Dziś czwartek. Powinien być "obiad czwartkowy", ale będzie kontynuacja tematyki "FIT".
Dziś porozmawiamy sobie o tym, co to znaczy "być fit".
Żeby nie uogólniać, to napiszę co to dla mnie oznacza i jakie jest moje podejście do całej "fit mody". Jak to wszystko się zaczęło i mam nadzieję, że nie skończy tak szybko.
Otóż nigdy nie byłam bardzo szczupła. Chociaż (z perspektywy czasu) mogę stwierdzić, że były okresy w moim życiu, w których wyglądałam całkiem dobrze. Nie miałam nadwagi (chociaż moje BMI zawsze było bliższe górnej granicy), a moje ciało było całkiem sprawne.
Jednak moja rodzina wciąż mówiła mi, że "jestem gruba".
Moje bycie grubą spowodowane było obecnością rodzeństwa, które było raczej szczupłe. W porównaniu z rodzeństwem mogłam wydawać się "troszkę grubsza" jednak otyła nie byłam.
Pamiętajcie, że mówienie takich rzeczy dzieciom/wnukom źle na nie wpłynie, więc ostrożnie z takimi uwagami (jeśli posiadacie potomstwo lub jeśli w waszych rodzinach znajdują się małe dzieci). Wydaje mi się, że podobnie źle wpływać będzie na dzieci mówienie "jaka Ty chuda jesteś". Dlatego w rozmowach z dziećmi starannie dobierajmy słowa, by nie sprawiać im przykrości.
Monotonia na lekcjach W-F skutecznie odstraszała i powodowała co tygodniową "niedyspozycję" większości dziewcząt. A szkoła średnia to ciągłe granie w "siatkę"... I jak tu można pokochać sport i taki tryb życia, skoro nauczyciele, którzy powinni zachęcać skutecznie zniechęcają.
Potem była krótka fascynacja fitnessem, ale kiedy po raz kolejny usłyszałam, że "pulchna jestem" ręce mi opadły i nastały "tłuste lata".
Sporo nauki, mało ruchu, studenckie jedzenie... I po jakimś czasie kilogramów zaczęło przybywać.
Jednak to jakoś szczególnie mi nie przeszkadzało, bo przecież i tak zawsze "byłam gruba", więc teraz w domu nie mówią nic nowego i odkrywczego.
Dopiero, kiedy zobaczyłam się na zdjęciu w bikini uświadomiłam sobie, że wyglądam strasznie i teraz JESTEM GRUBA, czy ktoś mi tak powie czy też nie. Dopiero zdjęcie uświadomiło mi jak na prawdę wyglądam i to było straszne.
I od tego się zaczęło. Czytanie o odchudzaniu (na początku czytanie "jak leci"), poszukiwanie informacji o różnych możliwościach spalania tłuszczu i dietach.
Skusiłam się nawet na Kopenhaską i wytrwałam do dnia PIERWSZEGO do obiadu :D - raczej dużej krzywdy sobie nie zrobiłam.
Po analizie wielu artykułów postanowiłam postawić na dietę zbilansowaną i jak najwięcej aerobów (zaczęły się marszobiegi), potem doszedł najprostszy trening siłowy itd.
To były moje początki i nie uważam, że wtedy byłam "FIT".
Kiedy treningi nie przynosiły rezultatów sięgnęłam po spalacz tłuszczu (nie będę podawała nazw tych produktów bo to nic dobrego). Pierwszy spalacz przyniósł efekt. Jedna kuracja i 15 kg mniej. SZOK!!! Oczywiście nie było to proste, bo ćwiczenia i dieta cały czas mi towarzyszyły.
Potem był czas bez spalacza: więcej treningów i brak efektu... Więc sięgnęłam po kolejny i kolejny spalacz, ale żaden już nie pomagał... a wręcz zaczęły szkodzić. Po jednym takim cud produkcie moje źrenice przestały reagować na światło. Nie było widać tęczówki tylko wielkie czarne źrenice... O kołataniu serca i problemach ze spaniem nie wspominając, a to tylko początek długiej listy skutków ubocznych.
