Sporo się u mnie działo przez ostatnie 2 miesiące. Różne zdarzenia losowe sprawiły, że nie miałam "weny" do pisania.
W tym okresie również różnie było z moimi treningami oraz "michą". Czasami w moim menu znajdowały się rzeczy, które nie mają prawa tam być.
Ponad to wyniki moich badań są tragiczne i już sama nie wiem co robić, by je poprawić. Bo mimo, że nie zawsze zdrowo jadłam czy ćwiczyłam regularnie to jednak 90% mojego życia jest "fit".
Od dwóch tygodni znowu jem tylko "dobre" posiłki bez żadnych odstępstw (czasami nadal zdarza mi się "źle" komponować posiłki, ale pracuję nad tym... pracuję...) i regularnie ćwiczę.
Cały czas "katuję" już wszystkim znany mój trening siłowy i zdecydowanie siła rośnie :) no i ponownie zaczęłam marszobiegać.
Początkowo myślałam, że na spokojnie dam radę przebiec bez żadnej przerwy chociaż 15 minut, ale niestety pierwsze wybiegnięcie szybko sprowadziło mnie na ziemię. Mimo, że wydolnościowo dałabym pewnie radę to mój staw skokowy dał o sobie szybko znać. Pierwszy "bieg" zakończył się po ok 10 minutach i powrót do domu sprawił mi niemały problem. Bolało mnie wszystko w okolicy kostki i w sumie sama nie wiedziałam, czy to staw, czy Achilles, czy co tam jeszcze jest...
Dlatego rozsądne wydało mi się zacząć ponownie od połączenia 3/3 czyli 3 minuty marszu i 3 minuty biegu. Takie obciążenie moja noga znosi dobrze, więc bez szaleństw i stopniowo znowu dojdę do momentu, gdy 30 minut biegu nie będzie stanowiło dla mnie problemu.
Jeśli chodzi o moje "postępy" w odchudzaniu to nadal tkwię w "martwym punkcie". Waga nie spada, obwody też nie chcą maleć, ale nie poddaję się.
Zobaczymy co się stanie, jak odrobinę zmodyfikuję moją obecna dietę. I liczę na to, że ponowne włączenie treningów biegowych pomoże mi osiągnąć zamierzonych efekt ;)
Ale na koniec mały bonus i informacja dla ludzi, którzy teraz pomyślą "po co ona ćwiczyć, skoro nie widać efektów".
A no ćwiczę dlatego, że lepiej się czuję, szybciej chodzę i więcej mogę udźwignąć. Lepiej sypiam i mam lepszy nastrój :)
Bo nie tylko waga się w życiu liczy. Co z tego, że będę "szczupła" (nie chcę pisać chuda) i osiągnę to głodzeniem się, skoro nie będę miała na nic siły i będę wiecznie niezadowolona, zdołowana i zniechęcona. Wiecznie zmęczona z powodu niedostatecznej liczby dostarczanych kalorii itd. itp.
Pamiętajmy o tym, że "życie" to nie tylko wygląd zewnętrzny.
Trzymajcie więc za mnie kciuki ;) - mam nadzieję, że mój zdrowy tryb życia w końcu pozwoli mi na to, bym mogła cieszyć się szczuplejszą i atletyczną sylwetką. Bo o to mi chodzi.
Podkreślę to jeszcze raz: dla mnie rozmiar 40 byłby idealny i do niego dążę.
Miłego weekendu :)
Miłego weekendu :)
wracaj do pisania, jak tylko znajdziesz czas - będzie Ci dużo łatwiej.
OdpowiedzUsuńLepszy przestój niż tycie :)
Masz rację, że lepszy przestój niż tycie, tylko że u mnie ten przestój trwa już jakieś 1,5 roku :)
Usuńnie ma się co załamywać prawda ? - będzie lepiej tylko trzeba się nanowo przyzwyczaić do biegania :***
OdpowiedzUsuńpowodzenia i cieszę się że ćwiczysz dla samej siebie i lepszego samopoczucia :)
dziękuję ;***
OdpowiedzUsuńno to nieźle ja jak ćwiczyłam to max z litrowymi butelkami wody ;d - słabeusz ze mnie
siła to też wielki atut
nie no na prawdę jesteś niesamowita i podziwiam cię za twoja siłę :) może zostań strong women ? :>
OdpowiedzUsuńhe he he ;d no tak rozumiem
OdpowiedzUsuń