niedziela, 5 sierpnia 2012

Dieta... co z tą dietą i o co w ogóle chodzi? =)

Niech tytuł Was nie zmyli: o diecie. czyli sposobie odżywiania się będę tu pisała, ale nie o jakimś konkretnym jadłospisie, a chcę napisać o moich punkcie widzenia dotyczącym tzw. diety właśnie ;-)
Jak nazwa mojego bloga wskazuje pragnę, by moje życie stało się szczuplejsze, a dokładnie chodzi o szczuplejsze ciało. Ale jak wiadomo: zdrowe ciało to lepsze życie. Nie jestem zwolenniczką bardzo szczupłych (chudych) osób. Dla mnie waga mieszcząca się w "normalnym, zdrowym" BMI będzie wielkim osiągnięciem.
Od jakiegoś czasu borykam się ze sporą nadwagą i bardzo chciałabym znowu mieścić się w ubrania roz 40. Nie chcę stać się zasuszoną osobą, która swoją "sylwetkę" osiągnęła "nie jedzeniem" oraz innymi idiotycznymi metodami.
Chcę żyć zdrowo, promować taki styl życia i zarażać tym innych.
I teraz pojawia się pytanie, które zadaje mi sporo ludzi: "jaką dietę stosujesz?"
Mówiąc "dieta" mają oni na myśli np. dietę Dukana, Kopenhaską czy inną, której podstawowym efektem ma być utrata kilogramów. Nie zwracają oni uwagi na aspekty zdrowotne, bo przecież najważniejsze, żeby waga szła w dół (dla mnie waga najważniejsza nie jest - ja chcę się po prostu znowu mieścić w swoje stare ciuchy - więc obwody się liczą ;-))... I to bardzo mnie denerwuje...
DIETA to sposób odżywiania się, a nie (jak sporo ludzi uważa) określenie spospobu odżywiania mające na celu utratę kilogramów. Każdy z nas od urodzenia jakąś dietę stosował i stosuje nadal: najpierw to dieta mlecza, potem to posiłki, które przygotowywała nam mama, a teraz dieta to ogólnie sposób naszego odżywiania.
Jeśli chodzi o moje odżywianie to nadal szukam "złotego środka". W swoim życiu przeszłam z odżywianiem naprawdę sporo. Chociaż nigdy nie stosowałam takich "gotowców" odchudzających (raz chciałam zabrać się za Kopenhaską... wytrzymałam do obiadu oczywiście dnia pierwszego i zrezygnowałam. Wtedy też doszłam do wniosku, że takie "diety" to jakaś totalna masakra ;-)) miałam w swoim życiu różne "niewypały" dietetyczne. I co mogę tu powiedzieć? Po pierwsze pamiętajcie o tym, że każdy z nas, mimo że skałdamay się z takich samych cząstek elementarnych, jest inny. Każdy powinien szukać w swoim życiu "złotego środka" i nie ważne czy chodzi tu o makijaż, ubieranie, odzywianie: Szukajcie tego, co sprawia Wam radość. A teraz pytanie, które od razu przyjdzie Wam do głowy: "Mnie radość sprawiają czipsy, więc jak mam pogodzić radość z ich jedenia z odpowiednią dietą?"
A odpowiedź jest dość prosta: nie można odmawiać sobie wszystkiego. Jeśli powiemy NIE! na wszystko co lubimy (kawa z cukrem i mlekiem rano, czipsy, lody, ciasteczka itd) nie uda nam się wytrwać długo w zdrowym odżywianiu. Najważniejszy jest UMIAR i to jedna z tych rzeczy, na które zwracać musimy szczególna uwagę. Jeśli np w ramach przekąski raz w tygodniu zjemy loda (ok 250 kcal) to czy przytyjemy i nasze dotychczasowe starania pójdą w niepamięć? Oczywiście, że nie. Najwazniejsze, by lód był przekąską i by jego ilość nie była ogromna. Lubisz czipsy? Raz w tygodniu pozwól sobie na małą (ale koniecznie MAŁĄ, bo kupując dużą nie będziesz potrafił przestać jeść) paczkę również w ramach przekąski.
W ten sposób "połechtasz swoje migdałki", nie będziesz myślał, drogi Czytelniku, o tym, czego Ci nie wolno, tylko o tym, że kolejny tydzień udało Ci się zdrowo jeść.
Ale zaraz, zaraz... teraz pojawiają się kolejni znajomi i ich super teorie dotyczące odżywiania i aktywności fizycznej.
"Płytam, jeżdżę na rowerze, żywię się w fast (fat) foodach i nie tyję, więc po co mam zmieniać swoje nawyki? Jem co lubię i jestem super zadowolony" I co na to odpowiedzieć można? A można odpowiedzieć tak: a czy po tych frytach smażonych w trzymiesięcznym oleju i po hamburgerach niewiadomego pochodzenia czujesz się dobrze? (zapewne usłyszmy TAK), ale czy to prawda? Nie... Przy aktywnym trybie życia trzeba się rozsądnie odżywiać. Posiłki powinny być lekkostrawne, porcje nie za duże, ale dające pewne uczucie sytości. Powinniśmy urozmaicać swoje posiłki (bo dziesiąty raz z rzędu pierś z kurczaka na obiad każdego może zabić), ale starać się, by znajdowały się w nich witaminy, minerały, błonnik itd. Zbilansowana, lekkostrawna dieta sprawi, że treningi będą bardziej efektywne i ogólnie będziemy się czuć lepiej (mimo, że może wydawać się to dziwne dla niektórych ;-))
A teraz może powiem skąd nagle u mnie taka chęć podzielenia się z Wami takimi oto spostrzeżeniami?
Ano na otwarciu Igrzysk Olimpijskich zagościła w moim domu pizza. Zwykle staram się, by posiłki w moim domu były "w miarę" zdrowe, ale czasami jakiś fast (FAT) food pojawić się musi. No i co mogę powiedzieć o pizzy? Była pyszna... i co jeszcze? jej wpływ na moje ciało odczuwałam jeszcze przez kolejne 2 dni. Przez cały wieczór zjadłam 4 kawałki (tak wiem.. to był trylion kalorii)... Rano: burk, burk - tak mój brzuś się odzywał. Cały dzień czułam się ciężka i bez energii. Oczywiście treningu żadnego nie wykonałam, bo po pierwsze miałam rest day, a po drugie i tak nie dałabym rady. A najciekawsze jest to, że biegnąc 2 dni po zjedzeniu pizzy nadal czułam się źle i ociężale...
Nie wierzycie?
Zróbcie test: zwykła (nie mała i nie gigantyczna paczka czipsów) niech zagości w waszych łapkach na wieczornym filmie. Nie dzieląc się z nikim pochłońcie egoistycznie wszystko, co się w niej znajduje. A na drugi dzień spróbujcie wykonać trening (wasz ulubiony). Czujecie różnicę z oraz bez czipsów? :)
Czy teraz już wierzycie, że przy aktywnym trybie życia zdrowa dieta jest obowiązkiem?




Miłej niedzieli ;-)
Kicia

4 komentarze:

  1. Mnie brzuch boli już od samych ilości tłuszczy zawartych w czipsach, zjem trochę i mi wystarczy, a kiedyś mogłam pochłonąć kilka paczek :D
    A pizza... kocham <3 ale skutki też czuję kilka dni...

    OdpowiedzUsuń
  2. co ja się tu będę rozpisywać, mam dokładnie identyczne poglądy.

    OdpowiedzUsuń