To nie było fit i nie było to zdrowe... Nie było to też mądre, ale człowiek uczy się na swoich błędach.
Jakiś czas później postanowiłam udać się do lekarza i wtedy "wyszło szydło z worka". Złe wyniki badań, leczenie, wizyty, leczenie, wizyty... Zmiany leków i dalej nic.
Część lekarzy, u których byłam traktowała mnie jak obżerającego się i leniwego grubasa, który myśli, że oni mają cudowny lek i że "samo się schudnie" bez ćwiczeń i wyrzeczeń.
To był chyba najgorszy moment. Bo jak możesz się czuć, gdy idąc na kolejną wizytę do dietetyka i stosując się do jego zaleceń tyjesz? To jeszcze nic. Lekarz, do którego chodziłam potrafił powiedzieć: "no nie dziwne, że przytyłaś. Przecież na TYM leku każdy tyje". A na moje pytanie "Czyli od leku robię się grubsza mimo, że trzymam dietę 1360 kcal i ćwiczę 5 razy w tygodniu?" usłyszałam odpowiedź, która mnie zamurowala: "Nie obchodzi mi czy ćwiczysz, czy nie. Masz trzymać dietę, a na TYM leku każdy tyje" - tak skończyła się moja przygoda z dietetykiem. Cudowanie, prawda?
Tu nadal nie byłam FIT. Bo zdarzało się, że tego typu porażki zajadałam czekoladą, albo pizzą.
I przyszedł ten moment. Uświadomiłam sobie, że muszę jeść zdrowo i ćwiczyć. Że nie mogę się poddać i muszę walczyć. Zaczęłam więc szukać innego lekarza, który uwierzyłby w moją historię i potraktował mnie poważnie.
Od kiedy piszę bloga staram się "być fit". Oczywiście są gorsze i lepsze dni. Czasami nie chce mi się ćwiczyć, czasami mam ochotę na czekoladę - przecież to normalne: w końcu jestem człowiekiem, ale mimo wszystko staram się. Staram się, mimo, że efektów właściwie brak. Jedyne co zauważyłam to znaczny skok siły :D - także strzeżcie się ;)
Teraz pojawiło się pewne światełko w tunelu, bo czeka mnie kolejna zmiana leków i może wówczas coś zacznie się dziać.
Jednak leki nie załatwią za mnie sprawy, więc muszę "żyć zdrowo", a u mnie "FIT lajfstajl" wygląda tak:
- jem 5 posiłków dziennie;
- ćwiczę 5 razy w tygodniu (od stycznia planuję zwiększyć liczbę treningów do 6^^);
- staram się nie jeść słodyczy (właśnie mija 5 tydzień całkowitej abstynencji słodyczowej);
- ograniczam cukier (słodzę jedynie kawę - nie umiem sobie tego odmówić);
- zamiast windy wybieram schody (no chyba, że to 20 piętro, albo, że muszę pięknie wyglądać i nie mogę sapać);
- ograniczam fast (FAT) food (wszystko jak leci. Ostatnio zjadłam kawałek pizzy, ale przecież wszystko jest dla ludzi);
- nie kupuje napojów gazowanych (oczywiście w Święta zrobię wyjątek i napój z Mikołajem i czerwoną etykietą pojawi się na stole - wiadomo o jaki napój chodzi ;));
- staram się przygotowywać wszystkie posiłki w domu i spożywać jak najmniej wędlin i różnych takich "sztucznie polepszonych" produktów (przecież w domu można upiec schab i mieć do kanapek);
- nie przejadam się (zdarzało mi się kiedyś tak napchać, że mogłam tylko leżeć. Wiecie o czym mówię? Najczęściej w Święta taki syndrom wypchanego brzucha występuje. Teraz już tak nie robię :));
- wybieram chleb żytni razowy (chociaż białe pieczywo jest smaczniejsze), kasze, ryże i makarony razowe/pełnoziarniste (sporadycznie ziemniaki - bo lubię ziemniaki);
- w mojej kuchni zawsze jest oliwa z pierwszego tłoczenia oraz (od niedawna) olej kokosowy;
- unikam smażenia (chociaż ostatnio testowałam różne konfiguracje na maśle klarowanym);
- nie znoszę "gotowych diet" i nigdy po nie nie sięgnę. Wolę zbilansowaną dietę, w której będą wszystkie niezbędne do życia składniki, niż jakiś "twór" z pomocą którego szybko schudnę i przy okazji wyłysieję (wiecie o co chodzi ;));
- piję 1,5 l wody dziennie (to takie minimum - zwykle jest więcej) + herbatki ziołowe (melisa, mięta, kiedyś piłam pokrzywę i rumianek - nie są zbyt smaczne, ale dawało radę je wypić);
- staram się jeść ryby 3 razy w tygodniu, jednak nie zawsze to wychodzi ;);
- warzywa w diecie muszą być, owoce również, ale tych drugich zdecydowanie mniej.
