydzień - ten czas naprawdę szybko upływa.
Treningi siłowe w tygodniu parzystym lecą schematem BAB (szczegóły treningu tu). Nastąpiła jedna mała zmiana: w treningu B w przysiadzie przednim zwiększyłam obciążenie. Teraz wykonuję to ćwiczenie ze sztangą, a więc waga obciążenia to 7 kg, a nie jak pisałam wcześniej 4 kg. 
Niestety mój czworogłowy uda zaczyna się lekko buntować i "pobolewa" od czasu do czasu i nie jest to ból "zakwasowy". Postanowiłam więc oszczędzać nogę i zwracać jeszcze większą uwagę na technikę wykonywania ćwiczeń.
W sobotę treningu biegowego nie było, bo (ponieważ, gdyż, dlatego że) 3 godziny zbierałam grzyby :D. Z lasu wróciłam tak zmęczona jakbym co najmniej biegała godzinę, a może i dłużej :D. Czy Wy też tak macie, że zbieranie grzybów męczy wasze ciała? (Oczywiście nie chcę żebyście mnie źle zrozumieli: uwielbiam chodzić po lesie i kocham zbieranie grzybów - zwłaszcza jak się jakieś znajduje - ale ta aktywność od zawsze powodowała i powoduje nadal zmęczenie oraz senność po powrocie do domu) A może to nadmiar leśnego powietrza? Co prawda biegam w lesie właśnie, a to tylko 30 minut, a właściwie (odliczając trasę poza leśną) to będzie jakieś 20 minut :-), więc może płuca wentylowane oczyszczonym leśnym powietrzem i nadmiar takowego powietrza w płucach sprawia, że pojawiają się senność i zmęczenie? :)






Na pierwszym zdjęciu widać las, w którym biegam ;-) co prawda nie w tej jego części, ale to ciągle "mój las".
Przepiękny muchomor :-) oczywiście muchomorów NIE ZBIERAMY tylko podziwiamy w lesie. 
I na końcu jeden z grzybków - borowik nazywany szlachetnym lub "prawdziwkiem".
Więcej zdjęć nie zrobiłam :-) bo zanim wpadłam na pomysł, by uwiecznić grzyby na fotografii większość już się gotowała :-)
A czy Wy chodzicie "na grzyby"? 
A teraz zgodnie z tytułem posta pragnę przedstawić moją inspirację na ten tydzień:
Oraz coś na koniec dnia do podusi:



Uwielbiam głos Adele :-)

I jeszcze na koniec dodam, że zastanawiam się nad delikatną zmianą rozkładu b/t/w w swojej diecie, ponieważ dotychczasowy rozkład nie daje u mnie rezultatów jakich bym oczekiwała (w miesiąc - 2 cm w talii i - 1 cm w udzie)

Pozdrawiam,
Kicia

poniedziałek, 1 października 2012

Październik: połowa treningów za mną

Jak ten czas szybko płynie... Wydaje mi się, że dosłownie wczoraj rozpoczął się mój ośmiotygodniowy plan, że wczoraj wykonałam pierwszy trening...
A tu niespodzianka, bo dziś właśnie rozpoczyna się druga połowa. Cztery tygodnie za mną, cztery przede mną, a co potem? Jeszcze nie wiem. Jestem pewna, że z treningów nie zrezygnuję, ale co to będą za treningi... nad tym zastanowię się za 3,5 tygodnia :D

Teraz aktualizacja moich treningów.
Dla przypomnienia: treningi wykonuję zamiennie, tzn TRENING A, TRENING B itd. A więc w tygodniach nieparzystych (takich jak ten - 5 tydzień zmagań) rozkład to ABA, a w tygodniach parzystych: BAB.
Ćwiczenia w treningach prezentują się następująco:
TRENING A:
1. Wykroki (4 kg)
2. Martwy ciąg (23,5 kg)
3. Wiosłowanie (8,5 kg)
4. Pompki na kolanach
5. Pompki odwrotne
6. Wznosy nóg w leżeniu

TRENING B:
1. Push press (19,5 kg)
2a. Przysiad przedni (4 kg)
2b. Przysiad bułgarski (4 kg)
3. Przenoszenie sztangielki w leżeniu (8,5 kg - tu się zastanawiam nad dodaniem czegoś)
4.brzuch - tutaj dowolnie, pulsacyjne do upadku mięśniowego.

Co dwa tygodnie zmienia się ilość powtórzeń i teoretycznie obciążenia.
Rozpiska serii i ilości powtórzeń:
Tydzień 1,2: 2serie  po 15 powtórzeń
Tydzień 3,4: 2 serie po 12 powtórzeń
Tydzień 5,6: 3 serie po 10 powtórzeń
Tydzień 7,8: 3 serie po 8 powtórzeń

Ty razem jest trochę inaczej - z racji dodania jednej serii postanowiłam nie zwiększać obciążenia... 

Jestem już po treningu i myślę, że to był dobry wybór. Niby tylko 6 powtórzeń doszło (było 2x12 jest 3x10), ale ostatnią serię robię z niemałym wysiłkiem.

Nadal nie mam zbyt wiele czasu, a towarzyszący mi stres nie wpływa na mnie dobrze.
Mam nadzieję, że do końca tygodnia wszystko się wyjaśni, a ja będę mogła częściej pojawiać się na blogu.

Póki co przypominam wszystkim, którzy kochają (podobnie jak ja) "Dextera", że już zaczęła się 7 (pewnie decydująca) seria :-D

Kocham ten serial... i jestem pewna, że za jakiś czas zrobię sobie przypomnienie: wszystkie 7 serii :-)


Super ten plakat :-) Debra i Dexter :D