Sama nigdy bym tak nie powiedziała o swoim życiu "żyję FIT", powiedziała bym raczej: "staram się żyć zdrowo".
I nie myślcie, że mam obsesję na punkcie jedzenia, ćwiczenia czy czegokolwiek. Uważam, że we wszystkim najważniejszy jest UMIAR i jeśli gorzej się czuję to potrafię odpuścić zaplanowany trening. Jeśli mam ochotę na czekoladę to zjem kawałek (ale nie całą tabliczkę). Jeśli naszłaby mnie ochota na "czisburgera", to pewnie kupiłabym go (ale w porze obiadowej, a nie na kolację), jeśli chciałabym sobie przypomnieć jak smaczny jest "szejk czekoladowy" to pewnie kupiłabym, ale małego.
Także zdrowe życie to kwestia wyborów, które codziennie podejmujemy.
I jeszcze jedna BARDZO WAŻNA RZECZ: zjedzenie czegoś z "zakazanej" listy nie przekreśla dotychczasowych starań. Jeśli więc odchudzasz się i zjesz tą nieszczęsną tabliczkę czekolady - trudno. Najważniejsze, żeby następnego dnia to się nie powtórzyło. Bo, jak już nie raz pisałam, jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo wypić colę, czy zjeść pizzę. Ale róbmy to z głową!
Kicia
UWAGA!!!
ZAMIESZCZONE TU INFORMACJE PRZEDSTAWIAJĄ MÓJ PUNKT WIDZENIA. KAŻDY MA PRAWO DO WYRAŻANIA WŁASNEGO ZDANIA, WIĘC SZANUJMY ZDANIE INNYCH, NAWET JEŚLI SIĘ Z NIM NIE ZGADZAMY :-)
ZAMIESZCZONE TU INFORMACJE PRZEDSTAWIAJĄ MÓJ PUNKT WIDZENIA. KAŻDY MA PRAWO DO WYRAŻANIA WŁASNEGO ZDANIA, WIĘC SZANUJMY ZDANIE INNYCH, NAWET JEŚLI SIĘ Z NIM NIE ZGADZAMY :-)
Hej:)
OdpowiedzUsuńDawno mnie u Ciebie nie było:(, przepraszam. W wolnym czasie nadrobię zaległości; póki co - bieżący post. Zgadzam się w 100%! moja historia jest podobna do Twojej, tyle, że u mnie nie było leków a skłonność do obżarstwa, spotkań przy winie i słodyczach itd., wstyd. Odkąd ćwiczę regularnie, jem zdrowiej, straciłam 6 kg. I się nie poddam! wydaje mi się, że najważniejsze, by decyzja o zmianie sposoby odżywiania/życia/bycia itd., była przemyślana, wypływała z nas a nie była narzucona. Tylko świadomy wybór gwarantuje sukces. A grzecy się zdarzają każdemu- trzeba tylko pamiętać, że mają być rzadkim wybrykiem a nie regularnym szaleństwem;))). Fajnie, że są takie osoby, jak Ty i kilka innych, które piszą motywują itd. - fajnie czuć się częścią społeczności. Przy okazji? biegasz nadal?? bo ja tak, uwielbiam to i już! miałaś rację - ciężkie są tylko początki.
Masz rację, żeby się udało zmienić przyzwyczajenia to decyzja musi być tylko i wyłącznie nasz, osobista i prywatna :)
UsuńBo zmiana czegokolwiek pod wpływem innych nie zawsze się udaje. Wszystko musi być robione zgodnie z własnym sumieniem :)
Nie masz za ca przepraszać. Myślę, że spokojnie nadrobisz poprzednie posty. Aż tak dużo tego nie było.
Miło Cię znowu widzieć :)
Pozdrawiam
zaraz notkę przeczytam ale pierw odpisze bo mam taką skleroze, że po przeczytaniu zapomnę co chcialam napisać :)
OdpowiedzUsuńA więc ja też tak czesto pije tyle że mleko miód i czosnek ale nie mam mleka teraz poza tym nie mam ochoty na studiach smierdziec czosnkiem :)
No idę czytać
Bardzo fajny post. Najważniejsze, że sama tego całego fit chcesz i starasz się przestrzegać jakichś tam swoich zasad, a to zapewne procentuje :) I zgadzam się z tym, ze wszystko jest dla ludzie, w odpowiednie słowa to ujęłaś, że jak jemy coś 'niedozwolonego' to lepiej w dzień a nie na wieczór itp. I gratuluję 5 tygodni bez słodyczy :) Ja miałam takie wyzwanie 7-tygodniowe :) Życzę powodzenia w dalszym zdrowym życiu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miły komentarz. Również życzę powodzenia w Twoim wyzwaniu :)
UsuńBardzo mi się podoba ten wpis ! jest świetny po prostu.
OdpowiedzUsuńZgadzam się ze wszystkim... wiesz mam przyjaciółkę która NIGDY nie była GRUBA nigdy tylko po prostu była szeroka w biodrach ( genetycznie ) a jej matka ciągle jej mówiła ' jesteś gruba ' nawet raz przy mnie i jeszcze jednej przyjaciółce z naszej paczki powiedziała do niej ' nie kupuj tych spodni bo ci w nie dupa nie wejdzie, jesteś za gruba ' no rozumiesz to ? powiedziała jej tak przy najlepszych przyjaciółkach.
I teraz moja A mając 21 lat popadła w anoreksję, ona tego nie widzi, ani jej mąż ani jej matka .. nikt. Prawie nic nie je, ma 169 a ostatnio jak ją widziałam wazyła 52 kg a chciała wazyć 50 a najlepiej to 48 .,... okropne... powinna ważyć adekwatnie do wzrostu 59 kg. .. jest chuda jak patyk. Zero jakichkolwiek kobiecych kształtów... żadnego biustu... ;( i ja jej mowie że żle wygląda tak samo nasza koleżanka z liceum a ona nic ...
ma małą córeczkę, mała ma niecały roczek a ona się niszczy dlatego żeby być chuda ? masakra jakaś ... ;/
Ona już ma problemy zdrowotne ,problemy z tarczyca, anemię, problemy z odpornością, i coś jeszcze ale nie wiem dokładnie bo teraz miała jakieś badania i gdy się spotkamy to mamy o tym pomówić.
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to że ona wgl nie wiąże swoich dolegliwości z odchudzaniem wg nie to jest z innich powodow.
OdpowiedzUsuńA zanim zaszła w ciąże to tez się odchudzała strasznie ale nie była az taka chuda i trafiłą do szpitala z wyjałowionym żołądkiem i lekarz jej powiedział że to z odchudzania. Przez miesiąc było ok jadła jakoś w miare normalnie brała jakieś tabletki ale potem znowu zaczeła się odchudzać.
Na jej własnym weselu wyglądała jak trup i nawet piękna fryzura i solarium jej nie pomogły bo kazdy mowił że jest strasznie chuda.
Nie wiem może i tak jest ... ale mi się wydaje, że jej rodzina ma to głęboko gdzieś... jej mąż mówi do niej mój ty kochany kościotrupku ... to jest okropne .. nie potrafi jej tego powiedzieć że jest za chuda ... nie wiem a może on ją taką właśnie chce ?
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia ...
Dokładnie ... no ale wiesz szkoda mi jej bo to moja najlepsza przyjaciółka a teraz z mężem mieszka tak daleko tzn no około 20 km dalej a ja nie mam kasy na paliwo ledwo do mojego jeżdże czasem, autobus nie wiem jaki tam jedzie ona też nie ma czasu ... chciałabym się spotykać częściej ale czy to by coś dało ?
OdpowiedzUsuńOna twierdzi że ma za grube nogi ( a ma chude jak patyczki ) i że ma gruby brzuch a wgl nie widać że kiedykolwiek była w ciązy i ma tam samą skore zero tłusczu ...
OdpowiedzUsuń;(
No ... ale wiesz ona twierdzi że jest grubsza odemnie. A ja nie dość że ejstem od niej niższa to więcej waże ....
OdpowiedzUsuńwiem ale ja nie jestem w stanie jej tego udowodnić że ma problem ...
OdpowiedzUsuńmam taką nadzieję.
OdpowiedzUsuńNo koniec tematu bo mi się smutno robi...
co u ciebie jak mija ten wieczór ? Ja oglądam titanica ;))
Ja ani jednej częsci zmierzchu nie obejrzałam w całości jedynie u kolezanki kawałek pierwszej i nie zainteresowało mnie to za to moje dziewczyny na studiach uwielbiają zmierzch ;d
OdpowiedzUsuńHeh ;d Nie wiem może kiedyś przeczytam a potem zobaczę ale nie wiem i nie obiecuję ;))
OdpowiedzUsuńDobranoc piękna :) tez pewnie pójdę niebawem spać jak się titanic skończy ;)
OdpowiedzUsuńu mnie nawet nie uwagi o wadze są dołujące chociaż też o wyglądzie - o włosach. Niestety jeśli się potwierdzi coś to też będę musiała być fit i ograniczyć słodkie :P
OdpowiedzUsuńOgraniczenie słodkiego to jeszcze nie bycie "fit", ale od czegoś trzeba zacząć ;)
UsuńMam bardzo podobne podejście do Ciebie. Uważam, że jeśli nie utrzymasz równowagi, to prędzej czy później się to odbije.
OdpowiedzUsuńA co do uwag innych ludzi to... one zawsze będą. Jak byłam grubsza to słyszałam, że mam murzyński tyłek. Teraz słyszę, że nie mam cycków. I tak w kółko. Taka chyba ludzka natura, żeby szukać słabszych od siebie.
Oczywiście, że się odbije. Dlatego jak już dopadnie mnie ochota na coś "zakazanego", to zjadam, ale właśnie z umiarem i w rozsądnych godzinach.
UsuńTak, wiem że zawsze będą "krytykanci". Jednak my jesteśmy dorośli, mamy pewne doświadczenie życiowe i jakieś zasady. Sami jesteśmy w stanie ocenić, czy nasz wygląd NAM odpowiada, czy też nie i wówczas, albo się zgadzamy ze złośliwymi uwagami, albo całkowicie nie zwracamy na nie uwagi.
Ja pisałam o dzieciach. Bo dzieciom trudno niekiedy określić, czy coś jest ok. Bo to my, dorośli, uczymy ich tego. I jak takiemu dziecku mówi się, że jest grube (a nie jest) to zaburza się jego postrzeganie świata w tej dziedzinie. Nie mówiąc już o tym, jak wielką przykrość można mu wyrządzić i jak niekorzystnie można wpłynąć na jego psychikę.
Bo jak teraz ktoś mi powie "ale jesteś gruba", to mu odpowiem "wiem". Ale jak byłam mała i takie uwagi padały to naprawdę robiło mi się strasznie smutno i przykro itd.
:)
Twoje zasady są świetne;) zastosuję je w swoim zyciu:)
OdpowiedzUsuńDziękuję i powodzenia życzę :)
Usuńświetny pomysł na wpis! Gratuluję :) Pamiętam, jak to jest tyć mimo diety i ćwiczeń - świetnie, że to wytrzymałaś i nie poddałaś się. Trzymam kciuki za dalsze zdrowe fit-życie :)
OdpowiedzUsuńTak ! Strasznie szybko to leci dopiero co był listopad i święto zmarłych a ty już za 10 dni Wigilia ;))
OdpowiedzUsuńMy pewnie będziemy kolacje jeść około 17-18 ;)